„COŚ NA PROGU” – o 4. i 5. numerze

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Kategoria literatura · 19 marca 2013

Omawiane numery „Coś na Progu” to szukanie w tematach wiodących ciekawostek. Zresztą nie tylko w tematach wiodących. Czasopismo obowiązkowe dla fanów fantastyki, horroru, kryminału i wszelkich zjawisk pokrewnych.

To, co zawsze pociągało mnie w „Coś na Progu”, to zeszytowy format, który pozwala bez przeszkód zabrać Cosia ze sobą do tramwaju, pociągu, etc. Wsadzić w kieszeń lub wrzucić do torby. Łatwo otworzyć przed sobą wszystkie sekrety pisma. To nie płachta, którą należałoby rozwijać niczym mapę całego świata i połowy Ameryki.

 

Choć to techniczne udogodnienie nie jest bez znaczenie, to zajmijmy się już tym, co możemy znaleźć w środku.

 

Trzymam przed sobą dwa numery „Coś na Progu”. Nie pachną one świeżością, ale to kolejny urok czasopisma. Nie sili się ono na aktualność, a raczej serwuje swym czytelnikom informacje, które nie mają krótkiej przydatności do spożycia. Do większości z nich można będzie wykorzystać za rok, dwa, a nawet dekadę.

 

POTWORY

 

Tak brzmi temat naczelny piątego numeru. Trzeba przyznać, że potraktowano go z należytym rozmachem. Oczywiście będzie można sobie ponarzekać, że mamy tutaj wielkich nieobecnych. Są potwory, które się nie pojawiły, ale na 118 stronach i tak znalazło się ich dużo. Na pewno nie można narzekać na zestaw tych groźnych i brzydkich.

 

Przy takim temacie łatwo pójść w banał. Wyciągnąć zestaw mniej lub bardziej udanych filmów, w których najróżniejsze stwory atakują ludzi lub w których ludzie biorą rewanż na potworach. I porobione. Na nasze czytelnicze szczęście nie będzie tak nudno.

 

W piątym Cosiu uda nam się znaleźć potwora muzycznego (Edward The Head), potwora zamkniętego w utartym schemacie (powracający w wielu tekstach i filmach motyw Pięknej i Bestii – tutaj głównie o bestie idzie) oraz tych machających do nas swoją rączką z zamierzchłych czasów kultur pogańskich, jak je się dzisiaj zwykło nazywać (wampiry, strzygi, upiory).

 

W roli potworów pojawiają się także klauni. Nie tylko ten z To Stephena Kinga, ale cała plejada, której w piątym Cosiu możemy się przyjrzeć dokładniej. Oczywiście niektóre ze straszydeł wyłażą z morskich czeluści – te bardziej realistyczne (rekiny) oraz trochę jakby mniej (potwór z Czarnej Laguny). Może zabrakło w tym mokrym wydaniu Ataku z głębiny Herberta Georga Wellsa, ale rozumiem w pełni, że przy tak obszernym temacie trudno mieć wszystko na zaledwie (choć przecież aż!) 118 stronach.

 

Gdy już przebrniemy przez Temat Numeru, będziemy mogli zaspokoić potrzeby czytelnika literatury – tak prozy jak i poezji. To też w Cosiu szczególnie ciekawe. Takie czasopisma rzadko dają poczytać wiersze. W piątym trzy teksty z szafy J. D. Cherry’ego.

 

Oprócz tego komiks oraz kilka stron na temat kryminału. To dla stałych czytelników nie będzie zaskoczeniem. Nie będzie też zaskoczeniem poziom całości.

 

To naprawdę ciekawe pismo.

 

HEROINY I HEROSI

 

Tych, którzy są super można wymienić jednym tchem z dziesięciu. Ciekawsze okazuje się jednak przypomnieć sobie bohaterów będących również na swój sposób ziszczeniem idei heroiny lub herosa, a schowanych w cień albo nie jawiących się na pierwszy rzut oka jako tacy właśnie.

Tym tropem zda się iść czwarty Coś. Podejmując taki temat jako przewodni w numerze, tylko pozornie redakcja skazała się na klęskę. Artykuły w Cosiu rozpisują się na temat, jeżeli chodzi o ekstra panie popkultury, Barbarelli, Taarny oraz Fantomah , zaś wśród panów wybór padł na Asha z Martwego zła, The Maxxa i Judge Dredda.

 

Znacie? Nie? To warto poznać. Tak? To może warto uzupełnić wiedzę na ich temat. W obu przypadkach czwarty Coś sprawdzi się świetnie.

 

Poza tematem numeru oczywiście komiks, literatura (nadmieńmy, że wśród zaprezentowanych poetów pojawia się jeden wiersz samego lorda Byrona – oklaski), strefa kryminału oraz… Varia, a w niej między innymi opowieść o horror punku (nurt zapoczątkowany przez zespół Misfits) oraz druga część poszukiwania śladów fantastyki w epoce Młodej Polski.

 

Polecam wszystkim, którzy zmęczeni są traktowaniem fantastyki oraz kryminału bardzo szczątkowo. Coś umili czas, dużo czasu. Jest co czytać.

 

PODSUMOWANIE

 

Przez pierwsze pięć numerów „Coś na Progu” nie zawodzi. Mówi o popkulturowej masie związanej z fantastyką i kryminałem, wyławiając z niej nie tylko oczywistości, ale to, co ukrywa się częstokroć za całą plejada świecidełek albo powoli odchodzi w niepamięć. Trzymam kciuki, aby następne Cosie były równie udane.

 

Michał Domagalski

 

„Coś na Progu” #4 (wrzesień/październik)

„Coś na Progu” #5 (listopad/grudzień)