Bartłomiej Basiura – młody, spontaniczny, utalentowany i ambitny. Urodzony w 1991 roku na Śląsku, absolwent prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim, autor czterech wydanych już powieści kryminalnych oraz kolejnych dwóch czekających na publikację.
W pierwszej części trylogii o Miłoszu Goczałce („Waga”), Basiura serwuje
czytelnikowi barwną i wielowątkową fabułę. Autora cechuje niewymuszony styl i swoboda, która pozwala mu na subtelne pogrywanie z czytelnikiem. Pozostawienie „Wagi” historią otwartą, powoduje w efekcie wiele pytań, na które odpowiedzi, jak twierdzi sam Autor, znajdziemy w kolejnych tomach. Planowany termin premiery drugiej części, zatytułowanej „Reset”, to lipiec 2015.
Osobiście widzę w Basiurze, osobę, która nie tylko zapałała miłością do pisania kryminałów, ale także nie boi się eksperymentować ze stylem, językiem i formą. Najlepszym tego przykładem jest zaangażowanie Autora w artystyczne projekty łączące literaturę, muzykę, teatr i szeroko pojęty performance związany właśnie z własną twórczością. Wydarzenie miało miejsce w Krakowie, w teatrze Barakah, z którego relację można obejrzeć poniżej.
Bartłomiej Basiura zgodził się udzielić odpowiedzi na kilka moich pytań, zapraszam więc do lektury.
1. Piszesz kryminały, więc zacznijmy od przesłuchania :)
Imię i nazwisko?
Bartłomiej Basiura.
Wiek?
25.
Wykształcenie?
Wyższe.
Stan cywilny?
Kawaler. Nie-singiel.
Pochodzenie?
Krew śląska, serce pozostawione w górach.
Niebezpieczne zainteresowania?
Pisanie kryminałów.
Ile osób uśmierciłeś?
Wystarczająco.
Czy jako prawnik jesteś w stanie się z tego wybronić?
Nawet nie próbuję.
2. Jak to się zaczęło? Pierwszą powieść pod tytułem „Hipnoza”, napisałeś zaraz po maturze. Czy, że po zdanych egzaminach, mając sporo wolnego czasu, obudziłeś się pewnego dnia zadając sobie pytanie: Co by tu dzisiaj fajnego zrobić? I postanowiłeś, że napiszesz książkę, tak?
Pytanie, które wtedy padło było podobne, ale zgoła odmienne. Zamiast „Co by tu dzisiaj fajnego zrobić” postawiłem pytanie „Co by tutaj INNEGO zrobić?”. Ile w tym było poszukiwania samego siebie, ambicji, a ile działania poza schematem, trudno powiedzieć. I raczej nie było to determinowane czasem wolnym. „Najdłuższe wakacje życia” jak zwykle określam okres po maturze, a przed rozpoczęciem studiów, spędzałem raczej aktywnie. Pamiętam, że pracowałem na zmianę nocną, w weekendy dorabiałem sobie jako kelner na weselach. W tej kwestii nic się nie zmieniło, staram się jak mogę, aby w moim życiu działo się jak najwięcej, pozytywnie się zmęczyć, wszystko po to, aby moment zamknięcia oczu stanowił płynne przejście w sen, aniżeli proces myślenia, co w moim przypadku nie prowadzi do niczego dobrego. Jak dodałem do tego determinację, której wtedy, przy okazji pierwszego podejścia do pisania, zdecydowanie mi nie brakowało, stworzył się projekt, który trwa do dnia dzisiejszego.
3. Kolejne powieści powstawały w trakcie studiów prawniczych, które są bardzo czasochłonne. Powiedz mi jak to wyglądało, kiedy koledzy dzwonili do Ciebie i mówili: Chodź z nami na imprezę Bartek! Co im odpowiadałeś?
