Mnich, który nie chce być poetą, albo kilka słów o tomiku „Dyspensa” Piotra Lamprechta

Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz
Kategoria literatura · 16 grudnia 2010

Sam tytuł (...) każe domyślać się, iż nie będzie tu prostych odpowiedzi, a raczej próba podejścia do egzystencjalnych zagadek od innej – ludzkiej, a nie boskiej – strony...

  

Piotr Lamprecht twierdzi, że nie chce być poetą.

 

   Nieszczególnie mnie to dziwi: tej profesji nikt przy zdrowych zmysłach nie wybrałby dobrowolnie, a Piotr zdaje się być człowiekiem, który walczy o to, by zdrowe zmysły zachować. Człowiekiem, który za murami klasztoru poszukuje odpowiedzi na pytania, z którymi poezja zupełnie sobie nie radzi: kto ma problem z bytem, temu pisanie wierszy raczej nie pomoże. Mało tego – pisanie wierszy może tylko pogorszyć sprawę, każe bowiem cofnąć się w głąb siebie i badać rejony, w których zginęli najtragiczniejsi. Pisanie wierszy jest jak uchylenie klapy w podłodze i zajrzenie do piwnic człowieczeństwa; jak ciągłe balansowanie na granicy szaleństwa.


   Jak skok na główkę.
   Nie do wody.
   W przepaść.

 

   Pytanie brzmi: czy poezja jest tego warta? Moim zdaniem – owszem. Piotr twierdzi, że niekoniecznie i prawdopodobnie wie, co mówi, skoro jest autorem wiersza „Wgląd”:

 

   „Spoglądanie
   Płoche ale w głąb

 

   Są tam skargi kołyszące
   Jakby z lekkim niedowierzaniem

 

   Szept co zamienia się
   W codzienne oskarżenia

 

   Jakie to niemożliwe
   Do przyjęcia”

 

   Niemożliwe do przyjęcia jest, niestety, nie tylko to, co odnaleźć można w sobie. Również świat wokół, rzeczywistość z którą przyszło się zmierzyć współczesnemu człowiekowi, nie wydają się być szczególnie zachęcające. Co oferuje ten świat, to podwórza pełne „ciemnych niedopowiedzeń”, twarze, „które domagają się/ ciągłego usprawiedliwiania”, to wreszcie cywilizacyjne pęknięcie, kryzys wartości i idei, który maluje następujący obraz:


   „Rozkołysane włosy przysłaniają rozpacz. Tkanki są rozgrzane do granic wytrzymałości. Na bańkach mydlanych, wśród śmiechu dzieci, wznosi się piekielna wizja”.

 

   Jak w tej rzeczywistości radzi sobie podmiot liryczny Dyspensy? Czego się chwyta, by ocaleć, „by tylko jakoś być”? Co ciekawe, nie szuka on ratunku w religii, która w połączeniu z poezją spycha zwykle tę drugą na margines, zmusza do przyjęcia postawy służebnej. Sam tytuł zresztą każe domyślać się, iż nie będzie tu prostych odpowiedzi, a raczej próba podejścia do egzystencjalnych zagadek od innej – ludzkiej, a nie boskiej – strony.


   Otóż jeśli dostrzec gdzieś można przebłysk sensu, to w genialnej złożoności języka, który pozwala na budowanie metafor w rodzaju „strach co pobłażliwie przeciąga się/ przez śmierć na drugą stronę habitu”, czy „dwakroć wytężone pytania/ zrastają się do czucia”. Język zdaje się wyprzedzać rzeczywistość, zawiera w sobie porządkujący element, który na co dzień nie jest nam dostępny: „dzieci rozstawione po kątach/ nie mogąc dogonić języka/ przebłyskują przez mgłę”. Osobiście bardzo zazdroszczę wiary w to, że język może ocalić sens; myślowo bliższa jest mi destrukcja dekonstrukcji, która zmusza do kwestionowania struktur językowych, brnąc w coraz głębszy chaos.

 

   Są więc w poezji Piotra Lamprechta zagadnienia potężnego kalibru: dramat egzystencji, śmierć, cierpienie. Są ciężkie, mroczne figury: klasztory, ołtarze, kości i pacierze. Jest wreszcie ponura atmosfera jak z niedobrego snu, w którym „do kołdry skradają się/ wygłodniałe karły”. Mimo to trudno oprzeć się wrażeniu, że podmiot liryczny zachowuje nadzieję mimo wszystko, że spomiędzy ponurych wersów co jakiś czas wyłania się czysty promień słońca. Jak ten chłopiec w jednym z pierwszych utworów tomiku, który:


   „…rękami
   po trudnych przejściach szkicuje
   jutrzejszy dzień w którym z niedowierzaniem
   odnajduje początek pragnienia”

 

   Lektura Dyspensy nie może pozostawić obojętnym. Te wiersze nie tylko zatrzymują; one odwołują się do intuicji bardziej niż do zmysłów, przez co wzbudzają w odbiorcy trudny do zdefiniowania niepokój.

   Niełatwo uwierzyć, że ta zagadkowa, oniryczna poezja wyszła spod pióra człowieka, który twierdzi, że nie chce być poetą.

 

 

   Piotr Lamprecht
   Dyspensa
   Wyd. Miniatura, Kraków 2007
   Stron 80, okładka miękka.

 

*

O Piotrze Lamprechcie przeczytasz m.in.na:

 

http://katalog.czasopism.pl/index.php/Dreszcz

http://pl.wikipedia.org/wiki/Christian_Belwit