Gra o różnicę. O osobliwościach wszystkiego w tomie Panoptikon Aleksandry Zbierskiej

Paweł Kaczorowski
Paweł Kaczorowski
Kategoria literatura · 10 sierpnia 2015

Oto pełna wersja recenzji tomu "Panoptikon" Oli Zbierskiej, którą napisałem kilka lat temu i opublikowałem w piśmie Tygiel Kultury 1-3 (167 -171) 2010. Za ten artykuł otrzymałem główną nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie Krytycznoliterackim Puls Literatury 2009' (Tzw. krytycznoliteracki Bierezin). P.K.

Panoptikon, czyli wszystko i wszystek, każdy i wszech; widziane, ujmowane, wyobrażane. Subiektywnie określona całość, solipsystyczna wizja wszystkiego w poetyckiej perspektywie. Wizja, którą można opisać jako  panopticum, czyli świat ukazujący się w krzywym zwierciadle,  w osobliwej formie. Być może to zwierciadło powie nam więcej, dzięki temu, że inaczej...W pewnej optyce można sobie przecież wszystko wyobrazić, można wszystko zobaczyć i w jednej chwili  zrozumieć, a jednocześnie można się czuć się jak w muzeum woskowych figur, jak w galerii osobliwości. Tyle mówi tytuł i to chyba chce  powiedzieć, wykrzyczeć, a miejscami wysączyć przez zaciśnięte zęby Aleksandra Zbierska w swojej

nowej książce poetyckiej.

 

 

 

       Dużo w tym tomie napięcia i złości, o śmierć, na śmierć, ale nie tylko o to, również  o łóżko, o szczerość lub kłamstwo, o degrengoladę. Dużo seksualności, furii żeńskiej dykcji. Ta złość ma jednak również wymiar ponademocjonalny, jest rodzajem świadomości. Z przetrawionej przez autorkę materii doświadczeń rodzi się w tych wierszach wiedza. Wypowiadana wprost, do ludzi, ale nie przeciw ludziom, raczej wbrew i na przekór przyzwyczajeniom i „społecznym przystosowaniom” (Wieszając psy), z intencją wejścia w bezkompromisowy dialog z czytelnikiem.

       

        Z pewnością  wszelka stagnacja i życiowa jałowość są poetce jak najbardziej obce, co wynika już w trakcie lektury pierwszego wiersza. Talent oblige. Do czego? Czy może: jak to się dzieje? Jak to obligowanie działa? Te pytania pojawić się muszą już  na samym otwarciu. Dynamicznie,  z energią rozpoczyna się Panoptikon, od przywołanej w motcie i rozegranej w wierszu frazy Arystotelesa o źródle ruchu i przemiany. Jak działa siła poruszająca wszystko, w tym i dusze istot żywych? Zbierska źródło tego ruchu widzi wśród własnych dyspozycji: „trzeba zainicjować ten ruch, bo myśl nie trudząca się gaśnie”. Szczególnie, że  talent obliguje... Talent też dojrzewa, ale nie rozwijany marnieje, a wraz z nim  marnieje człowiek, który nie tworzy: „Są ludzie, którzy gdyby nie pisali, nie lepili w czymkolwiek, prawdopodobnie popełniliby samobójstwo”. Czyżby Zbierska pisała o sobie? Alternatywą dla braku energii twórczej, braku działania, pisania, jest w tym wierszu potencjalna śmierć – wizja samobójstwa, albo atrofii życia mentalnego. Czyżby poetka aż tak poważnie traktowała swoje pisanie?

 

        Motyw samobójczej śmierci powraca w wierszu Wieszając psy,  tym razem jako hipoteza, pytające wyzwanie rzucone podmiotowi i czytelnikowi. Ale tu pojawia się dodatkowa warstwa semantyczna, odpowiedzialność wobec Boga i ludzi, a raczej jej ewentualny brak...  „Więc gdybym umarł dziś w nocy, pomyśleliby, biedny mały skurwysyn, samobójca. Boga się nie bał”. Nie sposób nie wspomnieć tu całej plejady samobójców, tych tworzących i stworzonych przez literaturę, Wojaczków i Stawroginów.  Ale oni przynajmniej zostawili ślady, byli osobowościami swoich światów... Człowiek „społecznie przystosowany – trwający, jak kula na wpół wygasłego żaru – ani zimny, ani gorący, w gruncie rzeczy chory”, popełniwszy samobójstwo, nie może, zdaniem poetki, liczyć na dobrą pamięć u ludzi. Powiedzieliby: „Boga się nie bał. Niech gnije w spokoju. Pies  z nim”. Poetka jest konsekwentna, w innym tekście ( Wróg naturalny ) znowu znajdujemy zestawienie tematu śmierci, osiowego tematu poezji Aleksandry Zbierskiej, i wizji obumierania, marnienia: „obaj gadacie do nikogo, bo wszyscy umarli, umierają, albo stoją   w kolejce po kapcie”.