„Super! Widzimy się za pół godziny pod głową!”. Nikt nie stanowi lepszej inspiracji, aniżeli ludzie. Dlaczego miałbym się odcinać od uroków życia studenckiego. Każdy wiek ma swoje przywileje. Ale byłbym nie w porządku, gdybym wszystko sprowadzał wyłącznie do inspiracji. Trzeba odnaleźć zdrowy rozsądek, ważyć czas poświęcany na konkretne rzeczy. Osoby, które znają mnie lepiej, wiedzą, że czasem potrzebuję chwili dla siebie. Mam swoje dwa światy. Włączenie jednego z nich determinuje poszczególne zdarzenia dnia. Najlepszym przykładem jest właśnie pisanie. Czasem zdarzało mi się złapać laptop pod pachę i wyjść na miasto, ukryć się gdzieś pomiędzy parami szukającymi chwil namiętności w czeluściach krakowskiej bohemy. Z drugiej strony były dni, kiedy odcinałem się od telefonów i Internetu, wyjeżdżałem gdzieś na wieś, a potem wracałem z trudnością wysłowienia się, bo cisza i spokój nie służyły praktyce wysławiania się.
4. Kiedy zatem znajdowałeś czas na pisanie?
Pisanie zawsze wynikało z pewnej potrzeby sytuacji. Nie warunkowałbym tego materialnie, bo jak zawsze podkreślałem i nic się w tej kwestii nie zmienia, traktuję to wszystko jako pasję. Czas zawsze się znajdzie, wystarczy po prostu chcieć. I nie ma tu miejsca na wymówki. Minus jest taki, że raczej nie będę wymarzonym rozmówcą do dyskusji o najnowszych serialach Netflixa. Podstawa to jest dobry plan, ważenie priorytetów. Sen? Nie uważam, że sen jest dla słabych, wręcz przeciwnie, jest potrzebny, ale do śpiochów raczej nie należę. Jeżeli kosztem dokończenia tego, co dla mnie ważne, jest potrójna dawka kofeiny na drugi dzień, jestem w stanie się poświęcić.
5. W jednym z wywiadów powiedziałeś, że czytasz niewiele. Jeżeli jednak już decydujesz się na czytanie, to jakie książki wybierasz?
Zaskoczę was: kryminały. Czytam niewiele, fakt niezaprzeczalny, wolę w wolnej chwili pisać. Ostatnia kropka to dopiero początek, potem zaczyna się kwestia wydania, redakcja, dopinanie szczegółów, co jest niestety bardzo zajmujące. Czasem z ciekawości sięgam po książki, które znajduje w biblioteczce szwagra, przeczytam kilka rozdziałów i odkładam na miejsce. Jakoś nie potrafię, nudzę się, brakuje mi napięcia, suspensu, czyli emocji, które odczuwam w trakcie pisania.
6. Skąd czerpiesz pomysły do swoich historii?
Sztandarowe pytanie, często je słyszę. Sztandarowe pytanie, sztandarowa odpowiedź: ludzie-otoczenie-praca-przyjaciele? Trochę naciągane, prawda? Problem sprowadza się do mojej wyobraźni. Jak czytam moje ostatnie książki, mam wrażenie, że coś w moim procesie dorastania pominąłem. Trudno powiedzieć skąd to się bierze. Taka mroczna strona, wzbogacona o aktualne procesy społeczne, wydarzenia towarzyszące moim kolejnym projektom, usłyszane rozmowy. Dzięki temu, nawet największa abstrakcja, zyskuje pewien namacalny realizm.
7. Stephen King wielokrotnie podkreślał, że wiele jego kluczowych postaci jest inspirowanych osobami, które kiedyś spotkał w rzeczywistości. Czy u Ciebie jest podobnie?
Nieumyślnie. Nawet w stanie zupełnego zagubienia w swojej wyobraźni, fundamenty, wartości, postawy kształtujące moje decyzje, pozostają bez zmian. Ludzie, którzy mnie otaczają, to dla mnie bezcenne doświadczenie. W tym aspekcie, mogę przyznać, że jestem w czepku urodzony, bo to, ile mam dzięki nim siły, motywacji i inspiracji, jest niepowtarzalne. Kolejni bohaterowie książki to zlepek cech charakterów. Nadając im konkretny kształt, formę, mam przed oczami osoby, które z jakiegoś powodu zapadły mi w pamięć.
