„(...)chwiejna to konstrukcja, smutna elokwencja, zbyt mało składników i za wiele przypraw.” [ z wiersza: „struktura naprężeń”]
*
Tytuł książki poetyckiej Przemysława Witkowskiego „Preparaty” przywodzi na myśl, laboratoryjne eksponaty, specyfiki z pracowni chemicznej, albo towary z aptecznej półki. To oczywisty, pierwszy narzucający się trop. Jednakże to, co w tym tytule najbardziej znamienne dla zawartości książki, to łaciński źródłosłów terminu „preparat”(preparatio – przygotowanie; preaparatus – przygotowywanie;) oraz muzyczny aspekt znaczenia słowa „preparowanie”.
To, że wiersze znajdujące się w debiutanckim tomie Witkowskiego były długo i z namysłem przygotowywane do dzisiejszej formy i kontaktu z czytelnikiem widać gołym okiem niedzielnego humanisty. Sprawiający wrażenie doskonałego układ wersyfikacyjny, znakomite kompozycje strukturalne, optymalna dla oka długość wiersza (pozwalająca na efektowne wyeksponowanie tekstu na jednej stronie). Wiersze o nieklasycznych konstrukcjach dowolnych, wiele z nich przypomina sonet. Witkowski znakomicie posługuje się dystychem i tercyną. Utwory z tomu „Preparaty” są zdyscyplinowane, świetnie ustawione w szyku, spójnie pracują na syntetyczny obraz całości. Krzykliwe kolaże ilustrujące tom i przyciągająca wzrok okładka z prestiżowym logotypem współtworzą ten znakomity produkt Biura Literackiego. Debiut książkowy laureata ubiegłorocznego XV Konkursu im. Jacka Bierezina .
Wiersze Witkowskiego z tomu „Preparaty” z uwagi na ich melodyjność, uwodzicielski rytm i dynamikę frazy można z powodzeniem porównać do kompozycji muzyka, nie tylko dlatego, że są ciekawie rozpisane na partyturze wersów. Preparowanie to technika muzyczna, stosowana głównie przez pianistów, w celu wydobycia z klasycznego instrumentu nietypowych, osobliwych dźwięków; zmiany tonacji i połączeń między akordami. Pianiści przygotowują instrument do koncertu wkładając między struny przeróżne przedmioty; obwiązują struny sznurami dzwonków; improwizują, podejmują ryzyko w imię poszukiwania i tworzenia na żywo nowych jakości.
Poeta Witkowski z kolei, wprowadza do języka poezji pojęcia, zwroty, nazwy własne i nazwiska, terminy techniczne i kategorie teoretycznoliterackie; słowa, które dotychczas albo rzadko uzyskiwały dostęp do świata poezji, albo opisywały ten świat z metapoziomu refleksji teoretycznej. Autor „Preparatów” przed swoim koncertem ustawia w chórkach, w jednym rzędzie szejtana, jezusa i britney; absorbują go nowoczesne ulotne konstrukcje; destyluje z nich trwalsze komponenty; programowo się przejęzycza; cytuje babcię, co pisze youtube z błędem; tempo swych wierszy ustawia w rytmicznych periodach; „uprawia” zen w egzegezie freuda; język traktuje chlorem; spryskuje swoje wersy merkurochromem; wprowadza w świecie uczuć globalną dezynfekcję i deratyzację. Sporo pomysłów jak na jeden koncert z trzydziestu czterech wierszy…
Czy takie preparowanie wierszy to zabieg oryginalny i własny? Zawsze. Gdyż każdorazowo wykonywany być musi inaczej. Czy jest on zaskakujący? Owszem. Dla czytelnika pierwszy raz stykającego się z najnowszą poezją.
