Urzekły mnie drobiazgi: urwany guzik i resztka zwietrzałych perfum
– rozmowa z Anną Król, autorką książki „RZECZY. Iwaszkiewicz intymnie“
Autorka miała rok, gdy pisarz żegnał się ze światem. Trzydzieści pięć lat później otwiera szafę Iwaszkiewicza w domu w Stawisku. Z czułością i fascynacją ogląda podszewki garniturów, odkrywa zagubione guziki, tubki kremów do golenia, bilety kolejowe, zwietrzałe perfumy i poplamione wciąż krawaty. Ze szpargałów, którymi nikt się nie zajmował, układa na nowo opowieść o jednym z najbardziej kontrowersyjnych polskich pisarzy XX w. i słynnym celebrycie, który był ikoną stylu w PRL.
Anna Król przeciwstawia się tradycji pisania o autorze „Tataraku” i „Panien z Wilka”. Pokazuje go tak, jak nikt wcześniej się nie ośmielił – z bliska i zmysłowo. Po raz pierwszy tak szczerze i otwarcie pisze o depresji jego żony, o stosunku do pieniędzy, homoseksualnych miłościach i niespełnionych ambicjach dyplomatycznych.
Pokazuje trzynaście przedmiotów i prywatnych chwil z życia intrygującego mężczyzny. „Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie” to literacko piękna i drobiazgowo udokumentowana opowieść, w której znalazły się sceny intymne oparte na faktach. Tę książkę czyta się jak wciągającą powieść i przewrotnie skonstruowany, poruszający dokument.
– Co odnalazła Pani w dawnym domu Iwaszkiewicza, w Stawisku?
Archiwum mieści się na strychu. Wszystkie dokumenty są posegregowane,
opisane, poukładane w teczkach. Tych teczek jest łącznie prawie 1100, znajdują się w nich rękopisy najważniejszych utworów, dzienników, kilka tysięcy listów. Ale przede wszystkim materiały mniej istotne z punktu widzenia badaczy jego twórczości, które mnie zainteresowały najbardziej. Iwaszkiewicz był zbieraczem, niemal niczego nie wyrzucał. Są więc w liczne karteluszki ze spisanymi sprawami do załatwienia, stare bilety – lotnicze, na pociąg, tramwaj. Są karty meldunkowe, rachunki, podania o wydanie paszportu i dotyczące wymiany dewiz. Menu uroczystych obiadów wydawanych w Stawisku, a nawet stare recepty, nieważne od lat dowody osobiste i listy wydatków. Gdyby chciało się przeczytać i obejrzeć każdą rzecz, jaka trafiła do archiwum, trzeba by kilku lat!
A co Panią najbardziej ciekawiło?
Przedmioty nieujęte w żadnej kartotece – szara strefa zbiorów. Część z nich to drobne sprzęty: tasak do mięsa, nóż, waga odważnikowa, dziadek do orzechów. Tymi drobiazgami po śmierci gospodarzy zaopiekowała się mieszkająca nadal w Stawisku Zosia Dzięcioł – wieloletnia gosposia Iwaszkiewiczów, a właściwie członek rodziny. Wiele przedmiotów osobistych trafiło do córek pisarza, a potem do dalszej rodziny. Pani Maria Iwaszkiewicz ostatnio sprezentowała mi angielskie skarpety wełniane z lat 50-tych. Oczywiście należące niegdyś do jej ojca. Do mnie trafiły z jej przepastnej szafy w mieszkaniu na warszawskim Ursynowie.
– Jak wyglądało poszukiwanie Iwaszkiewicza wśród tych szpargałów?
Początkowo po prostu przeglądałam papiery. Szłam coraz dalej i dalej. W ciągu niemal dwóch lat moich wizyt na Stawisku przejrzałam większość materiałów: liczne kalendarzyki, korespondencja, dzienniki, rękopisy. Im częściej bywałam w tamtym domu, tym więcej czasu spędzałam na rozmowach – z kustoszami, a przede wszystkim panią Zosią Dzięcioł w jej małym mieszkaniu na piętrze Stawiska. Ratowała mnie zimą gorącymi herbatkami, a przy okazji pojawiały się nowe wątki. Dzięki nim zrozumiałam więcej niż można wyczytać ze starych papierów.