8. Kolejne pytanie w podobnym stylu. Zawsze mnie zastanawiało w jaki sposób pisarze nadają imiona i nazwiska swoim bohaterom. Masz jakąś specjalną metodę?
W „Wadze” jak i w kolejnych częściach tej trylogii, mamy do czynienia z nagromadzeniem imion i nazwisk, siatka połączeń rozciąga się daleko poza granice fabuły. Przydatne okazało się zestawienie nazwisk, ale główni bohaterowie to własna inwencja. Dwa przykłady: Miłosz Goczałka, nietypowe imię, dziwne nazwisko. Po pierwszych recenzjach pojawiły się sugestie zmiany, ale już do tego stopnia się przyzwyczaiłem, że trudno byłoby zmienić tok myślenia i dokonać kompleksowej transformacji. Inny przykład to Amarena Mrągal. Pierwsze skojarzenie jest trafne. Nie wiem, czy wciąż sprzedają TO w Biedronce, procentowy izotonik za 3,99 zł.
9. Kto jest twoim pierwszym nieformalnym recenzentem?
Dwie osoby. Szczerzy aż do bólu, ale mający zgoła inne podejście do tematu, co daje szerszą perspektywę.
10. Czy pisarstwo jest Twoim sposobem na całe życie, czy jest tylko jego etapem?
Czymś pomiędzy. Każda pojedyncza książka zamyka pewien etap, pisarstwo ciągnie się natomiast dalej. Mam wątpliwości czy to wyrażanie („pisarstwo”) ma tutaj rację bytu. Wciąż się śmieję, kiedy widzę podpisy pod moim zdjęciem w formacie Bartłomiej Basiura – pisarz. Przyjmuję na siebie odpowiedzialność, ale napisanie książki nie tworzy pisarza. To określenie kojarzy mi się z pewnym zawodem, a w tym aspekcie pisarzem nigdy nie będę, a to zarazem zakłada negację stwierdzenia, że to sposób na całe życie. Trudno mi powiedzieć, co będzie za rok, tym bardziej za dziesięć lat. Staram się cieszyć chwilą, tym co mam. Tu i teraz.
11. Wróćmy jeszcze do Twoich książek. W swojej najnowszej powieści powołujesz do życia tajemniczą korporację Insight, która – przynajmniej oficjalnie – ma za zadanie obsługę monitoringu miejskiego. Chciałbym Cię zapytać jakie jest Twoje zdanie na temat ciągłego wzrostu poziomu kontroli i obserwacji społeczeństwa w imię zapewnienia mu bezpieczeństwa?
Szczerze? Wszystko ma swoje plusy i minusy, ale należy zachować zdrowy rozsądek. Moje książki nie stoją po żadnej stronie sceny politycznej. Na tyle cenię swoją prywatność i niezależność, że każda kontrola i obserwacja jest odbierana przeze mnie jako atak, uzasadniony prymitywnym argumentem zachowania bezpieczeństwa. Gdy pewna granica zostanie przekroczona, lekarstwo staje się trucizną.
12. Fabuła Wagi jest wielowątkowa. Akcja toczy się nie tylko we wspomnianej firmie informatycznej, ale także między innymi na komendzie policji, w prosektorium czy w więzieniu. Zastanawiam się, w jaki sposób poznawałeś tego typu miejsca. Czy bywałeś w nich osobiście, czy też oparłeś swoją wiedzę głównie na relacjach osób z danego środowiska?
