W sztuce zatracenia jest łatwo dojść do wprawy.
Magiczne powroty wersów budujące tajemne korytarze w labiryntach znaczeń. Niespodziewane odnalezienia i nawiązania. Zaskakujące puenty, do których dążenia odbywają się za pomocą słownych sznurów. Słowa w przysłanych vilanellach, jak rozrzucone okruchy czy rozwinięta, długa nić doprowdziły do prawd tak cennych, że nie sposób nie docenić każdej z napisanych prac.
Dodatkowe utrudnienie, do którego część z Was się zastosowała, przyniosło równie wymierne efekty. Co poeta to pomysł, jedno słowo determinujące w jakiś sposób kierunek ujednolicało wiersze w nieznacznym stopniu. I
Jak
najlepiej zapisać odosobnienie? Ale odosobnienie, które się wybiera osobiście i przy całkowitym udziale świadomości? Pokazać, że nie chce mieć się nic wspólnego z ludźmi, którzy są
dookoła. Naturalnym jest, że człowiek będzie doświadczał najbardziej ludzkich
zjawisk, niejednokrotnie będzie reagował instynktami, schematycznie. Niektórzy
będą takie doświadczenia gromadzić, będą z nich czerpać i będą budować wokół
siebie jakiś mur, w którym ustawią się ludzie, z którymi mamy do czynienia.
Niektórych będzie to kształtowało, w myśl zasady, że człowiek jest sumą osób,
które spotyka na swojej drodze. Jednak są i ludzie, jak peel w wierszu Jarosława
Jabrzemskiego, których taka możliwość będzie brzydzić – ileż razy częściej
wybiorą oni samotność, w niej upatrując szansę na rozwój. Czy stąd w tytule jest
pies? Czy ten pies ma sugerować, że peel nie jest osobą aż tak bezduszną, jakby
się mogło wydawać? Potrzebuje żywego stworzenia, ku któremu zwróci swoją uwagę i
którym będzie mógł się zająć. To przeciwstawia się temu, co peel sam o sobie mówi
– nie dość, że nazywa się osobą aspołeczną, to próbuje się do siebie
zdystansować.
Czy to
wiersz o gorliwym zaprzeczaniu, że peel nikogo nie potrzebuje w życiu, czy to
jednak wołanie o odrobinę zrozumienia, za zasłoną z pozornego odcięcia się od
tego, co typowe? Na takie rozważania autor pozwala i do takich prowokuje.
Uważam, że to bardzo ważny wiersz o miejscu człowieka w grupie i wszystkich
okolicznościach, które się z tym łączą.
vilanella z niewidocznym psem
głaskanym w tle
cokolwiek tu wpadnie należy do
ludzi
i tak tego dużo że trudno spamiętać
ja nie zatrzymuję hodowla mnie nudzi
z moim bałaganem nie będę się trudził
niech sobie sprzątają ci u których święta
ktokolwiek tu przyjdzie odejdzie do ludzi
może mi się zdarzy pożądanie wzbudzić
dziewczyna obieca że będzie namiętna
ja nie zatrzymuję hodowla mnie nudzi
lubię te preteksty co dają marudzić
że naczynia brudne i pościel wymięta
ktokolwiek tu przyjdzie odejdzie do ludzi
potencjalny zapał całkowicie studzi
myśl wciąż błyskotliwa trafna i natrętna
ja nie zatrzymuję hodowla mnie nudzi
jestem aspołeczny nie będę się łudził
że kogoś zachęci moja gęba wstrętna
ktokolwiek tu przyjdzie odejdzie do ludzi
ja nie zatrzymuję hodowla mnie nudzi
II
Vilanella czerwonej oranżady
powróciła do aktualnego tematu wyciągania wniosków z mądrości pokoleń. Każdy
człowiek ma dostęp do wiedzy, którą już posiedli jego przodkowie, szerzej nawet
– nie tylko jego, ale też wszyscy ci, którzy żyli przed nim, mając na niego
wpływ choćby pośredni. To wszyscy ci, którzy ukształtowali dzisiejszą
sytuację – na każdym obszarze. Żyjemy na świecie powstałym z rąk naszych
poprzedników i możemy być im albo wdzięczni za warunki, w jakie nas wsadzili
albo złorzeczyć na sytuację zastaną, mając pretensje o stereotypy i inne mechanizmy
rządzące.
