Narrator zgubiony w transformacji ("Brat bies" Marka Weissa)

Borys Róg
Borys Róg
Kategoria literatura · 4 kwietnia 2016

Historia naszego kraju z drugiej połowy XX wieku przepełniona jest demonami, które były i nadal są wdzięcznym materiałem dla literatury. Niestety, każda, bez względu jak istotna i poważna tematyka, może być złamana nieudanymi wyborami na poziomie samej konstrukcji prozy.

 

Brat bies to Bildungsroman skupiający się na dojrzewaniu i później młodości protagonisty-narratora. Jego dorastanie przypada na czas ogarniętej komunistycznym reżimem Polski. Do tego dochodzi trudna sytuacja rodzinna, związana ze wczesnym zniknięciem ojca z jego życia oraz oschłe podejście matki. Rozterki natury moralno-religijnej towarzyszą mu od początku i stanowią dominującą oś fabuły. W trakcie jej rozwoju protagonista styka się z całą galerią postaci o różnych wartościach (lub ich braku) oraz znaczeniu dla historii.

 

Najważniejszą z tych postaci jest Mikołaj, początkowo tylko podziwiany kolega z klasy, z którym później zawiera głębszą relację. Będąc synem Rosjanki błękitnej krwi i Polaka oddanego komunistycznym ideałom, jest on postacią pełną konfliktów i napięcia o iście romantycznym charakterze; nie dziwi więc, że wywarł taki wpływ na protagonistę, który mówi, że „żaden śliczny laluś nie dorównywał mu urodą, bo jej wspaniałość tkwiła w charakterze i poczuciu niezależności, jak u podróżników i pogromców zwierząt”. Kulminacyjnym punktem zawiązania się ich przyjaźni była wspólna wyprawa do Czechosłowacji, pierwsza poważna „przygoda” w życiu protagonisty, która miała być dla niego osobistą „misją” przekonana Czechów do swojego narodu.

 

W tym się kryje jeden z ciekawszych wątków powieści. Poczucie spełnienia misji i związane z nią wartości towarzyszą protagoniście od początku do końca. Wychodzi ono oczywiście ze skomplikowanego moralnie i światopoglądowo tła dla czasów, w jakich przyszło mu rozwijać własną osobowość i ogląd na świata. Można powiedzieć, że główną misją protagonisty, zainspirowaną rosyjsko-polskim przyjacielem, jest przebicie się przez barierę poczucia krzywdy wobec wschodnich sąsiadów i – podobnie jak w okolicznościach wyprawy do Czechosłowacji – pojednanie obu narodów; rzecz m.in. pchnęła bohatera na studia rusycystyczne. Jak dowiadujemy się pod koniec fabuły, owa misja niestety spaliła na panewce, co pobudza do pewnej refleksji nad przywiązaniem do ideałów. Niestety, ten jeden pozytyw przepada pod uderzającymi wadami strukturalnymi oraz tymi, które zdają się być w kuriozalny sposób odrębne od głównej osi fabuły.

 

Sama postać narratora-protagonisty przysparza dużo problemów, przede wszystkim w jego odbiorze i ocenie. Jego rozwój związany jest z wieloma zatrważającymi kontrowersjami, przy których każdy krytyk psychoanalityczny miałby szerokie pole do popisu. Początkowo możemy dopatrzeć się pewnego homo-erotycznego napięcia między Mikołajem a protagonistą, podkreślonego jego wywodami o naturze „męskiej przyjaźni”:

„W dzisiejszych czasach, zdominowanych przez kulturę gejowską, te uczucia interpretowane są chętnie jako pochodne erotycznych fascynacji (…) Pomysł, by się z przyjacielem ciągnąć za fiuty (…) jest absurdalny i komiczny”.

Sceny takie jak bójka między dwojgiem chłopaków, opisana przez narratora jako „podniecająca” tylko podkreśla cały ten wydźwięk. Dodawszy do tego zawiłości miłosne samego protagonisty, powstaje nam niemały interpretacyjny chaos. Pociąg protagonisty, skierowany w stronę pięknej i wysublimowanej matki Mikołaja wraz z całym swoim fabularnym kontekstem, sam w sobie podsuwa na myśl jakąś projekcję związaną z brakiem matczynej miłości, ale kiedy dochodzi do momentów takich jak stosunek między dwojgiem, obserwowany przez przykutego do wózka męża-voyeurysty, czytelnik zaczyna sam doznawać mentalnego dyskomfortu.

 

Oczywiście, seksualność to jedno; po Kompleksie Portnoya i innych tego typu dziełach takie rzeczy nas już nie dziwią. Jednak na cały odbiór fabuły wpływają problemy u samej struktury powieści. Z założenia jest to powieść refleksyjna, w której protagonista-narrator opowiada o swoim życiu, przemyśleniach, nadając im personalną wymowę. W Bracie biesie, o dziwo, brakuje na tym polu samego protagonisty, targanego przeciwieństwami, sporami między światem materialnym i duchowym, nieco gruboskórnego, przywiązanego do tradycji, ale na pewno mocno romantycznego. Jego narracja, dość płaska, jednolita, pozbawiona dynamiki zdaje się zupełnie nie przystawać do tego charakteru (nie wystarczy tu i ówdzie zarzucić „kutasem” czy innym wulgaryzmem). Wybór takiego sposobu narracji zdecydowanie nie wyszedł autorowi na dobre.

 

W tym wypadku można powiedzieć, że Brat bies to projekt nieudany przez mankamenty strukturalne, które przysłoniły to, co w powieści powinno głównie zwracać uwagę. Historyczne uwikłania jednostki w problemy narodowościowe, religijne i moralne, mimo wszystko pozostają ważną i wartą uwagi stroną fabuły, ale przedziwna i zwyczajnie nieudana kreacja protagonisty, nadającego cały sens tej opowieści, kompletnie zmienia – i dewaluuje ich odbiór.

 

Marek Weiss, Brat bies

Wydawnictwo MUZA SA, 2016

liczba stron: 288