Przygotowując się do napisania kolejnych książek, staram się możliwe najrzetelniej przygotować. I nie chodzi wyłącznie o konsultacje medyczne i prawne, ale również obcowanie z konkretnymi miejscami. Dzięki emocjom, które sam miałem okazje odczuwać w trakcie sekcji zwłok czy wizyty na Monte, łatwiej przelać mi realizm tych obiektów na papier. Dotknąć, powąchać, poczuć – wyobraźnia też ma swoje granice, a czytając podręczniki nie usłyszę odgłosu piłowania mózg.
13. Przy okazji premiery Twojej najnowszej książki, odbyło się w Krakowie, w teatrze Barakah, intrygujące wydarzenie – coś pomiędzy spotkaniem autorskim a przedstawieniem angażującym widza. Opowiesz mi, na czym polegał eksperyment i w efekcie jak udała się jego realizacja?
MINDFUCK. Słowo – klucz. To uczucie towarzyszyło mi niezmiennie na etapie produkcji, bo od pomysłu spotkania autorskiego przeszliśmy do stworzenia widowiska literacko-teatralnego. Eksperyment polegał na wejściu w świat wyobraźni autora – nie mojego rzecz jasna – w pojęciu generalnym. Trzy poziomy incepcji, wybudzenia, faza obecna w procesie tworzenia. To wszystko pozwalało dojść do efektów, które okazały się zaskakujące również dla mnie. Cieszę się, że udało się zarazić tym pomysłem grupę osób, która włożyła w to wydarzenie całe swoje serce. Książka okazała się bodźcem, aby dać upust innym pasjom, tym aktorskim, muzycznym i producenckim. Czy realizacja się udała? Do tego stopnia, że aż chciałoby się iść o krok dalej, wystawić również w innych miejscach niż Kraków, rozwinąć myśl. Zainteresowanych tego typu wydarzeniami nie brakuje, zdobyte doświadczenie jest bezcenne. Na razie to musi niestety poczekać.
14. Zdecydowałeś się na trylogię. Waga jest pierwszą częścią, kolejne, z tego co wiem, już powstały i czekają na wydanie. Zdradzisz swoim czytelnikom jak potoczą się dalsze losy Miłosza Goczałki?
Zdradzić niestety nie mogę, sugeruje jednak nie przyzwyczajać się do rozwiązań i wyjaśnień ukazanych w „Wadze”, dopiero po lekturze wszystkich części będzie się miało właściwe spektrum i perspektywę. Jest pewien problem natury logistycznej, bo trylogia została zdeterminowana objętością, która już na samym początku wymknęła się poza ramy jednej powieści, dlatego też zakończenie „Wagi” bardziej można określić jako zakończenie rozdziału, aniżeli książki.
15. Kiedy można się spodziewać kolejnych części na rynku?
„Reset” czyli część druga już w niedalekiej przyszłości. Właśnie trwają ostatnie prace redakcyjne. Premiera już w lipcu, pomysł na wakacje. Dość czasu, aby nadrobić zaległości z „Wagą”. Trzecia część – „Alert” (wersja robocza tytułu brzmiała „Lama”) czeka na swoją kolej w szufladzie. O szczegółach przyjdzie rozmawiać po „Resecie”, mam nadzieję, że nie będziecie musieli na to zwieńczenie historii czekać.
16. Jest wiele osób, które próbują pisać, jednak zazwyczaj chowają swoje teksty w szufladzie. Miałbyś dla nich jakąś wskazówkę jak przestać się obawiać krytyki i zrobić ten pierwszy krok na rynku wydawniczym?
Obawa przed krytyką jest czymś naturalnym i nieuniknionym. Brak refleksji i przeczucie o własnej wyższości wydaje mi się ślepą uliczką. To kwestia jednego kroku, przekroczenia granicy pisania dla siebie, a chęci pokazania swoich dzieł szerszej publiczności. Wskazówka? Nie patrzeć na innych, obrać swoją drogę. Zamiast iść lekkomyślnie przed siebie, właściwie się nastawić, wtedy żadna krytyka nie jest straszna, a istnieje możliwość poznania siebie od nieznanej dotąd strony. Wszystko zależy od tego, co chce się osiągnąć.