Powrót do przeszłości. Przeszkodzić w zaistnieniu temu, co już się stało. Bogactwo szczegółów. Przygoda. Radość czytelnicza!
Podróże w czasie to nie nowina. Szczególnie w literaturze. Minęło już ponad sto lat, od chwili, w której Herbert George Wells kazał Podróżnikowi uruchomić wehikuł, aby wylądował w odległej przyszłości (a warto zaznaczyć, że już wcześniej – choć mniej świadomie – opuszczano swoją epokę). Niejednokrotnie też ożywiali tę fabułę przy pomocy ruchomych obrazków artyści natchnieni przez X Muzę. O ile jednak podróż do przodu po linii z uporem ustalającej chronologię, staje się interesująca jako snucie socjologicznych (tudzież filozoficznych, politycznych, antymilitarnych) rozważań o przyszłości rasy homo – nie zawsze – sapiens, o tyle powrót staje się nęcący, ponieważ będziemy mogli poddać retuszowi to, co już się zdarzyło. Przynajmniej w jednej z możliwych rzeczywistości. Andrzej Pilipiuk podąża w Operacji Dzień Wskrzeszenia właśnie tym tropem. Niczym w Terminatorze Jamesa Camerona należy usunąć przodka. Tym razem po to, aby ratować ludzkość przed zagładą.
Wielu udowodniło, że zmiany w historii można dokonać bez podróży w czasie. Trudno jednak wymazać zagładę spowodowaną wyścigiem zbrojeń. Żeby to naprawić trzeba przeszkodzić w zaistnieniu temu, co już się stało. Trzeba przeprowadzić operację pod nazwą Dzień Wskrzeszenia.
Pojawiają się u bohaterów wątpliwości, które czytelnikom prozy spod pióra Pilipiuka nie są obce. Dylemat, czy możemy skazać na nieistnienie kogoś, kto zbrodni jeszcze nie dokonał? Co więcej, czy godzi się przy okazji pozbawiać szans na zaistnienie jego przodków, a nawet przypadkowych ludzi? Co z nie zapisanym w Historii, a znaczącym, wpływem „usuniętych” na innych?
W Operacji Dzień Wskrzeszenia to tylko pretekst do snucia interesującej fabuły i zanurzenia się w światy przeszłe, w których – wbrew nieokreślonej tęsknocie za minionym – nie jest zbyt wspaniale. Śmierdzi, gryzą insekty, a i przesłuchiwanie przez ochranę nie należy do przyjemnych. Podróżnicy w czasie wyruszają z misją. Gdzie wylądują i kiedy? Nie do końca wiedzą, bo... kto zna naturę czasu?
To największy plus powieści Pilipiuka – nie sprzedaje nam się tutaj naiwnej pewności. Nikt nie może przewidzieć konsekwencji ani w pełni zapanować nad samą podróżą. Przeczeszemy oczywiście teorie powszechnie znane. Pojawi się paradoks dziadka, efekt motyla oraz wiele innych. Ale jako teorie właśnie. Nie ma żadnej mądrej głowy, która poda nam prawdę objawioną.
Gdy już skoczymy razem z bohaterami w pozornie znaną przeszłość, dostaniemy od Andrzeja Pilipiuka realistycznie opisane otoczenie i solidną faktografię. To jedna z niewielu opowieści o czasach minionych, która skupia się na wielu zmysłach – np. węchu; rzeczywistość nie zawsze pachnie tak samo – detalach, nawet takich jak faktura odzieży. Wielość szczegółów nie zakłóca świetnej zabawy. W końcu najważniejsza jest ta czytelnicza przyjemność płynąca z śledzenia fabuły i zanurzaniu się w świat przedstawiony. Dodatkowo zamiast super bohaterskich muskularnych Van Damme'ów, mamy do czynienia z podróżnikami takimi jak my. To wyjęci z tłumu na podstawie testów przeciętniacy. Dzięki temu nasz doping jest silniejszy.
Gdy już docieramy do – dodajmy dość otwartego i zaskakującego – zakończenia, czujemy żal, że właśnie opuszczamy rzeczywistość tak zgrabnie podaną przez Pilipiuka. Operacja Dzień Wskrzeszenia to radość obcowania z przygodą.
© Michał Domagalski
Tytuł:Operacja Dzień Wskrzeszenia
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: (wyd. IV) 2012, (wyd. I: 2006)
Liczba stron: 496
Oprawa: miękka
-------------------------------------------------------------
Inne teksty na Portalu Wywrota.pl dotyczące utworów Andrzeja Pilipiuka:
- Michał Domagalski, Przyjemny spacer w krainę fantastyki
- Michał Domagalski, Archeologiczne Archiwum Iks