Poeta niestrudzenie rozmontowuje klisze, którymi zwykliśmy patrzeć na rzeczywistość. O sprawach zwyczajnych mówi w sposób nadzwyczajny, przykuwając tym samym uwagę czytelnika, przed którym stoi zadanie znalezienia i rozwikłania sensu rozkwitającego w utworach.
Szymon Słomczyński w mistrzowski sposób operuje słowem. Jego misternie skonstruowane utwory można uznać za poetycką wiwisekcję otaczającej nas rzeczywistości. Autor bacznie przygląda się temu, co wokół, by następnie dekonstruować to przy użyciu epatującego mnogością sensów języka. W swoim nowym tomiku zatytułowanym Dwupłat laureat Nagrody Nike konfrontuje odbiorcę z tematyką relacji międzyludzkich, codzienności, słabości, ale też śmierci i życia w ogóle. Dotykając tych problemów nie stroni od gorzkiej ironii oraz drwiny ze świata, który bądź to wymyka się jednostkowemu poznaniu, bądź też je wykoślawia.
Rzecz poświęconą tomikowi autora Nadjeżdża wypada zacząć od początku, to znaczy od okładki książki, której bohaterem jest nietypowo ukazany słoń. Choć rozmija się on nieco z wyobrażeniem ssaka do jakiego przywykliśmy, to świetnie oddaje ideę książki młodego poety, wprowadzając czytelnika w jej klimat. Stykając się z cyfrową modyfikacją zwierzęcia należy zauważyć, że jest on pokryty do połowy bordową skórą, resztę jego ciała wypełniają zaś kości, zza których prześwituje szara powłoka. Tak ujętego słonia można uznać za metaforę rzeczywistości, którą obrazuje w swoich wierszach poeta i w której, bądź co bądź, jesteśmy dość głęboko zanurzeni. To rzeczywistość pełna napięć. Jednostkowa wola pozostaje w niej w konflikcie z przypisywanymi jej sensami. To również rzeczywistość w pewien sposób obca, narzucająca podmiotowi rozmijające się z jego potrzebami ograniczenia.
Tak jak słoń składa się ze skóry i kości, tak ona składa się z powierzchni – pewnych rzucających się w oczy praktyk i zachowań – oraz tego, co je uzasadnia. Fakt, że wierzymy w sensowność naszych działań sprawia, że chce nam się żyć. Wraz z utratą wiary, zaczynamy przyglądać się otaczającej rzeczywistości spode łba, usiłując rozwikłać zagadki tego, co na pozór oczywiste. Bohatera Dwupłatu można uznać za człowieka podejrzliwego, dla którego poezja jest formą rozbrajania i poskramiania rzeczywistości karmiącej się pozorami. W centrum zainteresowania ja lirycznego sytuuje się to, co konstruuje nasze wyobrażenia o świecie, a nie świat jako taki. On bowiem znajduje się na ostrzu krytyki mówiącego. Rzeczywistość skolonizowana przez kolorowe media, Internet, rzeczywistość odbarwiona z uczuć i rozmijająca się z wszelkimi wartościami nie jest mu na rękę. To atrapa, która ma stać się przedmiotem naszych pragnień. Tymczasem prawdziwy świat jawi się jako niedostępny. Jak pisze autor w wierszu zatytułowanym „Wyspy Nonsensu” „Rzeczywistość jest świętem/zmarłych i odległym miastem (…)”. Na co dzień zdajemy się z nią rozmijać, skupiając się na tym, co atrakcyjne i efektowne, a nie na tym, co faktycznie ważne.
Ja liryczne w kolejnych wierszach docieka, na ile świat, w jakim żyje jest faktycznie światem, którego pragnie. Czy nie jest tak, że zarówno rzeczywistość, jak i opisujący ją język, zwodzą podmiot, mamią go, prezentując się jako coś, czym de facto nie są. Mówiący w wierszach nie daje się przechytrzyć. Wszelka esencja zdaje jawić mu się jako obca, dlatego zamiast reprodukcji istniejącego języka, wybiera pracę poetyckiego rzeźbiarza, wykuwającego słowami coraz to nowe znaczenia. Następnie oplątuje nimi egzystencję swoją i cudzą – mowa o czytelniku, którego zadaniem staje się rozsupływanie zawoalowanych sensów. Ja liryczne ma świadomość, jak łatwo jest przywyknąć do osiadłych w języku znaczeń, uznając je nie tylko za swoje własne, ale i za jedyne słuszne. Intrygującym zadaniem jest dzielenie wraz z nim jego poetyckiej filozofii, wyrastającej z niezgody na przyjmowanie łatwo konsumowalnych „faktów” i obrazów oplatających gęsto jednostkowe życie.
