Silne kobiety, kulisy pokazów mody, operacje plastyczne i... zbrodnia! To wszystko czeka na czytelnika w nowej powieści Marioli Zaczyńskiej „Szkodliwy pakiet cnót”. Książka trafiła do księgarń 21 lutego i jest kolejnym, po „Tutto bene”, kryminale obyczajowym z nowej serii Prószyńskiego i S-ki.
Główną bohaterką jest energiczna dziennikarka Kalina. Pod rządami nowej naczelnej Kalina traci status gwiazdy i zostaje „zesłana” na offowy tydzień mody do Siedlec. Jest to dla niej cios, bo absolutnie nie znosi pisania o modzie. Na miejscu, podczas budowy wybiegu dla modelek, z ziemi wykopano kości... Setki ludzkich szczątków, a wśród nich te jedne... współczesne. Na zapleczu parady próżności dzieją się rzeczy tajemnicze, a nawet mrożące krew w żyłach. Podczas pokazów zbyt wiele osób chce zbyt wiele ukryć...
Książkę rekomenduje modelka, Karolina Malinowska:
„Szkodliwy pakiet cnót” to powieść pełna ciekawych, niebanalnych osobowości – czasem silnych, a czasem nieco zagubionych w otaczającym je świecie. Bardzo wiernie oddana rzeczywistość świata mody – zarówno ta szara, jak i ta pełna splendoru i błysków fleszy. Doskonale zachowana równowaga między poczuciem humoru i akcją pewnie prowadzi nas przez kolejne karty powieści, która chwilami potrafi wywołać prawdziwy dreszczyk emocji. Ta pozycja z pewnością długo nie da o sobie zapomnieć.
Zapraszamy do zapoznania się z książki „Szkodliwy pakiet cnót” Marioli Zaczyńskiej:
Odkryte brunatne kości robiły makabryczne wrażenie. Szokująca była ich ilość. Odsłonięte szkielety sprawiały wrażenie, jakby kiedyś ciała rzucono bezładnie w jedno miejsce. Masowy grób?! Kalina przeszła za plecami archeologów do kolejnego stanowiska.
– Proszę pani, tu nie można wchodzić! Proszę stąd wyjść! To był przecież warunek, żeby cała ta wasza impreza się odbyła.
Drobniutka ciemnowłosa kobieta patrzyła na nią nieżyczliwie i wyraźnie czekała, że cofnie się za taśmę.
– Przepraszam. Spędziłam na tym podwórku kupę czasu, przyjechałam po latach… – Kalina sama nie wiedziała, czemu o tym mówi.
– Mieszkała tu pani?
– Ja nie, ale moja najbliższa przyjaciółka. Nie wiedziałam, że bawiłyśmy się na cmentarzysku.
Filigranowa kobietka energicznie wyciągnęła rękę.
– Hanna Jaskółka, antropolog – przedstawiła się.
– Kalina Mentlewicz, jestem dziennikarką.
Pani antropolog miała silny uścisk dłoni.
– Myślałam, że jest pani jedną z tych zmanierowanych modelek – mruknęła z grymasem niechęci na twarzy. – Przychodziły tu i piszczały. Co one mają w głowach? Kości nie widziały?
Kalina roześmiała się nie tyle z zachowania modelek, ile z miny Hanny Jaskółki. Nazwisko idealnie do niej pasowało. Zachowywała się jak wesoły, zaaferowany czymś ptaszek.
– Mogę pani pokazać, co tu mamy – stwierdziła antropolożka. – Skoro bawiła się pani na tych kościach, to coś się chyba pani należy, no nie?
Kalina szybko przytaknęła.
– Proszę mi mówić po imieniu, po prostu Kalina
– zaproponowała spontanicznie.
– Super! Strasznie nie lubię tych „pań” i „panów”. Wystarczy, że na uczelni mam na co dzień doktorów, docentów i profesorów, do których bez tytułu nie podejdź. Klepniesz kogoś po plecach i patrzą na ciebie, jakbyś czknął przy królowej angielskiej. Mówię ci, z kośćmi nie ma takich problemów. Kości są w porządku.
