Tożsamość ciała

Michał Domagalski
Michał Domagalski
Kategoria literatura · 8 sierpnia 2012

„Hotel de Dream” to opowieść piszącego o piszącym. O zderzeniu tego, co realne z tym, co wymyślone. To podróż poprzez cielesny świat pożądania i próbę aprobaty własnego ja.

To właśnie ciało było prawdziwym Elliottem” – te słowa stają się swoistym kluczem do opowieści, w której cielesność dominuje nad... wszystkim. To ona określa bohaterów, czyni ich atrakcyjnymi, szpetnymi, decyduje o ich życiu – erotycznym, rodzinnym – i śmierci.

 

Choroba dopada Stephena Crane'a, który próbuje podyktować swoje ostatnie dzieło żonie. Świadomość nadchodzącego końca pozwala mu podjąć temat, odbudować historię, którą już raz zrealizował, ale za namową innego pisarza unicestwił. Skazał swój utwór na niebyt, bo zbyt odważnie mówił o pociągu fizycznym starszego mężczyzny do nastoletniej męskiej prostytutki, zbyt dokładnie pokazywał świat skryty za makijażem nocy, gdzie można kupić rozkosz fizyczną od „naśladowców kobiet”. Zbyt odważnie jak na stan świadomości ludzi w XIX wieku. Świat, w którym pisarz może być uznany „za ucznia samego diabła, bo jego bohaterowie się pocą, nie noszą skarpet i jedzą ciasta jagodowe na zimno.”

 

Zbliżający się koniec, to dla Crane'a koniec cielesności i początek wstydliwych obrzędów z nią związanych z obmywaniem sfer intymnych. To wszystko powoduje, że sam nawet nie potrafi napisać powieści, że musi ją dyktować. I także w tym skutecznie przeszkadza mu choroba. Leży w łóżku. Często omdlewa.

 

O czym ma opowiadać ostatnia powieść Stephena Crane'a, Malowany chłopiec? O zauroczeniu dorosłego mężczyzny młodzieńcem. Konkretniej o pracowniku banku, Theodorze Koch, który „słyszał o narkomanach uzależnionych od opium. Czy był uzależniony od ciała tego chłopca?” W każdym razie pożądanie rośnie, zamienia się uwielbienie i wyjątkową miłość. Uczucie jest tak silne, że Theodore postanawia uwiecznić obiekt swych szalonych westchnień w postaci posągu. Uwiecznić jego nagą cielesność w naturalnej wielkości. Nie potrafi uwolnić się od obrazu chłopca nawet, gdy zachodzi pewnego razu do kościoła – wyciągnięty przez żonę. „Klękając, pomyślał o Elliocie. Nagim ciele Elliotta.”

 

Świadomość, że tak naprawdę nie doznają zespolenia, nic nie zmienia. Theodore widzi dzielącą ich przepaść. Chłopiec spotyka się z nim, ponieważ na tym zarabia, ponieważ otrzymuje w zamian mieszkanie, ale tak naprawdę traktuje te spotkania rutynowo. Theodore orientuje się, że Elliott „nie jest w stanie zrozumieć, co działo się w ich życiu ani jakie to było ważne.” Edward White pokazuje nam świat ludzi nie potrafiących zrozumieć swojej cielesności – jak właśnie Theodore – zaszufladkowanych w dziewiętnastowiecznym oficjalnie gloryfikowanym porządku, z którego nie potrafią się wyrwać. Próbuje pokazać też bywalców Ślizgu i Paraliżu – jak Jennie June, którego tak płeć jak seksualność trudno określić. Na własne życzenie wykastrowany mężczyzna, który sam siebie określa mianem biseksualisty (co w ówczesnym świecie miało odmienne od dzisiejszego znaczenie). Ale to ten drugi wydaje się o wiele bardziej szczęśliwy, zadowolony, spełniony. Jakby odkrył, co daje mu satysfakcję i to... czynił.

