Christer Mjåset

Redakcja
Redakcja
Kategoria literatura · 27 grudnia 2012

Lekarze, trochę jak politycy, decydują w zamkniętych pokojach o tym, co się z nami stanie – rozmowa z norweskim pisarzem i neurochirurgiem, autorem właśnie wydanej w Polsce powieści kryminalnej ,,Lekarz, który wiedział za dużo”

 

Lekarz, który wiedział za dużo to Pana pierwsza książka przetłumaczona na język polski, ale nie pierwsza, którą Pan napisał. Czy może Pan powiedzieć coś o swojej twórczej drodze? Jak ta powieść różni się od Pana poprzednich prac?

 

W 2003 i 2005 roku wydałem dwa zbiory opowiadań. Po ich napisaniu czułem potrzebę opowiedzenia historii na większą skalę, z bardziej epickimi proporcjami i głównym bohaterem, któremu przychodzi zmierzyć się z wielkim wyzwaniem. Od dawna byłem zafascynowany klasycznymi historiami, w których obcy przychodzi do miasta, zupełnie tak jak w klasycznym westernie Jeździec znikąd, w którym bohater wchodzi w małą społeczność i rozwiązuje jej problemy. Z moim doświadczeniem pracy jako lekarz ogólny w zachodniej części Norwegii, zacząłem pracować nad historią młodego doktora, który odwiedza prowincjonalną wyspę. Nie chciałem jednak żeby to był opis moich doświadczeń, chciałem by było to coś więcej, coś niezwykłego.

 

Stąd pomysł na kryminał?

 

Kiedy stworzyłem postać starego doktora bawiącego się w Boga i rządzącego małą społecznością, zrozumiałem, że musi zostać zamordowany. W tym kontekście powieść kryminalna wydała mi się naturalnym wyborem, choć nigdy nie myślałem o sobie jako o autorze kryminałów. Było to dla mnie coś zupełnie nowego i oczywiście wymagało przygotowań, by poznać wszystkie tajniki tworzenie dorego kryminału. W ostateczności praca nad Lekarzem, który wiedział za dużo była bardzo dobrą zabawą.

 

To bardzo filmowa powieść.

 

Tak, ma Pan rację, od początku tak o niej myślałem. Myślę, że po Lekarzu nie wrócę już do opowiadań – naprawdę polubiłem podążanie za moimi bohaterami długimi szosami, z zagrożeniem czyhającymi za każym rogiem. Filmowy, epicki rozmach jest tym, co mnie pociąga.

 

Pracuje Pan jednocześnie jako neurochirurg i pisarz. Jak łączenie tych obu profesji jest postrzegane w Norwegii?

 

W moim środowisku uważa się, że to niezbyt rozsądne dla kariery by zajmować się czymś innym niż chirurgia lub badania naukowe. Bycie dobrym neurochirurgiem wymaga wiele treningu i zaangażowania. Wierzę jednak w to, że wykonywanie obu tych zawodów w ostateczności przynosi im tylko pożytek. To pozwala być Ci ciągle głodnym, bardziej wszechstronnym, nieznudzonym. Publiczność, jak mniemam, ma o wiele więcej zrozumienia dla mojej schizofrenii (śmiech – przyp. red). Moja praktyka lekarska wskazuje, że ludzie chcą doktora, który jest zainteresowany nimi samymi, nie tylko ich chorobą. Doktor-pisarz w oczywisty sposób ma bardziej etyczne i humanistyczne podejście do swojej pracy. Chyba właśnie dlatego pacjenci dobrze podchodzą do mojej literackiej kariery.

 

Co jest podobne w tych zawodach?

 

By się sprawdzić, lekarz musi być zarówno dobrym humanistą jak i ścisłowcem. Musi rozumieć człowieka, to jak objawia się jego choroba i jak zareaguje na podane mu leki. To trochę tak jak z tworzeniem historii, która musi przemówić do czytelnika, wydać się mu prawdopodobna. W obu tych materiach chodzi o poznanie człowieka. Zarówno lekarz jak i pisarz są auteures, autorami we francuskim znaczeniu tego słowa, to znaczy – wykonawcami pewnej sztuki. Bycie wykonawcą obu tych sztuk to dla mnie bardzo odświeżające doświadczenie.

 

Co sezon pojawia się jakiś nowy, medyczny serial. Skąd w nas taka fascynacja medycyną?


Środowisko lekarskie to dosyć zamknięty krąg. Jednocześnie to, co tam się dzieje, ma dla ludzi w oczywisty sposób wielkie znaczenie. Prawie wszyscy mają jakieś szpitalne doświadczenia w swoim życiu. Jest coś fascynującego w ludziach, których na co dzień spotykają się z materią życia i śmierci, a później wracają do domu, jedzą kanapki i piją herbatę. To zestawienie przynosi wiele paradoksów. Lekarze, trochę jak politycy, decydują w zamkniętych pokojach o tym, co się z nami stanie. Choć to oczywiście dawny model relacji lekarz-pacjent, który w tym momencie jest o wiele bardziej partnerski.


Jak ocenia Pan swoją wizytę w Polsce?

 

Naprawdę nie wiedziałem czego się spodziewać przed przyjazdem do Polski. Byłem pod wrażeniem ciepła, z którym się tutaj spotkałem. Ludzie są bardzo przyjaźnii bezpośredni, wiedzą czego chcą i potrafią to powiedzieć wprost. To bardzo różne od skandynawskiego ducha, który jest bardziej skryty i chłodny. Norwegowie z pewnością nie są tak przyjaźni jak wy. Poza tym, jest nas tylko pięć milionów. Doświadczanie Warszawy, z wypełnionym metrem, ulicami pełnymi samochodów i ludzi – o mój Boże! - naprawdę mi się to spodobało. Trochę jak Berlin, ale bardziej energiczy i egzotyczny. Niestety, nie miałem zbyt wielu okazji by poznać polską kuchnię i to jest coś, co koniecznie muszę nadrobić.

 

Christer Mjåset (ur. 1973) jest lekarzem neurologiem i pisarzem. Dotychczas wydał cztery książki: dwa zbiory opowiadań – Taniec u końca drogi i Najstarszy mężczyzna świata nie żyje oraz dwie powieści. Ponadto opublikował też kilkanaście artykułów w norweskich czasopismach medycznych. Lekarz, który wiedział za dużo wychodzi w Polsce nakładem wydawnictwa Smak Słowa.

 

 

Rozmawiał Maciej Marcisz