Charles-Édouard Jeanneret-Gris, szerzej znany jako Le Corbusier, to osobowość większa niż życie. Człowiek, który nie liczył się z uczuciami ludzi, praktycznością swoich projektów i ogólnym samopoczuciem osób w nich mieszkających. Grzyby na ścianach i chwiejność konstrukcji uznawał za błędy ludzkie i niedocenienie własnego geniuszu. Wizjoner, który chciał zburzyć centrum Paryża i wybudować je na nowo. Kobieciarz, manipulator, geniusz, którego prace do dziś funkcjonują w przestrzeni publicznej jako bezpośrednie czy pośrednie inspiracje. Czy można zatem oczekiwać od jego biografii, że będzie w stanie udźwignąć ciężar jego osobowości?
I tak, i nie. Oczywiście, można oczekiwać, ale trudna praca dziennikarska w takich przypadkach jest właściwie drogą przez mękę. Jak uchwycić tego wymykającego się wszelkim schematom człowieka, osobę kapryśną i nielubianą, z jego wielką wizją odbudowy współczesnego świata?
Anthony Flint w swojej książce nie ryzykuje niczego. Biografia Le Corbusiera jego autorstwa operuje dość klasycznymi zabiegami z amerykańskiej szkoły kreatywnego pisania, m.in. rekonstruowaniem życia sławnego architekta na podstawie licznych anegdot, pogłosek i, oczywiście, jego własnej twórczości. Flint porusza się po historii Corbu z niewymuszonym luzem, wracając częstokroć do wydarzeń wcześniej jedynie sygnalizowanych, snując barwną opowieść o życiu architekta, opierając ją na jego kolejnych sukcesach i skandalach, których był częścią. Zręcznie posługuje się materiałem, który zdobył i właściwie nie można mu zarzucić tego, że nie odrobił pracy domowej. Skutecznie naświetla kolejne ważne momenty w życiu Le Corbusiera, skupiając się głównie na jego projektach i wizjach, poczynając od tych skromniejszych poprzez wille zaprojektowane dla przyjaciół, kościół, wydział uniwersytetu Harvarda czy nawet całe miasto indyjskie. Przedstawia nam również posmak ciętego języka Corbu, jego przeżyć w małżeństwie, jego problemów zawodowych, pasji malarskiej i, po prostu, ekscentrycznego sposobu bycia.
W mojej opinii jednak przedstawienie Le Corbusiera w tej książce jest nieco zbyt pomnikowe. Flint nie potrafi powstrzymać pokusy ironicznego komentarza przy każdej okoliczności, w której jego idol popełnia kolejne fuszerki, argumentując to niezrozumieniem dla jego geniuszu. Popada również często w apologiczny ton, któremu daleko jest do obiektywizmu i jeszcze dalej do pełnego pasji zatracenia. Faktycznie, dowiadujemy się wiele o usposobieniu Le Corbusiera, ale obraz, który proponuje nam dziennikarz, jest płaski, pozbawiony głębi spojrzenia na unikatowość postaci z jaką ma do czynienia, przez co sprawia wrażenie, że sam architekt nie jest postacią z krwi i kości, ale zbiorową schizofrenią mu współczesnych, ułudą usprawiedliwiającą najbardziej odważne pomysły modernizmu. Całość jego osobowości po przeczytaniu tej książki można opisać konkretnymi określeniami, takimi jak: geniusz, dziwak, wizjoner, ekscentryk, które pozostają właściwie bez większego znaczenia. Nie dostajemy Le Corbusiera w dołku, w wątpliwościach, czy w jakimkolwiek innym kontekście, który mógłby sprawić, że czytelnik utożsamiłby się z cierpieniem artysty, czy zrozumiał, dlaczego był taki konsekwentny w przeświadczeniu o własnym geniuszu. Postać architekta zajmuje cały pierwszy plan i nie ma miejsca na tło i głębię, tak potrzebne w tworzeniu ciekawych biografii ciekawych ludzi. Czytając tę książkę miałem również wrażenie, że autor nie stara się zrozumieć postaci, którą opisuje. Nie ma tutaj zaangażowania osobistego Flinta, przez co cała książka wydaje się jedynie tekturowym pomnikiem bez większego znaczenia. Niewątpliwie jest w niej mnóstwo ciekawych informacji dotyczących zarówno samego architekta, jak i sztuki jaką jest architektura, aczkolwiek pozostaje to wszystko w próżni informacji bez literackiego polotu.
Na uwagę zasługuje również sposób wydania tej książki, a mianowicie reprodukcje, które zostały w niej zamieszczone. Zapewne można się zgodzić, że w przypadku biografii takiej postaci jak architekt liczba zdjęć zamieszczonych w książce jest zawsze niewystarczająca, jednak w tym wypadku wydaje się jakoby redakcja osiągnęła optymalny złoty środek. Mimo to nie można pochwalić ich za dobrą robotę, gdyż zdjęcia są raczej średniej jakości, a ich rozmieszczenie przyprawia o różnego rodzaju uczucia, od obojętności, przez żenadę aż po śmiech, gdy podczas wertowania kartek natrafiamy na zdjęcie, na którym mieliśmy ujrzeć jedną z muz Le Corbusiera, jednak jej twarz znajduje się idealnie na zgięciu pomiędzy stronami.
Książka Anthony’ego Flinta to zdecydowanie ciekawa pozycja dla osób zainteresowanych architekturą czy też kulturą wysoką w ogólności, gdyż przybliża sylwetkę architekta ważnego dla współczesnej kultury, choć możliwe, że nieznanego. Możliwe też, że przydałoby się tutaj nieco więcej pasji i polotu, ale wciąż jest to dość solidna pozycja, dzięki której można rozszerzyć swoje horyzonty na obszary sztuki, z którą wszyscy mamy do czynienia, ale niewielu ją zauważa.
Tytuł: Le Corbusier – Architekt jutra
Autor: Anthony Flint
Tłumaczenie: Dominika Cieśla-Szymańska
Wydawnictwo W.A.B.