Pogoń za obrazami czy bezkres Internetu zdają się uszczuplać ludzką podmiotowość i świat, w jakim jednostka partycypuje. Z jego bogactwa zostają resztki – przypomnieć należy, że z tytułowego dwupłatu pozostaje jedynie obrazek na puszce z tytoniem (Dwupłat) i nic więcej. Można sądzić, że w wierszach Słomczyńskiego kryje się pytanie, czy taka zredukowana do obrazów i zarazem zredukowana do minimum rzeczywistość winna być obiektem pragnień we współczesnej kulturze. Czy nie jest tak, że wraz z obrazkowością i fragmentarycznością wypala się myślenie, a z nim kultura. Być może na to właśnie wskazuje obsesyjnie powracający w utworach temat śmierci i pamięci o zmarłych. Niektóre ze zgromadzonych w tomiku utworów dedykuje Słomczyński ludziom młodym, którzy przedwcześnie zginęli. Wśród nich jest między innymi Michał Łysek (Rzeźnia), wybitny student matematyki zamordowany przez dwojga nieletnich w 1997 roku w Krakowie. Poświęcona mu Rzeźnia jawi się jako wyraz potępienia morderców, a zarazem przejaw bezradności i niemożliwości zrozumienia dokonanego przez nich czynu.
Dwupłat wypełnia widmo ciężaru – którego piętno czujemy już w inicjującym tomik wierszu o znamiennym tytule Deadline. Ciężar niesie ze sobą rutyna, obowiązki, czynności, ale też inni ludzie usiłujący narzucić nam siebie i swoje zdanie. Ciężarem jest wreszcie śmierć (nierzadko absurdalna i niemożliwa do zniesienia), jak również brutalność, głupota, niedojrzałość, bezduszność, które do niej doprowadzają. Atmosfera niektórych wierszy jest „pozytywnie nieznośna” w swojej prawdziwości zmuszającej do myślenia nad (nie)ludzką kondycją. Wiersz Dziczyzna składający się ze słów: „przed maską wyrosło/stado pięknych saren./Śmierć. Już tylko heble/i refleks./Na masce żywica/albo ślady po niej,/po tamtej./Dziczyzna./Huczny seks.” może być tu dobrym przykładem, traktującym w minimalistycznej formie o maksymalistycznej bezduszności, obojętności czy bezmyślności.
Tomik utwierdza czytelnika w przekonaniu, że rolą poezji jest przeciwstawianie się zmechanizowanej wizji egzystencji, która brzydzi się wysiłkiem, wybierając świat łatwy, a przy tym marny, sprowadzony wyłącznie do biologicznych, nierzadko akontrolowalnych odruchów. Fenomenalne jest to, że Słomczyński mówi językiem, który krytykuje czy też używa stylu, który zarazem wyśmiewa. Jego poezja to lingwistyczna gra pełna napięć i zaskakujących zwrotów, mimo że czasem może sprawiać wrażenie łatwej, rymującej się, pozornie lekkiej. Rolą czytelnika tomiku jest podjęcie językowego wyzwania – zanurzenie się w bezmiar słów kipiących od znaczeń, których deszyfracja warunkowana jest w dużej mierze indywidualnym odbiorem.
Napawanie się pięknymi widokami to łatwizna, dlatego ja mówiące wciela się w rolę kontestatora i outsidera. Ten, w wymagający nie lada intelektualnego zaangażowania sposób, kreśli własną wizję tego, co widzi. Stawia on opór nie tylko rutynie, będącej niejako rdzeniem naszego codziennego doświadczenia, ale i językowi, czyniąc go sojusznikiem w prowadzonej przez siebie grze. Wyróżniającą cechą utworów staje się symultaniczność zdarzeń – w wierszach autora Dwupłatu dzieje się niejednokrotnie więcej niż na kilku stronach powieści. Słomczyński wykorzystuje język, by wydobywać jego wieloznaczność, ale też by mówić o wielu rzeczach naraz. Wiersze zestawione ze sobą w pary dodatkowo potęgują ten efekt.
Poezja Słomczyńskiego staje się pełnym wzlotów i upadków poszukiwaniem zarówno alternatywnego świata, jak i alternatywnych wyjaśnień dla świata już istniejącego. Poeta niestrudzenie rozmontowuje klisze, którymi zwykliśmy patrzeć na rzeczywistość. O sprawach zwyczajnych mówi w sposób nadzwyczajny, przykuwając tym samym uwagę czytelnika, przed którym stoi zadanie znalezienia i rozwikłania sensu rozkwitającego w utworach. W znalezieniu go pomogą intelektualny wysiłek i wyobraźnia, którą niewątpliwie rozbudzą poetyckie obrazy rozmnożone w tym niepowtarzalnym dziele.
-----------------------
Dwupłat
Szymon Słomczyński
Biuro Literackie, 2015
Wrocław