*
Oto kilka spostrzeżeń wynikających z analizy porównawczej wierszy Witkowskiego wydanych w arkuszu „Lekkie czasy ciężkich chorób” i w tomie „Preparaty”:
Wiersz „a one już wiedziały, 1987” zmienił w tomie tytuł na „podstawy dziedziczenia”; zmienił się nieco układ tekstu, długość i kształt wersów, wyrzucono słowa psujące linię melodyczną wiersza, zaburzające rytm ale pozornie tylko nieistotne, bo stanowiące tzw. kwantyfikatory (szczegółowy i ogólny), czyli pojęcia spełniające funkcję kategoryzującą świat i sposób jego odbierania przez podmiot liryczny; wskazujące na to, co najważniejsze, albo to, co ledwo zauważalne („tylko” w pierwszej strofie; „wszystkie” w trzeciej;). Wypadła też cała fraza: bolesne// dary i cienie grawitacji. Usunięcie tychże słów zmienia charakter wiersza, pozbawia bowiem tekst nieco młodzieńczo rozegzaltowanej spontaniczności i rozrzutności, tak cennych, z punktu widzenia czytelnika, transparentnych nośników emocjonalności poety. Wiersz poddany został poważnej redakcji, w której główną instancją decyzyjną był zmysł słuchu, czuły jak sonometr.
Wiersz zamieszczony w arkuszu z roku 2008. „czekaliśmy cierpliwie,// gryząc palce, 1991” zmienił nazwę na „wytrącanie się osadu” i cały zmienił się w prawie nie do poznania. Pozostał trzon, główny motyw: gdzie kończy się to miasto, nagie brzuchy, twarze? I końcówka, cała ostatnia strofa, w której zmieniono tylko interpunkcję. Została retrospekcja z rodzinnej okolicy, miejsca zamieszkania i własnego w nim udziału, przemieszana z oparami dymu w płucach ojca. Tekst został jednak uzupełniony frazą z innego wiersza z arkusza („na zewnątrz, 1997”): i tak niewiele po nich zostało, linia drzew, wnętrza roślin// na parapecie, która w nowym wydaniu wygląda tak: niewiele zostało: wnętrza roślin na parapecie. Rzeczywiście niewiele z niego zostało…
Dalej: „Preparaty, 2000” zmieniają nazwę na „mechanika płynów” i przechodzą redakcję itd. itp. … Żeby nie zamęczyć czytelnika: cały arkusz Przemka Witkowskiego, z roku 2008. został potraktowany jak miazga; sam w sobie niewiele znaczący materiał wyjściowy do kolejnej konstrukcji i kolejnej publikacji. Niepisana zasada niepoddawania redakcji wierszy raz już publikowanych (szczególnie w druku zwartym) została tu całkowicie zlekceważona.
Czy to, co dzieje się z wierszami Witkowskiego między 2008. a 2010. jest znamieniem rozwoju poetyckiego? Nie potrafię wyjść ze zdumienia. Podobne rzeczy (na taką skalę) zdarzają się niezwykle rzadko.
*
Przyjrzyjmy się kilku nowym wierszom Przemysława Witkowskiego.
Wiersz „w modnych klubach udajemy smutnych rewolucjonistów” – zdaje się być jednym z najciekawszych w tomiku. Świetny początek, błyskotliwy, niepokojący i dynamiczny: szejtan, szejtan, on zawiaduje serwerami, ma dzienniki// i pozycje w redakcjach, w którym pojawia się wszechwładny arabski szatan. Na czasie jest przywołanie szatana w wersji muzułmańskiej, ta egzotyka budzi dodatkowy dreszczyk; powtórzenie imienia złego działa jak wywoływanie. W środku wiersza mamy jednak zamieszanie z poplątaniem, autor usiłuje programowo nawarstwić obrazy, skondensować opisy w migawkowych frazesach: więc pora zaczynać – wiąże się tłuszcz, zawiązuje się akcja,// codziennie ostry kryzys w rządzie i chaos w żołądku,// numerowane strony na finiszu i banery gasną. Niefortunne wychodzi to nawarstwienie: tłuszczu, kryzysu, chaosu, finiszu; świetnie brzmiące pustosłowie. W samej końcówce wiersza zbyt łatwe i efekciarskie obrazy, jak na poziom z początku wiersza: podjechał karawan, młody policjant uczynił znak krzyża,// ksiądz zasalutował. Ostatnie słowa: wielkanoc, dezynfekcja, deratyzacja. – bardzo dobrze wyhamowują czytelnika, osadzają i każą się zastanowić. Mimo, że uważam, że to jeden z najlepszych wierszy Witkowskiego, to trudno przyznać, żeby był specjalnie odkrywczy. Jest nierówny i chaotyczny, ratuje go klamrowa konstrukcja, spinający rozkład akcentów: szejtan, szejtan – wielkanoc, dezynfekcja, deratyzacja; oraz świetne tempo i ujmująca muzyczność.
