Ryzykowne wibracje języka naszych czasów w poezji Aleksandry Zbierskiej

Paweł Kaczorowski
Paweł Kaczorowski
Kategoria literatura · 15 sierpnia 2015

Szkic ten został napisany kilka lat temu i opublikowany w Ósmym Arkuszu Odry (9/2010). Wcześniej inny mój tekst na temat poezji Oli Zbierskiej ukazał się w Tyglu Kultury 1-3 (167 -171) 2010. Porównanie pokaże Czytelnikowi, że wiersze w lekturze pracują, że moja recepcja tej poezji się zmienia...

„ukryć zło czy je upiększyć?”

(z wiersza: Pod zewnętrzną powłoką)

 

Język poetycki  i styl wypowiedzi Aleksandry Zbierskiej w obu jej tomach (Wibrujące ucho, Panopticon) ma prawo czytelnika zaskoczyć. Przy  pierwszym czytaniu może nawet drażnić karkołomnością połączeń pojęć filozoficznych (pryncypia, obiektywizmy, syntezy, casusy), kolokwializmów (schizować, blanty) i wulgaryzmów (chuju jeden, mały skurwysyn), )  oraz  nazw własnych z obszaru technologii informatycznej (3D, hiperłącza). Zastanawia też spora  ilość udziwnień w zapisie. Anglicyzmy, których u Zbierskiej w nadmiarze i zdeformowane latynizmy pełnią tu funkcję nie tylko ornamentacyjną, ale uruchamiać mają intertekstualny dyskurs idei i retorycznych figur, tych najnowszych i tych, które od wieków zamieszkują gościnne (może nawet nazbyt gościnne) obszary polszczyzny. Poetka często przywołuje ważne w kulturze nazwiska (Karpowicz, Platon, Spinoza,  Freud, Camus), ikony popkultury (Tom Hanks, Agentka Skali),  imiona bohaterów dzieł literatury światowej (Zaratustra, Piętaszek), cytuje Bukowskiego i Pynchona, mottami w jej wierszach bywają fragmenty utworów Rilke’go, Gertrudy Stein i Barańczaka.

 

Żeby to wszystko ze sobą połączyć, posklejać, nadać temu poetyckiemu pidżynowi spójność Zbierska wstawia w swoje utwory amerykańskie spójniki „&”, kwadratowe nawiasy, cudzysłowy, ukośniki, podkreślniki, słowem – tyle przeróżnych „gadżetów” graficzno-komunikacyjnych, ile klawiatura komputera może jej zaoferować. Cóż, tak wygląda współczesny język polski. Przede wszystkim wszędobylski język esemesów i (również literackiego) Internetu ale nie tylko. Taki „funkcjonalny” galimatias  widać bowiem na bilbordach wielkich miast ale i słychać na dziedzińcach uczelni, w dzisiejszych „salonach”, klubach, knajpkach dla artystów. Język ryzykownie rozwibrowany, rozkalibrowany, roztrzęsiony, egzaltowany, nakręcony, pospieszny, programowo niegramatyczny, oderwany od zasad pisowni i interpunkcji, efekciarski,  ale i – paradoksalnie – g a d a j ą c y wprost i do wszystkich. Tak się dzisiaj komunikujemy. W czasach w których „wszystko jest dozwolone” takie formy językowej dezynwoltury są czymś oczywistym i niemal powszechnie akceptowanym, a w pewnych środowiskach wręcz trendy.

 

Narzuca się tu pytanie, czy taki eklektyczny twór komunikacyjny nadaje się do tworzenia poezji? Czy jest nośnikiem jakichś współcześnie istotnych wartości, sensotwórczym źródłem rozumienia? Oba pytania są, na szczęście dla poezji, niestety dla samych pytań … nieprawomocne i śmieszne. Podchodzenie bowiem do najnowszej poezji z gotowymi założeniami estetycznymi, kryteriami z poprzednich epok, wyobrażeniami o powinności języka i odpowiedzialności twórcy zdają się być kuriozalną uzurpacją zastałego akademizmu, który zwyczajnie przysypia i nie jest „na czasie” z tym, co najważniejsze w kulturze piśmienniczej – z tym, co się aktualnie dzieje. A dzieje się sporo, aż wibruje w czujnym uchu, i to ucho trzeba docenić, nawet jeśli owo rejestrowane przez zmysł słuchu dzianie się języka zdaje się być dalekim od doskonałości czystej polskiej mowy bełkotem, a może wręcz dlatego. W świecie pomieszania języków i zatarcia dystynkcji mowy,  ważne, żebyśmy się w ogóle potrafili dogadać, a gadanie to przecież „mowa trawa”... Jednakże w poezji poznańskiej poetki ma miejsce arcyciekawy proces restytucji tego „ponowoczesnego” sposobu mówienia: Zbierska chce bowiem  być trawą,/ w gruncie rzeczy… (A jeśli nie wrócę? Strach pomyśleć).

