Jiří Kratochvil i jego bestia

Nisza Krytycznoliteracka
Nisza Krytycznoliteracka
Kategoria literatura · 3 grudnia 2010

O czeskiej powieści „Leż, bestio!”, nominowanej do prestiżowej Literackiej Nagrody Europy Środkowej ANGELUS 2010!

 

O niechlubnej „krucjacie dziecięcej” zwykło się myśleć ze szczególnego rodzaju pobłażliwością – z perspektywy odległej aż do abstraktu (nie sposób wszak zmierzyć tych kilku wieków miarą krótkiego ludzkiego życia) – jak myśli się czasem o cudzych grzechach młodości, mających niezbyt przyjemne efekty, ale nas bezpośrednio nie dotyczących. Słynna wyprawa krzyżowa stała się punktem odniesień dla rozważań o ewolucji kultury i – najogólniej – ludzkiego rozumu, coraz to szybciej wynoszonego ponad ciemnotę, z coraz to większym zapałem, niemal panicznie odkreślanego od dawnych błędów. I o tyle, o ile rzecz wydaje się prawdopodobna, nie ma znaczenia, czy miała miejsce, a jeśli tak – to jak wyglądała; sam fakt, że miejsce mieć mogła i że mogła wyglądać tak, jak mówią przekazy, jest wyznacznikiem naszego pojęcia o owych czasach, naszej mniej lub bardziej kalekiej prawdy. Natomiast to, jak na ten fakt patrzymy (jaki zdaje się obrzydliwy i obcy!), daje wejrzenie – odczytuję w „Leż, bestio!” Jiříego Kratochvila – w naszą kaleką prawdę o zmianach, o rewolucji rozumu, mnogości przełomów i grubej linii, jaką odciąć się chcemy (jako prokuratorzy i podejrzani zarazem) nie tyle od winy, co od tej ręki, za której sprawą doszło do zbrodni.


„Leż, bestio!” to powieść – czytamy w niedługiej nocie – inspirowana wydarzeniami 11 września 2001 roku. „Opowiada – ciągnie wydawca – niesamowitą historię dzieci, które zostają umieszczone w specjalnym, odosobnionym ośrodku, gdzie poddaje się je ostrej indoktrynacji”. Nie są to jednak dzieci Talibów i nie na pilotów będą szkolone. Mają stanąć przed sądem i zostać skazane jako siły reakcji, antypaństwowcy i fanatyczni wyznawcy groźnych idei; wszystko to dla wzbudzenia powszechnej ufności do komunizmu, ufności największej i ostatecznej – jaką dać może tylko wspólny przeciwnik i dziecięca ofiara. „Waszą nagrodą będzie śmierć” tłumaczy bohaterowi i narratorowi duchowy przywódca grupy straceńców. „Będziecie łaknąć żarliwie śmierci, a to pragnienie stanie się waszą słodką ekstazą”. Krew dzieci ma być „pożywką” idei – jak oczyszczające dla chrześcijaństwa było rzekomo męczeństwo dziecięcej krucjaty. Logika wywodu jest do odparcia, ale czyż nie do odparcia jest – na ten przykład – każda obecna eschatologia? Jeżeli zawiesić (roboczo) osąd o fikcyjności i prawdziwości obu koncepcji – islamskiego radykalizmu i straszliwej ofiary złożonej z dzieci – czy nie znajdą się w swoim sąsiedztwie, uprawomocnione przez ogólne pojęcie o możliwościach (czy raczej ograniczeniach) ludzkiego rozumu?


Mnogość w tej książce i poszlak, i całych szlaków interpretacji. Są szachy (ich ścisłe zasady i podkreślona metaforyczność), jest alegoryczny sen bohatera, jest w końcu sama narracja, skonstruowana w myśl zasady, że „sposób, w jaki wyraża się temat, sam też jest tym tematem”[i], jednak wbrew chyba śmiałemu wyznaniu autora: „Począwszy od drugiej powieści, w mojej twórczości rzemiosło i czysta wprawa ma przewagę nad uporczywym staraniem o wyrażenie tego, co najistotniejsze”[ii]. Cały tekst jest bowiem – jak  się dowiadujemy – zeznaniem; odbiorca – wewnętrznym sędzią (zatem częścią samego nadawcy), styl zaś podporządkował autor tej formie. Narrator podkreśla to, na co należy zwrócić uwagę, co dla fabuły jest najistotniejsze, mówiąc na przykład: „A teraz słuchajcie uważnie!”. Podejmuje się nawet interpretacji wydarzeń. Z jednej strony ciekawa zdaje się sytuacja, w której dla odczytania sensów powieści konieczne jest uwzględnienie tak wyraźnej narratorskiej wykładni – może zafascynować ta osobliwa piętrowość. Z drugiej czytelnik nienawykły do tego, że wprost mówi mu się, gdzie może leżeć bestia pogrzebana, a „nie dość bystry”, by w już trakcie lektury zdystansować się do tych informacji i zdobyć na utrzymanie w sobie podejrzliwości (a do tej grupy, przyznaję – i  ja się zaliczam), najpewniej zagubi się, szukając tragicznych, głębokich przeżyć w zwięzłej fabule i skąpych, dosyć konkretnych opisach. Tymczasem istoty powieści wypatrywać by trzeba raczej w samym procesie opisu, owym zeznaniu, które jest „i tematem, i sposobem, w jaki ten się wyraża”.


O komunizmie zwykło się myśleć z pewnego rodzaju pobłażliwością. Podobnie jest zresztą z innymi na wpół bezwładnymi bestiami, które, mamy nadzieję, dychają już tylko siłą inercji; z każdą ideą, do której wstyd się przyznać przed sobą samym, a o której zapomnieć nie sposób (i która, być może, wróci po swoją „pożywkę”), bo u jej podstaw leży jakaś nieznana Bestia Elementarna; leży i zdycha lub – leży i czyha...


Michał Słotwiński


 

 

 

 

 

 

 

 

Jiří Kratochvil, Leż, bestio!

Przekład: Jan Stachowski

Wydawnictwo ATUT, Wrocław 2009

Okładka miękka, stron 112.

 

http://www.atut.ig.pl/?470,lez-bestio!

 


[i]  Jiří Kratochvil: Nie wygłoszony referat [w:] „Literatura na świecie” nr 3/1996

[ii] ibidem