 

Hotel de Dream staje się pytaniami. Dlaczego z uporem upatrujemy niegodziwości w pragnieniach? Dlaczego nie potrafimy zaufać pożądaniom, w zamian wybierając męczarnie społecznie zaakceptowanych zasada? Czy cielesność to wszystko, skoro Jennie June wybrał inną płeć niż mu fizycznie przysługiwała?

 

Od początku wiemy, że w finale Malowanego chłopca młodzieniec nie będzie już piękny. Zostanie oszpecony. Takim widział realnie istniejącego Elliotta Stephen Crane. Chłopca, który wydawał się być właśnie swoim pięknym – przygotowanym na pożądanie – ciałem, wyjętego z własnego ja. Prawie pozbawionego tożsamości i wstydzącego się bardzo własnej szpetoty. W niedokończonym Malowanym ptaku – jak mówi żonie Crane – chciałby zamieścić scenę, w której Elliott razem z Theodorem pieszczą się nawzajem, przyglądając się posągowi z marmuru. Zatrzymane w kamieniu piękno ciała nadal pociąga. Wzbudza sentyment. I uświadamia ulotność ludzkiego piękna.

 

Czyżby więc Hotel de Dream był szaleńczym wybuchem somatyzmu? Gloryfikowaniem czystego popędu fizycznego i zanurzaniem się w penetrację cielesności? Edward White dostarcza nam czegoś więcej. Wie, że w ludzkim życiu nie wystarczy poprzestać na zaspokojeniu seksualnym. Oczywiście jest ono niezwykle ważne, ale oprócz tego...

 

Żona Stephena Crane'a zostaje z nim do końca. Uczucia jej są skomplikowane. Mieszczą się gdzieś pomiędzy przywiązaniem, potrzebą zarobku (perspektywy zarobienia na ostatnim dziele męża) i opiekuńczością.

 

Sam Crane na łożu śmierci tworzy tekst, który nie przyniesie mu już żadnych materialnych korzyści. Czyż nie jest tak, że fizyczność nas pociąga, ale nasze pragnienia, żądze i pożądanie samo w sobie nie jest fizyczne?

 

 

Hotel de Dream to pasjonująca gra z czytelnikiem. To opowieść piszącego, ale także opowieść o samym piszącym. O zderzeniu tego, co realne z tym, co wymyślone, co stworzone na potrzeby tekstu. Podróż poprzez cielesny świat pożądania i próbę aprobaty własnego ja – jakkolwiek byłoby ono skomplikowane. Edmund White bawi się z czytelnikiem, zadając mu różne pytania, stawiając go wobec problemów. Ile Stephena Crane'a w postaci z Hotel de Dream? Ile Elliotta w Malowanym chłopcu? Ile purytańskiej moralności w życiu człowieka? Ile w człowieku tłumionego pożądania? Ile literatury w życiu i życia w literaturze?

 

Pytania to może banalne. Może znane problemy, ale nadal pozbawione jednoznacznych odpowiedzi i rozwiązań.

 

Edmund White po raz kolejny zagląda w miejsca cały czas delikatne, na swój sposób niebezpiecznie jątrzy ranę. Opisuje świat, który – pomimo że mamy już XXI wiek – nadal wielu wolałoby skrywać pod powłoką nocy. Robi to jednak zgodnie ze słowami swojego bohatera-pisarza:

 

Zawsze lubiłem zmieniać to, co przerażające, w coś pięknego.

 

Hotel de Dream to fascynująca powieść napisana lekkim językiem, która zabiera nas w świat niełatwych problemów. Momenty mogą czytelnika przerazić, ale także uwieść.

 

 

© Michał Domagalski

 

 

Tytuł: Hotel de dream

Autor: Edmund White

Miejsce: Wrocław

Data premiery: 12. 04. 2012

Wydawca: Biuro Literackie
Ilość stron: 206
Oprawa miękka

Format: 160x225

Projekt opracowania graficznego: Artur Burszta

 

Recenzja Zucha Edmunda White'a na portalu Wywrota.plŚwiadomość bezkształtu, Michał Domagalski