,,Jawa, sen i wspomnienia – wszystko to, przywołane z niesamowitą wyrazistością, splątane w jeden węzeł, tworzy rodzaj wielowątkowej powieści o sobie samym" – pisze we wstępie Tadeusz Sobolewski.
Ci, którzy liczyli na skandal i obnażenie niewiadomo jakich cech czy historii przyjaciół i znajomych Białoszewskiego, przeliczyli się. W sferze towarzyskiej te zapiski to przede wszystkim kilkuletnia relacja o ludziach, rozmowach, spotkaniach. Co ważne, Białoszewski nikogo nie ocenia, nie komentuje, nie wygłasza opinii. Relacjonuje, do tego w taki sposób, że czujemy, jakby to wszystko działo się na naszych oczach, jakbyśmy razem z Tadkiem, Anulą, Agnieszką, Maliną, Jadzią siedzieli tam i popalając papierosa, słuchali płyt czy czytali na głos literaturę. Jest, owszem, trochę seksu, trochę plotek, ale bez tabloidowych rewelacji. Autor jawi się jako guru, mistrz, mentor zainteresowany wszystkim, co ma związek z kulturą, słowem pisanym, co dotyczy jego otoczenia. A otoczenie to tworzą głównie młodzi ludzie, którzy chłoną każde jego słowo. Znajdujemy się w sieci dziesiątek postaci, nazwisk, życiorysów, konotacji, ale czasem warto przestać wciąż sprawdzać „kto to”, „gdzie”, „kiedy”, „z kim”, bo to ma tutaj chyba mniejsze znaczenie, a skupić się na „jak”, dzięki czemu łatwiej poczuć klimat tych spotkań.
Ten guru, mistrz Miron Białoszewski wcale nie jest charyzmatycznym duchowym przewodnikiem, jakby się mogło wydawać. Jest często zamknięty w sobie, wyciszony, wstydliwy. Co jednak najważniejsze, mimo że otoczony ludźmi, jest samotny. To słynne już Dla nikogo nie jestem osobą pierwszą jest bardzo ważne. Bo pokazuje intymną sferę autora, a o niej właśnie jest przede wszystkim Tajny dziennik. „Miałem sen" – tak zaczyna się wiele akapitów. I wiele snów jest tu opisanych. Czasem możemy odnieść wrażenie, że to, co autor opisuje jako rzeczywiste, też mogłoby być snem, jednym wielkim snem człowieka, poety, czujnego obserwatora, który siedzi z boku, patrzy, słyszy, notuje w głowie. Snem o życiu? Białoszewski z jednej strony obserwuje siedząc wśród ludzi, z drugiej wciąż przeżywa swe wycofania, dni samotne w pokoju z zasuniętymi czarnymi zasłonami oknami i te momenty: „Nieraz ze zmęczeniem pomylenia zasadnicze. Idę do kasy w aptece, patrzę, co takie dziwnie duże ceny. Dwadzieścia, czterdzieści? A to takie są. Słońce, widzę na rondzie Waszyngtona kobietę z brodą taką jak u Mickiewicza. Przyjmuję to zwyczajnie. Dopiero po chwili myślę sobie, że to niezwyczajne. Więc nie broda. No tak, cień pod szyją od chustki". Można mieć wrażenie jakoby Tajny dziennik był taką kwintesencją jego pomysłu na literaturę – nie tylko jako coś pisanego, ale jako literacko-teatralny eksperyment w przestrzeni publicznej. Ale tylko tej przestrzeni, w której on się pojawia – dalej, choćby w sprawy polityczne, się nie zapuszcza, bo to go nie dotyczy, bo jest oddzielny, osobny, daleko poza tłumem. Tajny dziennik to wyznanie samotnika i samotnego będącego – jak pisze – „w zawiasie społecznym", który jest jednocześnie optymistą pełnym chęci życia.
Tajnego dziennika nie czytamy jednym tchem, bo taki ciekawy i wciągający. Nie ma co ukrywać – na tych ponad 900 stronach jest wiele nużących błahostek dnia codziennego. Jak choćby opisy posiłków, że szedł tą i tą ulicą, krzesło stało w tym rogu pokoju, a ktoś tam spojrzał tak i tak, powiedział dzień dobry i kupił bilet. Jednak bez tego całość nie byłaby taka, jaką jest, nie byłaby dziennikiem właśnie, to dopełnia, uzupełnia i jeszcze bardziej umieszcza nas w opisanym świecie. A to wszystko głównie dzięki składnikowi, który wszystko spaja i obejmuje, dzięki językowi. Językowi potocznemu, bez zbędnych komplikacji w zdaniach, bez czasowników tam, gdzie są zbędne, jakby autor nagrał swą opowieść na dyktafon, a potem ją spisał. Tajnym dziennik jest opowieścią, którą moglibyśmy usłyszeć podczas spotkania z kimś przy kawiarnianym stoliku. To mi się śniło, ten był tu wtedy, takie ma mieszkanie, natomiast ja… – no właśnie.
To właśnie taki język w stylu spotkania w kawiarni, gdzie ktoś przy stoliku opowiada swój sen. I mówi to, by zaciekawić, mówi tak, że słuchamy w skupieniu, ale mówi też zwierzając się, wiemy, że intymnie.
Anna Wyrwik
Miron Białoszewski, Tajny dziennik
Wydawnictwo Znak, 2012
Liczba stron: 920