 

Podobnie zestawia poetka motywy w tekście I strach , w którym: „szczęśliwi, ci, co jeszcze nie umarli. Niech więc suną stabilni jak żółwie, by zapełnić puste miejsca, gdzie mieścił się czyjś strach”. Śmierć przywoływana będzie jeszcze wielokrotnie w  tej książce, każdorazowo jednak inaczej, także jako stan, jakość, nie koniec, raczej inny sposób istnienia: „Myślałam, że dawno umarłeś, ale gdybyś był martwy, albo przynajmniej snem, który się wypełnił, twoja twarz wyglądałaby inaczej”(Droga do Kirkutu). Mam wrażenie, że Zbierska, próbuje śmierć oswajać,  ze sobą, ale i z nami – czytelnikami, odsłania ją, uświadamia różne aspekty, często też prześmiewa....To jest afirmacja siły i odwaga życia, płynąca z doświadczenia. To jest też literacki manifest. Talent obliguje... do życia! „Myślę: umarł, pójdę żyć”(Pusta noc). A żyć, to pisać, lepić  w czymkolwiek (Talent oblige). Czyli... pisanie to gra o wszystko. O różnicę we wszystkim. O swoje miejsce? 

 

       

W przestrzeni różnicy właśnie rozgrywają się wiersze tego tomu. W przestrzeni między korytarzami, w  optyce przypominającej nieco nastrój polskich filmów  z okresu moralnego niepokoju. Najpoważniejsze, elementarne prawdy i społecznie akceptowalne  zasady  poddawane są przez Zbierską prześmiewczej lub prowokacyjnej weryfikacji. Od początku można się poczuć wprowadzanym przez poetkę w nieznane rejony, pomiędzy Śmierć i śmierć, przed oblicze Boga, którego się nie bał samobójca (Wieszając psy), a widok „boga lekko wystraszonego drżeniem cichej wody” (Drąc koty). To jest obszar prowokacji i ryzyka, który trzeba w poezji Zbierskiej czujnie eksplorować,  by nie stracić tego głębszego planu, nie uchybić echu... Bo przecież najłatwiej powiedzieć, że te wiersze są zawiłe, bliskie filozofującej prozie poetyckiej, przeintelektualizowane, że to się trudno czyta .Tutaj nie tylko to, co  autorka opowiada, albo co przywodzi na myśl, ale również jak  to robi, jest ryzykowne.

 

To jest  poezja, która próbuje  c o ś  mówić przez to j a k mówi, choćby to coś nieustannie się wymykało... Może chodzi o ten „nikły, lecz nieredukowalny ślad wszystkiego” (Melancholia), który Zbierska próbuje  w poezji odnaleźć i zaznaczyć w bardzo swoistym stylu...

 

        Chwilami obszar gry zaznaczany jest explicite: obok perspektywy na prawdziwą lub udawaną chorobę i śmierć  poetka stawia „gambit, który odpowiada na zatruwające ducha miazmaty” (Drąc koty). Szachowo-językowa zagrywka w narracji, gwałtownie przyjęty dystans do podmiotu, samej siebie i tekstu. Nagłe zyskanie meta-perspektywy, dzięki której otwierają się nowe możliwości: odpowiedzią na kłamstwo jest kłamstwo wyższego gatunku, podstęp – gambit. Gramy też w monopolly (Czy zostanę na dłużej), w kółko i krzyżyk (Żywiołak),  czasem można nawet zastanowić się nad wariantem gry: „tradycja, czy współczesny?” (Niektórzy czytają gazety), czasem zaś zostajemy wprowadzeni w par excellence literacką zabawę: konfrontację współczesnej poetyki wiersza i  tradycyjnej formy cytowanego, lub parafrazowanego w nim fragmentu. Cały ten ponowoczesny  zestaw  figur, chwytów i zagrywek, którymi sprawnie operuje w wierszach Panoptikonu autorka,  zdawałoby się,  zbędny warsztatowy blichtr,  pozwala jej jednak na wprowadzanie  subtelnych zapętleń, zagęszczeń, stawianie czytelnika przed pytaniem i nie udzielanie odpowiedzi: „ponieważ prawda, w gruncie rzeczy nie jest abstrakcją, przejdźmy do konkretu: więc coś się wymyka” (Fanatyk prawdy konkretnej)... Pozwala też  na jakąś tajemną praktykę „opróżniania podświadomości” (Talent oblige), odbywa się tu bowiem, niezauważalny niemalże, proces restytucji własnego człowieczeństwa,  płciowości, emocjonalności, gdzieś chyba zaburzonej równowagi wewnętrznego mikrokosmosu poetki, dla której „potknięcie i utrata równowagi oznacza zdobycie nowego gruntu pod nogami” (Pójść a la fanestra)... Nowy grunt  zaś, to przecież coś, co różni się od wszystkiego, co znamy...