Hanna Jaskółka czuła się w rozkopanym ogrodzie jak na własnych włościach. Pokazała granice, gdzie przypuszczalnie kończy się cmentarzysko.
– To stary cmentarz z szesnastego wieku. Funkcjonował do osiemnastego wieku, a potem go zamknięto i zbudowano w Siedlcach nową nekropolię. Kalina patrzyła na rozkopaną część podwórka. Przy tych drzewach miały z Alicją swoje królestwo. Obok stał wtedy trzepak i śmietnik. Na trzepaku spędzały całe godziny. Do dziś pamiętała te akrobacje.
Bawiły się na setkach kości!
– Ale jak to? Zapomniano o cmentarzu? Jakim cudem zbudowano na nim dom? – zdziwiła się Kalina.
– To był czas wojen. – Antropolożka wzruszyła ramionami. – Na mapach Siedlec z dziewiętnastego wieku ten cmentarz widnieje, a mimo to w 1830 roku
zbudowano na jego obrzeżach szpital…
– Niefajnie. – Kalina pokręciła głową. – Ludzie powinni wiedzieć o takich rzeczach. Zła energia.
Hania Jaskółka spojrzała na nią z sympatią. Pokiwała głową.
– Wiesz, co jest straszne? Okropne są ślady tych bardziej współczesnych prac budowlanych. Może nawet z czasów, gdy stawiano tę kamienicę. Wygląda to tak, jakby tylko przesuwano szczątki dalej, poza granice fundamentów. Nie zrobiono im pochówku. Żadnego! Zepchnięto, zgnieciono, przysypano. Trafiamy na całe stosy przemieszczonych kości, bezładnie
rzuconych do zbiorowych grobów!
Kalinie przeszły ciarki po plecach. Wzdrygnęła się.
– O rany! Włoski na ręce mi się podniosły. – Spojrzała na swoje przedramię.
– Taaak? To, co powiesz na… cień? – Hanna Jaskółka miała tajemniczą minę.
– Cień?
– Jeszcze czegoś takiego nie widziałam. Archeolodzy odsłonili grób z cieniem człowieka! Efekt jak na Całunie Turyńskim!
– Nie rozumiem.
– To był szkielet, który się rozpadł w proch…
Na piasku został tylko jego cień: zarys sylwetki w miejscu, gdzie leżały kości… – powiedziała to szeptem i z niekłamanym zachwytem.
– Mogę zobaczyć?!
– Chodź!
Kalina nie kryła fascynacji. Sama myśl, że tyle lat spędziła tu na zabawach, podnosiła jej poziom adrenaliny. Ale to by wszystko tłumaczyło. Całą złą energię kamienicy, straszne wydarzenia… Nie mogło być inaczej, skoro dom zbudowano na ludzkich szczątkach. Zbezczeszczonych! Och, gdyby Alicja wiedziała… Ona rozumiała takie rzeczy. Wspomnienie ukłuło Kalinę boleśnie, ale nie pozwoliła mu się na dobre zadomowić. Nie będzie myśleć
o Alicji, jest tu dziś sama i jest dorosła. Tamta mała dziewczynka zniknęła. Cień rzeczywiście robił wrażenie. Kalina pomyślała filozoficznie, jak niewiele zostaje z człowieka.
„Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”. Nie zdawała sobie sprawy, że tak dosłownie… Przed nią leżał już tylko proch.
Zapytała, czy może robić zdjęcia. Hanna Jaskółka po chwili namysłu kiwnęła głową.
– Dobry materiał na reportaż, no nie?
– Świetny! Dziękuję!
Kalina spojrzała przez obiektyw aparatu i zapomniała o bożym świecie. Była w środku niesamowitej historii i tylko to się liczyło. Chciała ją poznać do końca, opisać, podzielić się nią z ludźmi. Sięgnęła po telefon i wybrała numer Marka. Szefa działu reportażu. Ale bezskutecznie czekała, aż odbierze, najwyraźniej miał ważniejsze zajęcia. Albo nie chciał z nią rozmawiać.