Amerykańska sielanka opowiada o rozlatywaniu się świata. A właściwie o życiu ludzi stanowiących ikonę sukcesu i szczęścia, życiu, które niczym wydmuszka tylko udaje, że stanowi nadal pewną spójną całość, gdy tak naprawdę jest puste. Wydrążone. To zaś, co stanowiło jego istotę, wylądowało w koszu, wraz z losami innych zamieniając się w masę porażek.
Jakbyśmy wraz z narratorem zostali zaproszeni na spotkanie klasowe po latach, na którym jedni z rozrzewnieniem gloryfikują przeszłość, omijając co bardziej żenujące fragmenty, inni zaś skrywają porażki i nie mają zamiaru przyznać się do jakichkolwiek problemów. Nad całością tkwi niczym nieskalany symbol – główny bohater Amerykańskiej sielanki, zapamiętany przez opowiadającego jako niedościgniony wzór cnót, Seymour „Szwed” Levov.
Seymour „Szwed” Levov to przystojny, wysportowany blondyn o – co nie powinno dziwić – błękitnych oczach. Chłopak bez skazy. W rodzinnym miasteczku Newrak wszyscy go podziwiali nie tylko za sportowe sukcesy. W dorosłe życie wkracza z podobnym rozmachem: żeni się z miss New Jersey, przejmuje po ojcu fabrykę rękawiczek i przeprowadza się do pięknego – tak, to dobre słowo – domu. Zwieńczeniem tej „amerykańskiej sielanki” są narodziny córki.
W ten raj zapamiętany[1] uderza odłamek komety amerykańskiego chaosu[2].
Seymour Levov, spotkany po latach, okazuje się nie być uosobieniem amerykańskiego snu. Pod żadnym względem.
Nie wiem, co mnie bardziej zdumiało: czy to, że Szwedowi mogło cokolwiek dolegać, czy to, że przyznał się do słabości.
W świecie widzianym oczyma podstarzałego pisarza z własnymi problemami, w świecie schorowanych ludzi zastępujących swoje niezrealizowane młodzieńcze pragnienia, w świecie zmiennym – wręcz chaotycznym – Seymour Levov miał być stabilnym punktem odniesienia. Stałym punktem. Wartością samą w sobie. Ale i ten kryształ musiał się poddać. Jego życie na Wyspach Szczęśliwych okazało się nietrwałe. Uległo rozkładowi w każdym możliwym aspekcie.
Stary system, na którym opierał się porządek, już nie działa. Został jedynie lęk i niedowierzanie, niczym już nie maskowane.
Pomimo że ten system mieścił się gdzieś na odległym kontynencie, w odległym czasie, to jego upadek wydaje się bliski dzisiejszemu Europejczykowi. Ten raj bezpowrotnie utracony, który został zapamiętany przez nasze młodsze wersje… Jednocześnie jednak ten raj, który mógł zostać nieprawidłowo zapamiętany. Nadbudowany na przebłyskach wspomnień.
Ten raj upada. I to z mroczną siłą podszytą ironicznym spojrzeniem śledzi Philip Roth w Amerykańskiej sielance.
Michał Domagalski
Amerykańska sielanka
Philip Roth
tłumaczenie: Jolanta Kozak
tytuł oryginału: American Pastoral
data wydania: luty 2015
liczba stron: 608
[1] Raj zapamiętany to tytuł pierwszego rozdziału powieści.
[2] Amerykańska sielanka, Philip Roth, Wydawnictwo Literackie 2015, str. 125.