Daj nam życie wieczne

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Kategoria literatura · 5 stycznia 2013

Nawet wiedząc, że „nieśmiertelność zabije nas wszystkich” i tak będziemy jej pożądać.

 

Nieśmiertelny mit nieśmiertelności

 

Nieśmiertelność towarzyszy nam, ludziom… No, jeżeli nie od zawsze, to na pewno od bardzo dawna. Wystarczy przyjrzeć się mitom stworzonym przez najróżniejsze religie, w których po śmierci zabawa najczęściej trwa nadal – w mniej lub bardziej pociągającej wersji. Zresztą nad wszystkim czuwa mniej lub bardziej niezniszczalne – jedno bądź kilka, tudzież cała rodzinka, a nawet klika – bóstwo. Inaczej trochę swą nieśmiertelność mieli czelność pojąć artyści, którzy to z rozmachem godnym rzeźbiarzy słów stawiali sobie na przestrzeni czasu wiele pomników trwalszych niż ze spiżu. Po Horacym ową wiarę podtrzymywał nie tylko Jan, siedząc pod lipą i prosząc w jednej ze swych fraszek o trwanie rymów przez niego składanych nawet po śmierci (Ku Muzom). Cóż, ta nieśmiertelność po śmierci przy dość sporym udziale dokonań artystycznych ma należeć – jak sam by to chętnie widział  – także do Abradaba (utwór Nieśmiertelność).

 

Tej nieuzasadnionej nadziei na trwałość sztuki przeciwstawił się Kurt Vonnegut. I chyba po jego stronie racje, że koniec końców ulotna jest wszelka twórczość, wszystko jest pisaniem „w powietrzu za pomocą powietrza" (Galapagos).

 

Ale zwykłym zjadaczom chleba po głowie tłucze się zupełnie inna, bardziej dosłowna wersja realizacji tego mitu. Powiedzmy sobie, że coś zbliżonego do żywota Connora MacLeoda (film Nieśmiertelny). No, może bez potrzeby uganiania się za innymi nieśmiertelnymi, żeby skrócić ich o głowę. Co więcej, chyba ta skaza na wiecznym życiu, ta możliwość, że jak ktoś odetnie nam nasz bezcenny kapitel ciała (fragment kursywą pochodzi z wiersza Zbigniewa Herberta, Potęga smaku), to czar pryśnie, nie łechce naszych potrzeb zbyt wytrawnie. Nad wykwintnym bukietem wiecznego trwania pojawia się gorycz niepewności. Chociaż z drugiej strony, nieco adrenaliny się w życiu przyda. Kto chciałby żyć w wiecznej nudzie?

 

Nawet niezbyt wprawny kinoman zauważy jednak, że coś tu jest jakby trochę naciągane – niczym guma w starych reformach. Z jakiegoś tajemniczego powodu owi nieśmiertelni zatrzymali się w dość wygodnym wieku. Jeszcze młodzi, ale już mężni. Pomijam, że hoollywoodzkie przedstawienie lat 80. poprzedniego wieku nie dopuściło w szeregi wybrańców kobiet. Oj, jakże niepoprawnie to patriarchalne kino. Sensacyjna otoczka uczyniła z pań ten, które – podobnie jak w większości filmów akcji tamtych lat, a nawet późniejszych – czekają albo umierają. A główny bohater z mesjanistycznym rozmachem zbawia świat. Unosi się tu smrodek religijny. Na osłodę pozostaje fakt, że cierpią ci mężczyźni, kochając kobiety. Bo kto chciałby żyć wiecznie, jeżeli miłość musi umrzeć? Romantyzm pełną gębą. Trochę jeno nazbyt sentymentalny, cukierkowy. Chociaż ogląda się to z dużą przyjemnością. Może nawet z tym większą, gdy w finale okazuje się, że jedną miłość można z dużym spokojem zamienić w inną.

 

Kiedy jednak pytanie z – ciągle dobrze brzmiącej – piosenki Queen (Who Wants To Live Forever) obedrzeć z miłosnych akcentów i zostawić w wersji z tytułu, to mogliby je zadać nieśmiertelni z kraju Luggnaggów (Podróże Guliwera). Ich wieczność zda się dla nas trochę bardziej… ułomna. Któż chciałby się starzeć w nieskończoność? Przecież nawet wino dobrze starzeje się tylko do określonego czasu. Skazani na nieśmiertelność?

 

Chyba jednak wolimy być skazani na wieczną młodość. Niezłe pole do popisu ma tutaj oczywiście transhumanizm, który w rozwoju nauki i techniki widzi... możliwość przezwyciężenia ludzkich ograniczeń. Nazwijmy to wiarą w ambrozję, którą dopuszczą do użytku publicznego. Nauka stała się nowym bóstwem, którego, tak jak i poprzednich, większość ludzi nie rozumie, tworząc sobie na własne potrzeby pseudonaukę (tudzież pseudoboga).

