Smak równowagi

Ewa Oleszczuk
Ewa Oleszczuk
Kategoria literatura · 5 grudnia 2010

"Pokarmy ziemskie" André Gide'a wydano w 1897 roku, ale zauważono - jak kreśli to tłumaczka polskiego wydania, Maria Leśniewska - w ćwierć wieku później.

 

Wydawałoby się, że nauka życia przychodzi sama z siebie, bo w końcu cóż innego robimy na co dzień? Ile razy w ciągu doby przywołujemy życie właśnie, określając je ciężkim, niewdzięcznym bądź niepowtarzalnym? Co za życie! - podkreślamy. Ale czy na pewno zdajemy sobie sprawę z tego, co kryje się pod tym terminem?


Emil Cioran w "O niedogodności narodzin" notował: W czasach, gdym całymi miesiącami włóczył się rowerem po Francji, największą moją przyjemnością było zatrzymywać się na wiejskich cmentarzach, kłaść się między grobami i palić przez kilka godzin bez przerwy. Myślę o tym okresie jako o najaktywniejszych latach mego życia. Trudne do pomyślenia - szczególnie dzisiaj: powolność, refleksja, towarzystwo śmierci. Kto z rozmysłem wybiera taką kompanię? André Gide.


"Pokarmy ziemskie" wydano w 1897 roku, ale zauważono - jak kreśli to tłumaczka polskiego wydania, Maria Leśniewska - w ćwierć wieku później. Ten specyficzny tekst, łączący w sobie i prozę, i poezję, pozbawiony jest na dobrą sprawę narratora, nici fabularnej, punktu kulminacyjnego, końca. Sam autor, we wstępie z 1926 roku, mówi o nim: apologia wyrzeczenia i tłumaczy: Pisałem tę książkę w chwili, gdy literaturę czuć było okropnie sztucznością i stęchlizną, kiedy wydawało mi się rzeczą arcypilną zbliżyć ją znów do życia, sprawić, by po prostu postawiła bosą stopę na ziemi.


Spróbujmy pójść jej śladem. Po pierwsze: trzeba ruszyć bez wahania, nie szukając zrozumienia, a za nim - akceptacji. Po drugie: należy uwolnić się od stanu oczekiwania. Wszystko, czego nam potrzeba - stwierdza Gide - jest już w nas samych. Zwracając się do nieokreślonej postaci, Natanaela, czy to ducha, czy dziecka, czy własnego odbicia w lustrze, pisarz zaleca: Oczekuj wszystkiego, co się zbliża ku tobie, ale też pragnij tylko tego, co się zbliża ku tobie. Pragnij tylko tego, co masz. O ile szczęśliwszy byłby człowiek, gdyby stosował się do tej prostej reguły. Przy sobie, w kieszeni i w głowie, mamy tylko chwile, nic więcej.


Gide stworzył w "Pokarmach ziemskich" konsekwentny system. Fundamentem staje się taki paradoks: dystans do świata i własnego ja, przy jednoczesnym zanurzeniu się w świat i w siebie. Poznanie własne, ten klucz do spełnienia, wydaje się być na wyciągnięcie ręki, ale przecież nawet na krótki czas nie pozostajemy tacy sami, a zatem: to proces niemożliwy, choć wciąż konieczny. Codzienność zastaje nas niespodziewanie i dobrze, bo nic gorszego - pisze Gide - od przygotowywania własnych radości. Balansowanie na krawędzi, na rozciągniętej cieniutkiej pępowinie ziemi, zakłada nieustanny niepokój, który gasić można świeżym doświadczeniem. Niech twoje widzenie będzie w każdej chwili nowe - wtrąca pisarz. Te jego wskazówki nie drażnią, bo ani na moment Gide nie pozwala zapomnieć, że przedstawiana przez niego perspektywa jest tylko jedną z wielu możliwych. Niepewność autora widać choćby w opisach stanu rannego, gdy wybudzony ze snu człowiek, odzyskując przytomność, łapie pierwszy świadomy oddech. Zaczyna się ruch: zewnętrzny i ten w środku, a każdy z nich to dodatkowy składnik, budujący smak.


Pisarz podkreśla, jak ważne jest zostawiać: słowa, ludzi, miasta. Odejścia i związane z nimi wędrówki, powroty, zakręty, zagubienie, przynoszą jedyną możliwą wolność. Gide notuje: Podczas gdy inni pisali książki lub zarabiali na chleb, ja spędziłem trzy lata w podróży, usiłując zapomnieć wszystko, co zdobył mój umysł. To oduczanie się było powolne i żmudne: było mi pożyteczniejsze od wszystkich nauk narzuconych przez ludzi, i zaprawdę - początkiem edukacji. Przywiązani do miejsc i przedmiotów zapominamy o tym, co nie zatrzymuje się ani na chwilę. Gide uzupełnia: Nigdy nie dowiesz się, jakich wysiłków wymagało ode mnie zainteresowanie się życiem, ale teraz, kiedy już mnie ono interesuje, to tak, jak wszystko - namiętnie.

 

Francuski pisarz sprawnie posługuje się obrazem: przywołując pustynie, złoto słońca, popołudnie przy ziołowych lodach i muzyce, nadaje wagę drobnostkom, podkreśla ich istotność nieustanną obecnością śmierci: niezależnie od pory dnia, bez niewiadomej, na nic byłyby: szorstkość powietrza, pieszczota lasu, zapach opadłych liści, mijana na ścieżce dziecięca twarz. Mały chłopiec w drodze do szkoły również zostawia swoje ślady.


Zużywanie się zdaje się być esencją "Pokarmów ziemskich". Każdy z nas jest rośliną, dającą plon: karmi siebie czy innych. Pragnienie budzi w człowieku ciekawość obcych owoców, nowej konsystencji, zapachu, doznania. Za tym pożądaniem warto pójść, ale zachowując przy tym dystans, który nie pozwoli stracić z oczu samego siebie. W "Lochach Watykanu" pojawia się echo tej myśli: głód zawsze się odnajdzie i jest tym pełniejszy, im dłużej dało mu się czekać. Pokarmy ziemskie to konfrontacja rzeczy nie do pogodzenia: cierpliwości i niecierpliwości, a ośrodek równowagi - podpowiada Gide - tkwi w nas samych. Pisze: Nie myśl, że twoją prawdę może znaleźć ktoś inny: tego wstydź się najbardziej. Po czymś takim już nie strach się przewrócić.

 

Ewa Oleszczuk