Szczególnie poleciłabym go studentom, którym czytanie oryginalnych tekstów sprawia trudność
Zawsze mnie zastanawiało, jak można napisać powieść o tym, że płyną trzej faceci (plus foksterier) łódką i gadają o bzdurach i przejść tym sposobem do historii literatury. Trzeba chyba mieć we krwi stężenie absurdu znacznie przewyższające dopuszczalną normę oraz równie niebezpiecznie podwyższone poczucie humoru. Angielscy dżentelmeni starej daty to miewali, nie da się ukryć. Angielskie damy starej daty zresztą również nie pozostawały w tyle (vide Jane Austen).
No, ale do rzeczy. Trzech panów w łódce (nie licząc psa) przeczytałam po raz pierwszy jeszcze w zamierzchłych czasach podstawówki i na zawsze zapamiętałam historię z czajnikiem. Mało tego – doświadczalnie stwierdziłam jej autentyczność. Okazuje się bowiem, iż złośliwość czajników znana była już w XIX stuleciu – widząc osobę niepotrafiącą ukryć pragnienia bądź ochoty na herbatę, czajnik celowo opóźniał będzie zagotowanie wody i chichotał w duchu. Dlatego też, chcąc skrócić czas oczekiwania na herbatę, radzi jeden z trzech tytułowych panów, należy ostentacyjnie okazywać czajnikowi lekceważenie: stojąc tuż przy nim warto głośno zapewniać, że wcale się na herbatę nie czeka, a nawet – że w zasadzie w ogóle nie lubi się herbaty. Ugodzone ego czajnika doprowadzi do prędkiego zagotowania wody.
Trzech panów w łódce aż roi się od tego typu cudownie absurdalnych anegdot. Bohaterem wielu z nich jest Montmorency – złośliwy foksterier, który robi wszystko, by utrudnić towarzyszom podróż po Tamizie: walczy z przedmiotami codziennego użytku albo przeszkadza w pakowaniu, głęboko przekonany, że jeśli ktoś wyciąga po coś rękę, to prawdopodobnie poszukuje jego zimnego, wilgotnego nosa.
Opowieści i dygresje wplecione w narrację dotyczą nie tylko trywialnych kwestii typu czajnik, czy nos foksteriera, ale też zawiłości angielskiej historii, literatury i kultury. Dowiadujemy się więc, na przykład, iż królowa Elżbieta I, podczas swego spektakularnego panowania sporo podróżowała i w związku z tym często zatrzymywała się na nocleg w karczmach i gospodach. Tak często, że właściciele reklamujący swoje lokale obwieszczeniami typu: „Tu nocowała Elżbieta I podczas podróży na północ” nie robią już na nikim wrażenia – większą atrakcją byłoby ponoć znalezienie knajpy, w której angielska królowa nie nocowała. Nie szukając daleko – jej rodzice byli podobnie wszędobylscy (w czasach swego płomiennego romansu, rzecz jasna, a nie wtedy, gdy Henryk pozbawiał Annę Boleyn głowy) i angielskie miasteczka aż roją się od miejsc, które słynni kochankowie wykorzystywali celem schadzek; współcześni musieli natykać się na nich na każdym nieomal kroku.
Angielski humor ma w sobie coś, do czego przekonywać nie wypada; albo do kogoś trafia, albo nie. Jeśli nie trafia, to trudno, jeśli zaś trafia – Trzech panów w łódce (nie licząc psa) stanowi absolutną klasykę.
Wydana nakładem wydawnictwa Telbit w formie podręcznika do nauki języka powieść w przystępny sposób objaśnia angielską gramatykę i słownictwo, porusza też całe spektrum tematów związanych z historią i kulturą Wielkiej Brytanii. Podręcznik przeznaczony jest dla osób posługujących się językiem na poziomie co najmniej upper-intermediate; może okazać się szczególnie pomocny przy przygotowaniach do egzaminów FCE i CAE. Opracowano go z myślą o samodzielnej nauce i szczególnie poleciłabym go studentom, którym czytanie oryginalnych tekstów sprawia trudność – materiał podzielono na przystępne części, po których znajdują się zadania testujące rozumienie tekstu, ćwiczenia gramatyczne i krzyżówki.
Jerome K. Jerome, Trzech panów w łódce... z angielskim!
Redakcja: Dariusz Jemielniak, Sabina Ostrowska
Wydawnictwo TELBIT
Okładka miękka, stron 352