„wielkich przodków, z którymi zdjęciami sypiałeś” – to
świadczy o pewnym przywiązaniu do zasad wypracowanych przez protoplastów. Za
chwilę przychodzi jednak do zauważenia, że wiele z tych zacnych morałów
sprowadza się do niedorzecznych przekonań o domniemanych karach za pewne
poczynienia. Przekonań, z którymi bardzo trudno dyskutować. Czy właśnie tak
rodzą się konflikty pokoleń i pokoleniowe, odwieczne niezrozumienie? Na
szczęście (choć i to jest delikatnie poddane w wierszu w wątpliwość) są i tacy,
którzy morały przodków mają za nic i niepomni na ewentualne sankcje postępują
zgodnie z najważniejszym z przekonań – z przekonaniem własnym.
Wszystko to Justyna zapisała z należnym jej dystansem i
wyciągnięciem moralnych (morałowych?) absurdów. Każdy z nich jednak przekłada
się na istotę sprawy bardzo łatwo i bardzo szybko. Podsumowuje, podając prawdę
ogólną – coś przejdzie do historii na pewno, każde życie zostanie zapamiętane,
a co my z tym zrobimy i na czyją korzyść zastosujemy – to już jest sprawa
oddzielna.
praojców morały
Cokolwiek przejdzie do historii morałem,
znajdzie upust między targiem a kulturą
wielkich przodków, z których zdjęciami sypiałeś.
Łysol od jajek krzyczy na syna: stłukłeś
znów tuzin, więc będziesz miał żonę obskurną!
Cokolwiek przejdzie do historii morałem,
pamiętaj, tego nie zmienisz żadnym żalem
ani płaczem nad praojców swoich urną,
wielkich przodków, z których zdjęciami sypiałeś.
Syn przerażony przez dwa momenty, majem
wrócił zachwytem nad sąsiadki figurą,
nie przejmując się wcale zbędnym morałem.
Nieświadoma innemu dała dojrzałe
piersi na własność, potomkowi – Arturro-
wielkich przodków, z których zdjęciami sypiałeś.
Każda panna nazywa Syna cymbałem,
bo teraz musi sypiać z najbrzydszą kurą.
Cokolwiek przejdzie do historii morałem
wielkich przodków, z których zdjęciami sypiałeś.
III
Przy tym
tekście autorstwa M. daje się zauważyć misternie budowany klimat i
niewątpliwe staranie o kontekst i całą obudowę wiersza. Czytelnik zostaje
wrzucony w magiczną, wręcz baśniową okolicę, lekką i zwiewną. To może być sen,
w którym wędruje się do pewnej wyroczni, do tytułowej Luli Baj (pomysłowe
konotacje imienia z kołysaniem, z kołysanką, z zaklęciem spokojnej nocy), która
ma moc usypiania, przenoszenia w świat gwiazd i niedostępnych za świadomego
dnia znaczeń. Ten wiersz się maluje na rozgwieżdżonym niebie, układa punkty
odniesienia na czarnej płachcie tego, co nad nami. Pozwala oderwać się od ziemi
i przez chwilę stąpać ponad nią. O czymkolwiek Lula Baj pomyśli – to wyśni – bo
jej to jest zadaniem, jej naturalnym stanem – nie będzie jej. Jej sny są
własnością śniących, ona jest własnością śniących i pogrążonych w przestrzeni
sennej. Ten wiersz się unosi, ma moc przenoszenia w inną, magiczną krainę,
wolną od niepokoju. To bardzo dobry tekst, w którym autorka pomysłowo krąży
wokół jednego wątku, nie rozdrabniając się na zbyt wiele obszarów. A
jednocześnie ogarnia przestrzeń, w której średnio przez połowę życia znajduje
się człowiek.
Lula Baj
Cokolwiek wyśni, nie będzie należeć
do niej,
gdy szeptem poproszą o zbawienie w modlitwie
do Luli Baj z kwitnącym snem włożonym w dłonie.
A wyśni, że Plejady wzejdą spokojnie,
Femme Fatale złagodnieje po skończonej bitwie;
cokolwiek wyśni, nie będzie należeć do niej.
Wzmogą się oczekujących matek pieśni dostojne,
zapamiętale zaklinające duszę, co się wyrwie
do Luli Baj z kwitnącym snem włożonym w dłonie.
Wędrowcy dostrzegą ją na nieboskłonie,
spojrzeniem pustym ich zachęci, bo wie:
cokolwiek wyśni, nie będzie należeć do niej,
póki więc rzeczywistość horyzontu nie dotknie,
wyruszą za zmierzchem w nieznanej gonitwie
do Luli Baj z kwitnącym snem włożonym w dłonie.