 

Badając wnikliwie ten grunt z łatwością zauważymy, że w poezji Aleksandry Zbierskiej mowa jest o rzeczach ważnych i najważniejszych, autorka nie ucieka od tematów newralgicznych i trudnych, dotyka egzystencjałów i decyduje się na odsłonięcie swojej intymności, nie waha się sięgać do areału wspomnień z dzieciństwa i ujawniać onirycznych wizji. Sposób w jaki to robi, powoduje, że osiowe motywy wielu jej wierszy, jak motyw samotności czy pytanie o Boga, o śmierć, zbrodnię i problem samobójstwa –  pozbawione są patosu i napuszenia.

Ponieważ autorka Wibrującego ucha wie, że śmierć mogłaby pojawić się w każdej chwili i ją zaskoczyć (Umrzeć we śnie. Leżeć) próbuje siebie i nas – czytelników ze śmiercią oswajać. Widok martwego kochanka przyjmuje z iście stoickim spokojem: leży martwy, zwyczajnie, jak zawsze/ leżą martwi, jakoś nie specjalnie ciężko (Umarł). Z obsesyjną  pasją uśmierca podmioty swoich wierszy od pierwszej strony pierwszego tomu po ostatnią drugiego. W debiutanckiej książce, wcielając się w opanowanego obłędem mężczyznę, dźga dwa razy gościa, który powiedział: zrób to, a dziś jeszcze będziesz ze mną w raju (Horse sense). Tę, która zdradzała dwóch facetów zabija jak karpia i owija w kołderkę (Romantyczność). W tomie Panopticon z kolei, śmierć staje się problematem, hipotezą, niedającą spokoju obsesją. Poetka  pyta: A gdybyś umarł dziś w nocy (…) to co by ludzie o tobie pomyśleli? (Wieszając psy) Stawia, tym samym, przed oczami czytelnika… całe jego życie. W innym wierszu Zbierska zmusza czytelnika do refleksji nad pytaniem o to, czy można jego istnienie w ogóle nazwać „życiem”, wokół widzi bowiem ludzi „martwych”, albo pozbawionych życiowej energii: wszyscy umarli, umierają albo stoją/ w kolejce po kapcie (Wróg naturalny). Wreszcie poetka zamyka swoją drugą książkę obrazem dziecięcego truchła pokrytego cuchnącą zgorzelą...

 

Aleksandra Zbierska z pewnością nie należy do autorek piszących wiersze łatwe, lekko przyswajalne i przyjemne. Tworzy utwory, które niewiele mają w sobie cech zwykle, schematycznie przypisywanych „kobiecej poezji”. Są to wiersze ostre i wyraziste, częstokroć tkane z wulgarnych i ordynarnych obrazów: Skąd ten smród? To po gościu – odpowiada dziewczyna/ kopiąc pościel w stronę pralni. To co, /on umarł? (A ja mam właśnie napad paraliżu). Ale jednocześnie Zbierska w swojej dojrzałej poetyckiej świadomości potrafiła zebrać wiedzę, która pozwala jej – mimo wszystko: mimo bólu, lęku, samotności i wszędobylskiej śmierci – afirmować życie: Myślę umarł. Pójdę żyć [Ta fraza pojawia się w obu tomach, odpowiednio w Umarł i Pusta noc).