 

        Dyskurs rozgrywany w przestrzeni niewidocznej różnicy „pomiędzy papierem a ptakiem” (To, czego nie powiedziano); prawdopodobnej różnicy „pomiędzy otwartym a zamkniętym”(tamże;); między żywymi, w czymś lepiącymi i umarłymi, bądź umierającymi; mężczyzną a kobietą; a nawet w „szczelinie pomiędzy dwoma idealnymi ciemnościami”(Szparag), ma w książce Aleksandry Zbierskiej osobisty, ale i estetyczny wymiar. Poetka nie myli pojęć. To jest literatura inspirowana życiem, nie odwrotnie, nikt tu nikogo nie próbuje naciągać, ani hipnotyzować, i mimo, że padają czasem zaklęcia, np. „Niech: Duch weźmie górę nad  materią_” (Body art) , to jednak forma ich zapisu ujawnia intencję narracji, jako zabawy figurą/zaklęciem i odniesieniem/nakładką: „Tako_rzecze _intencja _liter_moich”(tamże;).

 

        Teksty z Panoptikonu są wierszami sprawnie napisanymi,  w kontrze do tradycyjnych układów,  z wykorzystaniem bogatego arsenału języka abstrakcji ( supozycje, casusy, syntezy, eskapizmy i inne izmy...),  ale i świetnie dysponującymi takimi środkami jak kpina,  językowy żart („kopula raza” Eleganccy, elokwentni ) oraz  wulgaryzm („Chuju jeden” Przestrzeń między korytarzami; „pizdencjusze” Jak zawsze). Dzięki temu właśnie, wszechobecna i pełna  napięcia, ale też nieco rozdygotana, emocjonalność żeńskiej narracji zostaje tu niebanalnie złamana i zrestytuowana na poziomie autorstwa. Oto, udaje się bowiem poetce opowiedzieć poruszającą historię osobistą i nadać jej charakteru literackiej rozgrywki, lingwistycznej zabawy.

       

        Osobiście nie  zachwyca mnie wtrącanie pojęciowości filozoficznej do tekstów poetyckich i czynienie z niej rodzaju kwakwofonii  (poezja qua filozofia; filozofia qua poezja;),  ani też makdonaldyzacja życia spójników w języku polskim... Nie jestem  fascynatem efektownych udziwnień ortograficznych, interpunkcyjnych, czy graficznych, w poezji. Jednak w przestrzeni tomu  Aleksandry Zbierskiej rzecz ma się nieco inaczej... Trzeszczą granice mojej czytelniczej wytrzymałości, kiedy widzę w wierszu frazę:  „nas teraz do głębi – Tak! ^^Gnębi! Rozumiesz: ten Znak oporu  - -> Coś...” (Body art), ale to, że jestem zaskoczony, wybity, może nawet zniesmaczony, pozwala mi inaczej odnieść się do fragmentu tradycji literatury parafrazowanego przez  Zbierską w ostatniej linijce tekstu: „Tako_rzecze_intencja_liter_moich”. Jakiż to inny Nietzsche! W tym momencie, w optyce poprzednio osiągniętego dystansu, ujmuję fakt, że... to jest dobrze napisane. Świeżo i odważnie. A więc tak! „Żeby nie została żadna kreska, krzyżyk, ani kropka z tego mesmeryzmu”(Body art)... Bez takich prób, które nie zawsze wychodzą poezji i poetom na dobre, niczego nie dałoby się na nowo zobaczyć, przemyśleć, po swojemu napisać. A już na pewno wszystkiego.

       

          Przyjmijmy że literatura to jednak tylko gra. Tylko taka, że raz w nią wszedłszy nie można się z niej wycofać... ( Może dlatego, zaledwie po kilku miesiącach od publikacji debiutanckiego tomu pt. Wibrujące ucho, Aleksandra Zbierska wypuszcza na rynek nową pozycję książkową...) Gra  w szachy, czy w kółko i krzyżyk z lirycznym podmiotem,  wymykającym się i enigmatycznym, bądź nazwanym po imieniu, czasem jednak  imienia świadomie pozbawianym. Gra w klasy z czytelnikiem i literaturą. Czy gra o wszystko? Skoro „wszystko wokół przesadnie realne”(Piekło)... Można mieć swoją klasę w literaturze, albo „przyciąć piętę, by wcisnąć stopę w złoty pantofelek” (Jak zawsze)...

 

Aleksandra Zbierska jawi się w  tomie Panoptikon „Dziewczyną, która jest w drodze [przekornie] tej niewłaściwej”(Napisałam ci kartkę), ale z pewnością pokonującą tę drogę na własnych obcasach. Zbierska jest Solistką* i solipsystką... Autorką wierszy bynajmniej nie docinanych do wcześniej wymyślonej całości, poruszających, często ryzykownych, ale za to świeżych, innych, pisanych bez „dorabianej do kurestwa ideologii”(Kwit z pralni). W tym właśnie widzę ich niebagatelną wartość literacką.

 

Paweł Kaczorowski - Ivo

 

                                                                                                                                              

*

Aleksandra Zbierska Panoptikon, Wydawnictwo: BLACK UNICORN, Jastrzębie Zdrój 2009. Okładka twarda, stron 60.

 

Zobacz też: Solistki. Antologia poezji kobiet (1989. – 2009.); pod redakcją: Marii Cyranowicz, Joanny Mueller i Justyny Radczyńskiej; oprawa graficzna: Marta Ignerska, rysunki: Pola Dwurnik; Wydawca: Staromiejski Dom Kultury, Warszawa 2009.