Rafał Wojaczek urodził się 6 grudnia 1945 roku w Mikołowie, debiutował dwadzieścia lat później na łamach miesięcznika „Poezja”. Zmarł w nocy z 10 na 11 maja 1971 roku we Wrocławiu. W 40. rocznicę śmierci poety przypominamy artykuł Amandy Banaszak.
Godzina bliżej nieokreślona, wczesnoranna. Spaceruję po Ostrowie Tumskim, choć pewnie każda przeciętna osoba widząc mnie powiedziałaby, że najzwyczajniej w świecie się włóczę bez sensu i celu. Zadziwiające, że inni mogą spać w ten upał! W głowie tłucze mi się tylko jedna myśl – muszę w końcu zacząć pisać. Wychylam się przez barierki i spoglądając w toń Odry widzę jak pięknie gra światło pobliskich latarni. Wyprucie emocjonalne i wyjałowienie intelektualne za sprawą niedawno przebytej choroby wieku młodzieńczego – obowiązkowej matury z matematyki dało mi się we znaki. Zastanawiam się, o czym i jak pisać, Wrocław…Wywrota…i…Wojaczek. Nie znam bardziej wywrotowej postaci w historii polskiej literatury powojennej niż Rafał Wojaczek…
Wywrotowiec w moim rozumieniu tego słowa to rewolucjonista w swojej dziedzinie, sprzeciwiający się panującym konwenansom innowator. W literaturze nie brakuje przykładów – Baudelaire, Rimbaud czy bardziej nam współczesny Morrison. Wszyscy oni prowadzili ekstremalne życie-sztukę. Prawdopodobnie najwłaściwszym ich odpowiednikiem, w naszych, polskich warunkach był Rafał Wojaczek. Ten wrocławski poeta stworzył legendę godną pozazdroszczenia z pomocą swej mocno autokreacyjnej twórczości…i sposobu bycia. Nie pisał ładnych, „grzecznych” wierszyków, jego utwory należy oceniać innymi kategoriami. Inspirację czerpał z otaczającej go rzeczywistości i dramatu rozgrywającego swym wnętrzu. Wykrwawiał się pisząc wiersze i dając wyraz ogromu bólu egzystencjalnego, z którym nie zawsze potrafił sobie poradzić. Testował swoje ciało i przelewał wyniki tych eksperymentów na papier. Zresztą testował nie tylko siebie, ale także swoje otoczenie, bliskich mu ludzi. Utwory, w których podmiot liryczny jest kobiecy można uznać za wyraz jego, często burzliwych relacji z kobietami. Wojaczek podejmował liczne próby samobójcze. Demonstracyjnie samookaleczał się publicznie zgniatając szklanki, tnąc nadgarstki. Po tym jak kilka razy wyskoczył przez szybę zamykano przed nim kluby, w których spotykali się wrocławscy artyści. Stał się bywalecem komisariatów i szpitali psychiatrycznych. Był osobowością nierozumianą przez otoczenie, o czym świadczy fakt, iż podejrzewano u niego schizofrenię. Jego inspiracją były podróże, najczęściej koleją, środki psychoaktywne, poete maudit, sytuacja polityczna w kraju, erotyka oraz wszystko to, co szokujące, nietypowe, przemilczane. W wierszu autobiograficznym „Życiorys” pisze o miejscach, które wywarły na nim piętno, gdzie spędzał wiele czasu – szkoły, biblioteki, dworce kolejowe, „domy cudze i mniej cudze”, bary. U Wojaczka poczucie wolności wynika z braku przywiązania do jakichś szczególnych miejsc, dużo podróżuje, jest włóczęgą. Nieograniczona wolność, bycie sobie samemu sterem, żeglarzem i okrętem dawało mu poczucie bezpieczeństwa, samowystarczalności, o czym pisze w utworze „Ostatnia modlitwa Bohaterów”
„Dokąd byśmy nie poszli, gdziekolwiek się nie udali,
W jaką stronę zwrócili się, pobiegli, pojechali
Będziemy u siebie
W któregokolwiek świata kraj byśmy się nie wynieśli,
Na jaki zachód czy tam wschód swojej krwi nie zanieśli
Będziemy dla Ciebie”