 

 

Śmiercionośny mit nieśmiertelności

 

Napój bogów w powieści Drew Magary'ego przyjmuje postać leku, a właściwie swoistego zabiegu, dzięki któremu proces starzenia się zostaje zatrzymany. Odkrycia dokonuje przypadkowo jeden naukowiec, a po chwili szaleje cały świat. W końcu strach przed śmiercią jest niewyobrażalny. Jednocześnie jednak globalna dostępność nieśmiertelności niesie ze sobą ryzyko. Nie każdemu taka opcja pasuje, to ze względów światopoglądowych/wyznaniowych, to ze względów finansowych. Zamachy terrorystyczne są właściwie nieuniknione, a niestety dwudziestopierwszowieczna ambrozja chroni tylko przed śmiercią z przyczyn naturalnych, do których nie sposób zaliczyć wybuch bomby lub strzał w tył głowy.

 

Widmo rychłego końca nieskończonego życia nie odstrasza jednak zbyt wielu. Okazuje się, że chce się żyć wiecznie nawet, kiedy bliscy poumierają. Tę opcję wybiera wielu spośród spotykanych przez narratora, który sam nurza się w tym sosie. Śledzimy więc wydarzenia z najbardziej z możliwie ludzkich perspektywy – uczestnika. Drew Magary stworzył swoisty pamiętnik, który tak naprawdę stanowi zbiór plików tekstowych zapisanych przez człowieka z alternatywnej przyszłości. Rozmawia on z ludźmi prostymi, którzy wyzbyci filozoficznych złudzeń, odnajdują w nastających zmianach przyziemne komplikacje. Z ową przyziemnością przyjdzie się jednak spotykać każdego dnia, co spowoduje, że okaże się ona co najmniej istotna.

 

Znajoma bohatera zastanawia się, jak to będzie przez całą wieczność mieć okres. Ktoś inny zauważa, że teraz już nie można iść na emeryturę. Ktoś, że małżeństwo zmieniło sens, bo przecież „aż do śmierci” jakoś zda się trwać zbyt długo.

 

Zmiany mają niesamowity rozmach. Wprowadza się zamiast rozwodów małżeństwa cykliczne, zamiast imprez z okazji zaślubin i wieczorów panieńskich/kawalerskich organizuje się zabawy związane z przejściem kuracji. Wiele ludzkich zwyczajów, jak to już nie raz przyszło ludzkości czynić, zmienia po prostu nazwę bądź trochę oprawę.

 

Pojawiają się jednak przypadki dość specyficzne. Cóż począć z matką, która na czarnym rynku zdobywa lek dla swojego niemowlaka, żeby mieć wieczne dziecko? Czy przywrócić karę śmierci, skoro dożywocie oznaczałoby wieczne utrzymywanie skazanego, zaś np. dwadzieścia lat brzmi jak chwila? W powieści Nieśmiertelność zabije nas wszystkich tytułowy motyw nie stanowi tylko zabawy literackiej, ale jest konsekwentnie przeprowadzoną operacją na tkance ludzkiej – tak pojedynczego człowieka, jak i całego społeczeństwa. Zaraz przecież okaże się, że ludzi przybywa, a Ziemia (do licha!) nie chce się powiększyć.

 

Czyżby groźba zawarta w tytule będącym powtórzeniem napisu na murze miała stać się prorocza? Czy faktycznie urzeczywistnienie mitu o nieśmiertelności doprowadzi do zagłady? Przekucie marzenia w rzeczywistość pozbawiło je idyllicznej otoczki.

 

Przy całej powadze tematu udało się w Nieśmiertelności… coś jeszcze. Udało się autorowi zachować nieobciążoną nadmiarem rozważań stylistykę przeciętnego człowieka, co spowodowało, że książka mimo szerokiego spojrzenia, zachowała lekkość. Plusem są także z równą dozą prawdopodobieństwa co temat nieśmiertelności przedstawione postacie – od pierwszoplanowych po epizodyczne. Słabszych, mniej ciekawych momentów jest naprawdę mało. Powieść czyta się szybko, a wciąga tak, że raz bez mała nie zapomniałem wysiąść z autobusu podmiejskiego.

 

Nieśmiertelność zabije nas wszystkich to nie tylko powieść fantastyczna, to także fantastyczna powieść. Nadaje obciążonemu już sporą dawką dzieł motywowi nowe możliwości, staje się ważnym dziełem na liście: nieśmiertelność w literaturze i sztuce.

 

 

 

 

© Michał Domagalski

 

 

 

Tytuł: Nieśmiertelność zabije nas wszystkich

Autor: Magary Drew

Wydawca: Prószyński Media

Numer wydania: I

Data premiery: 2012-02-21

Tłumaczenie: Komerski Grzegorz

Wymiary: 202 x 40 x 130