Trzeci numer magazynu „Coś na Progu” już do kupienia

Redakcja
Redakcja
Kategoria literatura · 29 sierpnia 2012

 

Ukazał się trzeci, specjalny numer magazynu „Coś na Progu", wydawanego przez wrocławskie wydawnictwo Dobre Historie. Na ponad 100 stronach  można znaleźć  opowiadania autorstwa m. in.: 

-        Fritza Leibera,

-        Samuela Dashiella Hammetta,

-        Brama Stokera,

-        Arthura Conan Doyle'a,

-        Franka Herberta,

-        Augusta Derletha

-        Roberta E. Howarda;

 

Tematem przewodnim numeru jest weird fiction. Chcemy zaproponować czytelnikowi taką „małą książkę” w formie czasopisma. Oprócz tekstów wielu wybitnych pisarzy, w trzecim numerze  można znaleźć także esej autorstwa Ann i Jeffa VanderMeerów oraz grafiki i komiks  Krzysztofa Chalika. Cena – 8,90 zł -  ciągle bez zmian – zdradza redaktor naczelny Łukasz Śmigiel.

 

Czasopismo można kupić na stronie: www.dobrehistorie.pl , wkrótce będzie też dostępne w sieci salonów Empik.

 

 

Fragment opowiadania „Tajemnica Fontanki” (ze zbioru „Przygody Sherlocka Holmesa i Nata Pinkertona w Rosji”) autorstwa Pawła Orłowca, które można znaleźć w trzecim numerze :

 

I.

 

 W gabinecie naczelnika wydziału śledczego w Petersburgu, dokąd weszliśmy razem z Sherlockiem Holmesem, panowało niezwykłe ożywienie. Sam naczelnik, siedząc za biurkiem, poważnie i z przejęciem dyskutował o czymś z wysokim szczupłym jegomościem. Twarz owego mężczyzny od razu zwróciła moją uwagę. Było coś znajomego w tym energicznym profilu, w szczelnie zaciśniętych ustach i orlim nosie. Oprócz tej dwójki w gabinecie znajdowało się co najmniej piętnastu detektywów, którzy co i rusz wymieniali się pełnymi ekscytacji spostrzeżeniami.

    Jak tylko weszliśmy do pomieszczenia, naczelnik wydziału śledczego spojrzał w naszą stronę i krzyknął radośnie:

-    Ach, doskonale! Tylko pana, panie Holmes i pana, doktorze Watson nam     brakowało...

Z tymi słowami uścisnął nam dłonie i zwrócił się do wysokiego, schludnie ogolonego mężczyzny, z którym rozmawiał, gdy wchodziliśmy.

    Jednak Holmes uprzedziło go.

    Sam podszedł do tego człowieka, który z uśmiechem wyszedł mu naprzeciw i podał mu rękę.

-    Myślę, panie Pinkerton, że nie trzeba nas sobie przedstawiać, zawsze rozpoznamy się nawzajem, chociaż do tej pory nigdy się nie spotkaliśmy.   

-    W rzeczy samej! - odrzekł wesoło słynny amerykański detektyw Nat Pinkerton, ściskając dłoń Holmesa.

I, zwracając się w moją stronę, spytał:

-    A to zapewne pański przyjaciel, doktor Watson? Cieszę się, że w końcu mogę poznać obu panów osobiście!

    Po przyjacielsku uścisnęliśmy sobie dłonie.

    To spotkanie dwóch słynnych detektywów wywołało niezwykłe poruszenie wśród agentów petersburskiego wydziału kryminalnego. Nazwiska Sherlocka Holmesa i Nata Pinkertona przechodziły kolejno z ust do ust. A fakt, iż obaj zostali poproszeni o pomoc w rozwiązaniu tej samej sprawy, powodował, że sytuacja wydawała się jeszcze ciekawsza.

    Wśród obecnych znajdowali się zarówno wielbiciele Pinkertona, jak i zwolennicy Holmesa. Dlatego to tu, to tam można było usłyszeć ciche szepty:

-    A niech to diabli, ja pracuję z Sherlockiem!   

-    A ja z Pinkertonem.   

-    Bez wątpienia wygra Holmes!   

-    Co?!   

-    Oczywiście!   

-    Jeszcze czego! Nat Pinkerton jest bardziej błyskotliwy! On pierwszy rozwikła zagadkę!

-    Nigdy w życiu!

    Rozgorączkowani detektywi w zupełności zapomnieli, iż oba przedmioty ich sporu znajdują się w tym samym pomieszczeniu i, podnieceni kłótnią, podnosili głos, aż zapanował zupełny harmider.

    A tymczasem Sherlock Holmes i Nat Pinkerton, od razu zorientowawszy się w czym rzecz, z uśmiechem przyglądali się kolegom, gotowym szarpać się nawzajem za włosy.

    Ja również z zainteresowaniem obserwowałem tę scenę.

    Nagle Nat Pinkerton zwrócił się do Holmesa.

-    Drogi     kolego! - powiedział. - Jak na prawdziwego Amerykanina przystało, ten zakład strasznie przypadł mi do gustu! W rzeczy samej,     dlaczego nie pójść za tym przykładem? Każdy z nas weźmie sobie     do pomocy kolegów, którzy sami zechcą z nim pracować.   

-    Proszę kontynuować! - rzekł Holmes z uśmiechem.    

-    Zakład     nie zaszkodzi sprawie. Wręcz przeciwnie, doda obu stronom otuchy i energii. A i sama praca stanie się o wiele ciekawsza. Co pan na to?

-    Nie mam nic przeciwko! - wesoło wykrzyknął Sherlock Holmes.

-    Wspaniale! Liczyłem na to, że się pan zgodzi!

-    Ale jaki zakład pan proponuje?

-    Pieniężny, oczywiście! - odpowiedział Nat Pinkerton. - My, Amerykanie mamy     zwyczaj odmierzać czas i pracę właśnie za pomocą pieniędzy.    

-    Zatem, o jakiej sumie mówimy?   

-    Pięćset dolarów. Innymi słowy – tysiąc rubli. Tyle przegrany zapłaci zwycięzcy.    

-    Zgoda.

    W miarę rozwoju dyskusji między detektywami, ogólny spór ustał i teraz wszyscy z natężoną uwagą słuchali znamienitych cudzoziemców. Jak tylko zakład został zawarty, w pomieszczeniu rozległa się zgodna burza oklasków.

    Sam naczelnik wydziału śledczego, przysłuchując się wszystkiemu od początku do końca, z uśmiechem obserwował rozwój wydarzeń. Zobaczywszy, że szczegóły zakładu zostały ustalone, podszedł do nas.    

-    Bardzo się cieszę i z całego serca popieram ten pomysł! - wygłosił on. - Zobaczymy, kto będzie dzierżyć palmę pierwszeństwa i komu będziemy gratulować wygranej. A teraz,     panowie, poproszę was wszystkich o uwagę! Pozwólcie, że nakreślę wam sprawę. Pamiętajmy, że w takich wypadkach nie należy tracić czasu i często pośpiech w całości decyduje o sukcesie.

 

(przełożyła Agnieszka Papaj)