Gdy śmiertelnicy śpią - Kurt Vonnegut

Agnieszka Pilecka
Agnieszka Pilecka
Kategoria literatura · 29 maja 2016

Gdy śmiertelnicy śpią to świeżutki zbiór, niepublikowanych dotąd opowiadań Kurta Vonneguta. Świeżutki w Polsce. W oryginale ukazał się już w 2011 roku  cztery lata po śmierci autora.

 

Wydawnictwo Albatros dba o nas, o miłośników prozy Vonneguta. Od pewnego czasu wydają piękne wznowienia jego książek. A teraz pojawiła się także nowość, która niewątpliwie przykuwa wzrok. Na tę pozycję z pewnością zwrócą uwagę nie tylko stali czytelnicy autora, ale i przypadkowi oglądacze okładek. Wyrazista kolorystyka, prosta grafika z okiem płaczącym krwią i chwytliwy tytuł, to z pewnością elementy, które mogą mieć wpływ na powodzenie książki. Jeśli dodamy do tego treść i bardzo dobry przekład sukces murowany. Zofia Uhrynowska-Hanasz, wykonała dobrą robotę tłumacząc tę antologię. Dodatkowo czarno-białe ilustracje wykonane przez samego autora, pozwalają oderwać się na chwilę, odpocząć od niekiedy ciężkich treści, zrelaksować.

 

Vonnegut kojarzony jest z literaturą postmordernistyczną i science fiction. Jego utwory są pełne czarnego humoru i groteski, co nieraz czyni je absurdalnymi, ale też na tyle atrakcyjnymi, że chłoniemy z rosnącym zainteresowaniem kolejne treści. Taka też jest książka Gdy śmiertelnicy śpią. Mamy tu szesnaście opowiadań, dość króciutkich. Jest to pewną zaletą, ale niekiedy wadą. Kto miał do czynienia z prozą Kurta, ten wie, jak trudno się od niej oderwać. Fakt, iż są tu opowiadania, znacznie ułatwia sprawę. Możemy przeczytać jedno i odłożyć książkę na później, nie zaniedbując przez to swych obowiązków. Niestety, krótkie teksty potrafią być zgubne. Przeczytamy jeden i zaraz mamy chęć na kolejny. Gdy okazuje się, że to "tylko dwadzieścia stron", znów wkraczamy do świata wykreowanego przez autora. Później kolejne dziesięć, następne piętnaście stron i nagle okazuje się, że książka się kończy, a my nie zrobiliśmy nic, co mieliśmy zaplanowane na ten dzień. Przyznaję, ja tak przepadłam. Vonnegut po raz kolejny złapał mnie w swoje sidła. Wpadłam w jego misternie przygotowaną pułapkę i nie mogłam się z niej wydostać.
 
Zbiór rozpoczyna piękna przemowa, którą napisał Dave Eggers. Tuż za nią czeka na nas pierwsze opowiadanie: "Jenny". Już na tym etapie wrota do absurdu zostają bardzo szeroko otwarte i autor zaprasza nas do środka. Cóż, nie przypuszczałabym, że opowieść o lodówce może być tak intrygująca i emocjonalna. Również nie spodziewałam się, że zacznę współczuć kobiecie, która odziedziczyła fortunę, jak się okazuje przy innym tekście. Ale taki jest właśnie urok Kurta, który za pomocą prostego języka, tworzy rewelacyjną narrację, dzięki której sprawnie przeprowadza nas przez swój kawałek świata. Świata, który stworzył specjalnie na rzecz danego utworu. Niekiedy te utwory są bardzo krótkie. Na tyle króciutkie, że odczuwamy niedosyt. Ale po pewnym czasie uświadomiłam sobie, dlaczego tak jest.
 
Proza Vonneguta zmusza do myślenia. Autor, za pomocą swych opowieści chce nas skłonić do refleksji. Mamy dwa wyjścia: albo się temu poddamy, albo nie. Możemy podążać za nim, obserwować wszystko co nam pokazuje, zastanawiać się nad tym o czym pisze. A możemy też przeczytać, odłożyć książkę i stwierdzić, że to bez sensu. Kilkakrotnie złapałam się na tym, że czytam bezrefleksyjnie, wtedy też historia wydawała mi się za krótka, jakby urwana, niedorobiona. Dopiero gdy zaczęłam myśleć o jej treści, dotarło do mnie, że wcale tak nie jest, wszystko co powinno być w niej zawarte, zostało opisane. Zatem to, czy opowiadania będą interesujące, w dużej mierze zależy od nas, nie od autora. Vonnegut zrzuca odpowiedzialność na nas, na czytelników. To od nas zależy czy lektura okaże się głęboka, przepełniona metaforami i mnóstwem emocji, które możemy przeżywać wraz z bohaterami. My też mamy władzę, dzięki której możemy sprawić, że zbiór ten, będzie niczym więcej jak zlepkiem idiotycznych opowiadanek, które kończą się, nim się zaczną. Pytanie tylko, po co czytać, jeśli wybierzemy drugi wariant?
 

Ja na szczęście wybrałam opcję pierwszą. Choć zdarzały mi się chwile zmęczenia i czytając mój mózg wyłącznie czytał, nie myśląc nad sensem, na szczęście szybko się reflektowałam i wracałam, aby wyciągnąć z opowieści coś więcej niż to, że facet wstydzi się swej kobiety. Dzięki temu otrzymałam to co chciałam: kilkanaście świetnie napisanych historii. Nie powiązanych tematycznie, jednakże zawierających kilka wspólnych elementów. Wszystkie są błyskotliwe, ale nie pozbawione specyficznego humoru. Wyraziści bohaterowie, codzienne sytuacje, które dobrze znamy, to rzeczy, które są łącznikiem między dwoma światami. Naszym, realnym i tym fikcyjnym, stworzonym przez autora. Dzięki tym łącznikom, możemy wędrować w tę i z powrotem, zwiedzać, przyglądać się i rozmyślać. Dzięki nim, jesteśmy także w stanie przeżywać różne stany lub też zwyczajnie cieszyć się lekturą. Po lekturze zbioru Gdy śmiertelnicy śpią, z jeszcze większym uznaniem i zrozumieniem przychylam się do słów Eggersa, użytych w przedmowie. "Po stracie Kurta Vonneguta [...] straciliśmy głos sumienia. Głos zdrowego rozsądku, bardzo wiarygodny [...], który nam mówił, jak żyć."

 

Kurt Vonnegut, Gdy śmiertelnicy śpią

Wydawnictwo: Albatros, 2016

Stron: 336