 

Innym sensotwórczym motywem (choć nieodłącznie związanym z wyżej omawianymi), jest w twórczości  Zbierskiej seksualność. W wierszach Panopticonu aż kipi od seksu, złości i afektów. Kwestie zdrady, wojny płci, seksizmu, szowinizmu, ale i  wzajemnego zwierzęcego pożądania, rozpasania zmysłów i żądz u obu płci są tu niebanalnie pokazane. Bez ogródek, bez  jednoznacznych rozstrzygnięć i ocen, a raczej z prowokacyjną otwartością przedstawia poetka obraz seksualnego wyzwolenia, przechodzącego paradoksalnie w zniewolenie, uzależnienie od natychmiastowej rozkoszy: On schodzi w dół, widzi zezuje/, w usta wkłada mi słowa nieznane. Obce. Tajemnicze./ Krwawiące.  Pełne natychmiastowe: ‘ kopula raza’/. Sejsmografy rejestrują mówienie językami (Eleganccy, elokwentni). W jednym wierszu (A jeśli nie wrócę? Strach pomyśleć) Eros jest barankiem, który czeka/ na łaskę bożą, w innym (Horse sense) ów współczesny Eros każe mężczyźnie odróżniać myśli od żądz i upodabniając się do Tanatosa prowadzi podmiot do zbrodni w afekcie. Nie bez przyczyny w obu tomach Zbierskiej kilkakrotnie pojawia się Freud…

 

Właśnie freudowska  afektywność podmiotów/bohaterów tej bliskiej prozie narracji, i rzadko spotykane w poezji, nacechowane seksualnością napięcie między nimi, ustawia wiele poetyckich kreacji Zbierskiej. Ta rozjątrzona kobieca emocjonalność  jest niczym nieograniczonym motorem eksploracji damsko – męskich relacji. W poezji Zbierskiej owe relacje mają często wymiar negatywnych doświadczeń, destrukcyjny przebieg i dramatyczne finały. Poetyckie wglądy odsłaniają tu człowieczy brud i hipokryzję, zwierzęcość i prymitywizm popędów, obnażają rozbuchane ego współczesnego człowieka (zarówno kobiet jak i mężczyzn). Z kolei „miłość” często stanowi u Zbierskiej przedmiot kpiny, zostaje szyderczo obśmiana, zdeprecjonowana i  sprowadzona do zwulgaryzowanych funkcji seksualnych: Dać dupy, ckliwie się ścigać, possać ducha/ i zwinąć forsę, żeby się nie zorientował;(…)/ Wiesz, kurwa, tylko miłość się liczy.(Miłość). Ta stronnicza i jawnie prześmiewcza dykcja żeńskiej furii wskazuje na dystans poetki do społecznych norm, ale i obrzydzenie wobec ich nieadekwatnej sztuczności.  Jest też świadectwem poetyckiego temperamentu i upodobania do prowokacyjnego ryzyka autorki.

 

Wiersze Aleksandry Zbierskiej, pisane są najczęściej „na słuch”, bez respektu dla klasycznych układów wersyfikacyjnych, ale i bez kompleksów wobec kanonicznych wymogów: są programowo i prowokacyjnie inne. Autorka pisze  nierzadko w pierwszej osobie formy męskiej, rozprasza podmiot, rozgrywa jego tożsamość, bawi się możliwościami gramatyki. Takie zabawy zawsze bywają ryzykowne. Eksperymenty językowe w połączeniu z głęboką wrażliwością, bagażem doświadczeń egzystencjalnych  i otwartością wobec czytelnika, która  graniczy momentami z ekshibicją, stanowią o twórczości niewolnej od potknięć. W tym przypadku ryzyko przynosi jednak efekt w postaci utworów żywych i ważnych, które mimo swojej formalnej niedoskonałości, a może wręcz dzięki niej,  każą czytelnikowi wracać do nich, zagłębiać się w refleksję,  współtworzyć je w lekturze i odkrywać wciąż nowe warstwy znaczeniowe i pokłady skojarzeń. 

 

W jednym z nowych wierszy, przeznaczonych do publikacji w przygotowywanej antologii Off Press  znajdujemy interesujące pytanie, wskazujące na pewną tendencję języka naszych czasów, którą Aleksandra Zbierska obnaża: ukryć zło czy je upiększyć? (Pod zewnętrzną powłoką). Przewrotna retoryczność tego pytania wyraża się w tym, że Zbierska ani nie ukrywa, ani nie upiększa. Ta poetka nas szczuje; prowokuje do myślenia. I to jest niepodważalnie jeden z największych atutów jej twórczości.

Paweł Kaczorowski

 

 

Na podstawie:

  1. Wibrujące ucho, Seria Wydawnicza Pisma Literackiego Red 2009.  
  2. Panopticon, Wydawnictwo Black Unicorn, Jastrzębie Zdrój 2009
  3. Solistki. Antologia poezji kobiet 1989-2009
    Redakcja: Maria Cyranowicz, Joanna Mueller, Justyna Radczyńska; Wydawnictwo: Staromiejski Dom Kultury, Warszawa 2009