Poetyckie katharsis XXI wieku , czyli słów kilka o „U-man i masa” Romana Bromboszcza.

Kuba Wojtaszczyk
Kuba Wojtaszczyk
Kategoria literatura · 30 sierpnia 2010

„U-man i masa” może powodować rozgoryczenie i złość. Wszystko tu jest skierowane przeciwko objawom skrajnego idiotyzmu większości społeczeństwa...

Książka poetycka U-man i masa Romana Bromboszcza jest równie skomplikowana, co zaskakująca. Nie można usiąść i „na szybko” jej przewertować. Czasami miałem wrażenie, iż pozycja jest zbiorem szyfrów, które należy rozkodować, aby uzyskać odpowiedź na opisywane kwestie. Jednakże tutaj pojawia się problem nadinterpretacji lub też odejścia od wyznaczonych przez autora dróg rozumienia przedstawionych tekstów. Mimo to najważniejsze jest dla mnie subiektywne odczytywanie każdego wytworu sztuki. Dlatego czytając U-man i masa podążałem w kierunku, który jest mi najbliższy, a mianowicie krytyki teraźniejszego społeczeństwa, które topi się w źle dawkowanym konsumpcjonizmie.

 

           Wydaje mi się, iż kluczem do zrozumienia tekstów jest tytuł książki oraz dwa pierwsze wiersze. U-man i masa to, jak sam poeta podaje, przewrotne nawiązanie do nadczłowieka Nietzschego (Übermensch), opowieść o kimś niezidentyfikowanym, osobie znajdującej się pod wpływem masy społecznej. Wiersze Histopatologia i Mówcie mi tędy, określają dalsze rozumienie tomiku. Łącząc oba teksty można stwierdzić, iż znajdujemy się w koszmarze, w którym masa, czyli społeczny organizm jest chory. Infekcja sięga do tkanek i komórek każdego człowieka. Mamy do czynienia z jednostką, która nie zgadza się na zastały porządek, chciałaby uleczenia schorowanego społeczeństwa. Zbiorowość jest ogłupiona, przepełniona egoizmem. Nie dąży do zmian, ponieważ błogo czuje się w „McKosmosie”. Dla większości najważniejsze są „gusła w obłokach”. Podmiot liryczny jest zagubiony. Podąża po mgławym terytorium „rdzawego miasta”, życie w nim przypomina teatr. Każdy zakłada maski, nikt tak naprawdę nie jest tym za kogo się podaje. Przypadkowość i utarte schematy są konstrukcją, która napędza teraźniejszość. Istnieje wiele pytań, na których nikt nie szuka odpowiedzi. Społeczeństwo nie ma na to czasu i chęci. Dostrzec można osoby, które pragną zmiany. Jednakże zaczynają poczynać sobie konformistycznie, przestają szukać odpowiedzi. Ich głosy milkną w hałasie konsumpcjonizmu.

 

           Podjęcie próby dotarcia do masy jest niemożliwe, żadne argumenty do niej nie trafiają. Potęguje to brak dialogu pomiędzy „nadczłowiekiem” a społeczeństwem. Obie strony mówią jakby innymi językami. Jakby, ponieważ ta różnica leży w intelekcie. Podmiot jest zmęczony, gubi się w labiryncie prób i upadków zrozumienia i zmienienia społeczeństwa. Zaczyna wątpić w sens walki ze złem, wpajanie wyższych wartości. Brak znaczeń jest wszechobecny, w społeczeństwie panuje mentalny nieporządek.

 

           U-man i masa może powodować rozgoryczenie i złość. Wszystko tu jest skierowane przeciwko objawom skrajnego idiotyzmu większości społeczeństwa, które bałwochwalczo odnosi się do tandety kultury niskiej, nie doszukuje się głębszych znaczeń, tylko stawia sobie za wzór losowość zdarzeń i ich unifikację. Jeżeli jedno przeminie, zaraz rodzi się następne, aby zapełnić miejsce po poprzednim. Takie odczucia towarzyszyły mi przy lekturze kompilacji tekstów Romana Bromboszcza. Jeżeli dobrze zinterpretowałem intencję autora (a wierzę, że tak), myślimy bardzo podobnie.

 

 

 

 

Kuba Wojtaszczyk

 

 

 

 

 

Roman Bromboszcz, U-man i masa

Korporacja Ha!art, Kraków 2010

s. 80