W wierszu „Piosenka o poecie II” Wojaczek pisze o alkoholu jako nieodłącznym elemencie twórczości poety, wódka jest w nim środkiem do uzyskania artystycznego spełnienia, natchnienia, a jednocześnie siłą destrukcyjną. W utworze „Wybaczcie piechocie” pisze o tym jak jest postrzegany przez otoczenie, o tym, iż uważa się go za „Tego skurwysyna Wojaczka”, „pijaka i darmozjada”, „samolubne bydlę”, widziany jest też prawdopodobnie jako człowiek niebezpieczny, „którego dawno powinni byli zamknąć”, okrutny, zazdrosny, upadły. I choć jest świadomy sposobu w jaki jest widziany to tytuł wiersza sugeruje, iż chce, by mu wybaczono. W wielu utworach pisze o najbliższych mu artystach, poetach przeklętych, np. Jesienin, Keats, Baudelaire oraz o przedstawicielach wrocławskiej bohemy m.in. o Januszu Styczniu. Szczególnie ważna dla jego twórczości wydaje się być postać Rimbaud’a. W wierszu „Rimbaud” kreśli ciekawy autoportret, który jest być może dowodem na prawdziwość plotek mówiących, iż uważał się za inkarnację tego właśnie francuskiego poety. Wojaczek jest też głosem swojego pokolenia, przemyca w utworach treści społeczno-polityczne, miewał problemy z cenzurą, zwroty takie jak, np. „partyjne gazety” musiał zmienić na „powszechne gazety”, w wierszu „Ojczyzna” pisze ironicznie o matce – „pobożna jak partyjny dziennik”, „cierpliwa jak oficer śledczy”, „prawdziwa jak gumowa pałka”. Niemalże obsesyjnie w jego utworach przeplatają się motywy – Boga, matki, ojca, głodu, seksu, a nade wszystko śmierci, zestawione w maksymalnie szokujący sposób. Wojaczek pisał w sposób przesycony prowokacją, obrazoburstwem, przez co bardzo szybko został dostrzeżony przez krytyków i jeszcze za życia uznany za ciekawe zjawisko, natomiast we własnym, artystycznym środowisku wywoływał najczęściej ambiwalentne uczucia, przez jednych podziwiany, przez innych określany mianem grafomana, który na siłę stara się zwrócić na siebie uwagę. Ciężko powiedzieć na ile było to celowe działanie poety… Być może jedną z sił twórczych była jego choroba i wszystko to, co za sobą niosła – inne odczuwanie, nie mieszczące się w normach socjologicznych. Dzisiaj przypuszcza się, iż była to choroba dwubiegunowa afektywna występująca pod postaciami stanów maniakalnych i depresyjnych. Te ostatnie zapewne pozwalały mu na refleksję, inne, wyostrzone, skrajne spojrzenie, dostrzeżenie mroków własnej niespokojnej duszy, natomiast mania za kreatywność, energię do twórczej pracy. Prawdopodobnie na pograniczu obu tych stanów był najbardziej twórczy. Jak w wielu innych przypadkach choroba sprzęgła się z wielkim talentem… Całkiem nieźle oddaje to łacińskie powiedzenie „Nullum magnum ingenium sine mixtura dementiae”.
Podobno o artyście i jego twórczości najlepiej świadczy siła jego legendy. Obecnie twórczość Wojaczka jest omawiana w szkołach średnich, a więc ktoś tak wywrotowy, kontrowersyjny z czasem stał się klasykiem w oczach dzisiejszych odbiorców. Może potrzeba nam legendy, wywrotowych życiorysów by dostrzec równie wywrotową twórczość. Może jedno bez drugiego nie może istnieć. Może jedno jest pokarmem dla drugiego – przyczyna i skutek. Dla mnie Wojaczek jest poetą w rimbaud’owskiej definicji tego słowa, chyba najpiękniejszej i najprawdziwszej – „Poeta czyni się jasnowidzem przez długotrwałe bezmierne i świadome rozprężenie wszystkich zmysłów. Wszystkie formy miłości, cierpienia, szaleństwa: szuka sam siebie i wyczerpuje w sobie wszystkie trucizny, by zachować z nich jedynie kwintesencje. Nieopisana tortura, w której trzeba mu całej wiary, całej nadludzkiej siły, której staje się wśród wszystkich wielkim chorym, wielkim przeklętym – i najwspanialszym Uczonym! Bo dociera do Nieznanego! Niechaj kona w swoim skoku przez rzeczy niesłychane i nie do nazwania…”
Amanda Banaszak
Św. p. Rafał Wojaczek spoczywa na cmentarzu św. Wawrzyńca.
Zginął śmiercią samobójczą w nocy 10/11 maja 1971r.