Najciekawszy fragment w wierszu „zabiegi, operacje”: język – // żyłka, która pulsuje i pęka, przeczy stosunkowi Witkowskiego do języka... Jego język zdaje się znosić wszystko.
Klamra spinająca pierwszy wiersz w tomie z ostatnim („Powierzchniowe napięcia”: ona tam jest,//widziałem. rusza się pod nim; „Pełny obrót, zamknięcie koła”: widziałem. on był. śnił się;) – zaiste subtelna. Kolejny aspekt świetnej koncepcji tomu.
W wierszu „ścisłe łączenie akordów” znajduję fragment oddający charakter twórczości Witkowskiego. Dowód na to, że coś jest w tych tekstach, coś się próbuje przebijać, ale nie dociera do czytelnika w czystej postaci, zostaje przerobione, docięte do całości. Znamienne to słowa: napisz to od nowa, dołóż zdań twierdzących.// wykluwa się zbiór, coś tkwi, coś się zapętla. „Się” nie pisze jednak wierszy. „Się” to głos z automatycznej sekretarki, z reklamy, z głośników w hipermarketach; głos populistów. „Się”, które w wielu tekstach Witkowskiego zastąpiło jego autorskie kompetencje przepisem na to jak „się” pisze „dobre wiersze”.
*
W tomie „Preparaty” liczy się przede wszystkim formalny kształt wypowiedzi, błyskotliwa konstrukcja tekstu, melodyjność i dynamika frazy, zaskakujące zestawy rekwizytów, uwodzicielska płynność językowych egzemplifikacji oraz połączeń między nimi. W tych arteriach nie ma jednak krwi, nie ma siły, nie ma ani młodzieńczego ryzyka, ani dojrzałej odwagi. Brakuje w tym tomie bezpośredniości, mocy, czy choćby jednego wyraźnego autorskiego potknięcia.
Wiersze Przemysława Witkowskiego nie są dobrze przemyślanym transparentem autora; stwarzają one bowiem jego sztuczny obraz. Portret poety chłodnego i zdystansowanego; estety bez egzystencjalnego ciężaru w duszy. Autora, który nawet krzyczeć stara się zgodnie z tym, co mówi partytura. A przecież ten poeta chce i potrafi mówić własnym głosem, potrafi pisać, wiem to. Dlaczego jednak jego teksty wywołują we mnie tyle sprzeciwu i wątpliwości? Jak ustosunkować się do twórczości Wrocławianina?
Dochodzę do wniosków paradoksalnych: To, w większości, świetnie napisane wiersze, to niezwykle spójnie skonstruowana książka poetycka, co jednocześnie znaczy: to jeszcze nie jest dobra poezja. Nie dla mnie.
Paweł Ivo Kaczorowski
Na podstawie:
1.
Przemek Witkowski, Lekkie czasy ciężkich chorób
Wybór: Karol Maliszewski; korekta: Łukasz Plata
Fot.: Artur Burszta
Biuro Literackie, Wrocław 2008
Stron: 16.
2.
Przemysław Witkowski, Preparaty
Redakcja: Roman Honet; korekta: Anna Krzywania
Kolaże oraz projekt okładki: Nina Łupińska
Biuro Literackie, Wrocław 2010
Stron: 44.
3. Dyskusje o twórczości Witkowskiego na forum Portalu www.wywrota.pl:
Czy to są te "dobre wiersze" Przemka Witkowskiego?
www.wywrota.pl/forum/topic/16896
Czy to jest ta "dobra poezja"?
www.wywrota.pl/forum/topic/16833