Dużo chodziłam po domu, oglądałam zawartość szuflad, zaglądałam do szafy, w której nadal wiszą ubrania Iwaszkiewicza, wdychałam zapach pozostawionych w toaletce 35 lat temu wód kolońskich, przesiadywałam na ławce przed domem i krążyłam po okolicy. Odwiedzałam też Tworki, Turczynek i cmentarz w Brwinowie, ważne ze względu na bliskich Iwaszkiewicza – jego żonę, czy ukochanego Jerzego Błeszyńskiego. A jednocześnie ponownie przeczytałam całego Iwaszkiewicza, książki historyczne, biografie ludzi z nim związanych. Wszystko to pozwoliło mi więcej zrozumieć.
– Co mówią o Iwaszkiewiczu te wszystkie niepozorne rzeczy?
To, że zapisywał każdy skwarek papieru, znaczy, że pamiętał czas, gdy papieru brakowało. Jego skrupulatność finansowa i pilnowanie każdej złotówki – to dowód, że wcześnie doświadczył biedy. Jego zbieractwo to obsesyjna chęć zapamiętania każdej minuty, ale też potrzeba potwierdzania zdobytego statusu poprzez otaczanie się przedmiotami. Niby drobne sprawy, a wyłaniają się z nich złożone historie.
Dlatego urzekły mnie te drobnostki – guzik urwany od starego płaszcza, nadłamane okulary, karteczki z listą spraw, zachlapane przy jedzeniu krawaty. Wszystkie były częścią życia. Opuszczone przez właściciela mogą opowiadać dawne sprawy.
– Co panią w tych rzeczach i samym Iwaszkiewiczu poruszyło?
Poruszył mnie Iwaszkiewicz nieszczęśliwie zakochany, cierpiący, szarpiący się.
Rozczulił – czuły tata. Zaskoczył - dowcipny mężczyzna, z dystansem patrzący na własne błędy i nieporadność. Zadziwił – zakompleksiony, nieakceptujący własnego wyglądu.
A zaimponował mi jako pisarz – dyscyplina z jaką traktował swój zawód, łatwość pisania, doskonałość kompozycji, praca bez skreśleń.
– Czy ma Pani jakąś ulubioną rzecz Iwaszkiewicza?
Bardzo lubię jego kalendarzyki i sposób zapisywania. Miał poczucie humoru, notatki bywają przezabawne, ale też dużo mówią o epoce, w jakiej żył, o sposobie spędzania czasu. Iwaszkiewicz prowadził kilka kalendarzy naraz. Jeden był mały, kieszonkowy – najbardziej intymny, trochę jak mini dziennik. Drugi służył do porządkowania rzeczywistości – zapisywał w nim daty, godziny spotkań, ważne sprawy służbowe. A trzeci współprowadzili razem z Szymonem Piotrowskim, sekretarzem – dzięki temu zawsze było wiadomo, jakie plany ma Iwaszkiewicz jako prezes Polskiego Związku Literatów i można było panować nad grafikiem spotkań.
– Bohaterami książki są przedmioty, prywatność, codzienne i intymne chwile człowieka, który był również słynnym pisarzem. Ale co jest głównym tematem tej opowieści?
Przemijanie. Upływ czasu. Pisałam o tym, że składamy się z drobinek – przedmiotów, jakichś notatek, doznania czyjejś śmierci, jednej wieczornej rozmowy, zapamiętanego pięknego widoku, słonecznego poranka. O tym, że nie da się poznać kogoś do końca.
Iwaszkiewicz jest dla mnie przykładem człowieka nieoczywistego. Można o nim powiedzieć, że był wielkim pisarzem – i to będzie prawda. Można go nazwać politycznym konformistą i wielu przyklaśnie. Ale można też w nim zobaczyć własne wątpliwości, kompleksy i emocje. I o tym właśnie najbardziej chciałam napisać.
Anna Król (1979) - pomysłodawczyni i dyrektor Big Book Festival – międzynarodowego festiwalu literackiego odbywającego się w Warszawie. Menedżerka i promotorka kultury, wydawca, redaktor, autorka scenariuszy. Kuratorka projektów poświęconych Jarosławowi Iwaszkiewiczowi, Sławomirowi Mrożkowi i Jerzemu Pilchowi. Z wykształcenia jest krytykiem sztuki, absolwentką Akademii Teatralnej w Warszawie. Redaktorka książki "Spotkać Iwaszkiewicza. Nie-biografia”. „Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie” to jej debiut literacki.