Będą ją wspominać w porannym szronie,
dopóki wschodząca nad Etną Wenus nie powie:
cokolwiek wyśni, nie będzie należeć do niej —
do Luli Baj z kwitnącym snem włożonym w dłonie.
IV
vilanella z portretem kochanki w
tle
spojrzeniem ciało dopieszczę
jeśli za mało pieszczoty
będzie mnie prosić o jeszcze
cóż że mój wzrok tak bezcześci
bardziej wulgarny niż dotyk
spojrzeniem ciało dopieszczę
piękno obudzi się z dreszczem
zakwitnie perlistym potem
będzie mnie prosić o jeszcze
stanę się wstążką na wietrze
w misterne owinę sploty
spojrzeniem ciało dopieszczę
pod skórę wbiję się kleszczem
rozbudzę senną tęsknotę
będzie mnie prosić o jeszcze
mój wzrok przekłamuje przestrzeń
kiedyś opowiem ci o tym
spojrzeniem ciało dopieszczę
będzie mnie prosić o jeszcze
V
Jaca
odszedł nieco od ścisłych wymogów formy i nadał tekstowi swój własny kształt.
Odczuwam pewną usilność, szczególnie jeśli chodzi o rymy – nie mam wrażenia
naturalności i swobodnego powracania. Nie ujmę natomiast ani trochę z
istotności tekstu i spostrzeżeń w nim tkwiących. Cięcie nożem rzeki – fizyczna
niemożność zniszczenia, zostawienia po sobie śladu w postaci choćby blizny,
choćby najmniejszego oznaczenia. Rzeka nigdy nie dowiedzie, że „tu byłem”,
przepłynie i w sekundzie zapomni, kogo mijała. Czy to zatem wiersz o mijaniu?
Tytułowa rzeka niechby była życiem – momentami płytkim, w które ciężko jest się
zagłębić – to codzienność, z całym swoim typowym bagażem – nieistotnymi a
niezbędnymi dokonaniami, pozwalającymi tylko przetrwać. Trwanie bardziej
zaawansowane i owocne to rzeka głębsza, z nurtem szybkim i niebezpiecznym, a
nierzadko, jak mówi autor – ukrytym. Ukryty nurt stanowi pułapkę, nagłą utratę
panowania, krótko lub długotrwałą. Jedyna pewność – te nurty istnieją i nie da
się ich ominąć. Nie zawsze jednak są to nurty, które przynoszą straty, w nich
też można znaleźć odmianę, trzeźwiej rozejrzeć się na boki i więcej dostrzec.
„Woda, śliskie skały. Wszystko, co wyśnią” – czytam w tym ostateczną pewność
jakiejś determinacji, siły wyższej, ogromu możliwości.
Vilanella o rzece
Rzeka jest doprawdy niesamowita.
Można ciąć nożem,
a blizny jak kamień w wodę czystą.
Smutna jest jej ciekawość świata,
spętana dnem, Boże!
Rzeka jest doprawdy niesamowita.
Chwilami po prostu zanadto płytka.
Da się tylko brodzić, że
chce się utonąć czystą
myślą. Tak jak Heraklit wymyka
się pręgom, jak strzeże
rzeczy doprawdy niesamowitych.
Weźmy na przykład ukryty
nurt. Mówi to, co przecież
musiało być powiedziane. Chłodny
jak widmo spokoju. Niesie syty,
ile tylko może.
Rzeka jest doprawdy niesamowita.
Woda, śliskie skały. Wszystko, co wyśnią.
VI
Już tytuł wskazuje, w jaki obszar zabierze nas Pies.
Jakże inny to jednak erotyk niż poprzedni, autorstwa Jarka. Z punktu widzenia
kobiety obserwujemy odejście mężczyzny, właściwie można powiedzieć, że punkt
widzenia wychyla się jednym okiem spod rozkopanej pościeli i widzi: ktoś
wychodzi, uprzednio wyjaśniwszy zaszłą sytuację, która tym razem z obu punktów
widzenia jest całkiem odmienna – kobieta i mężczyzna inaczej odczytali swoje
potrzeby. Jednak to kobieta z tej dwójki ma tutaj coś do powiedzenia. Więc
mówi, uderzając w najczulszy punkt swego partnera – ta noc była kiepska. Czy
rzeczywiście była? Peelka z pewnością potrafi docenić mężczyznę, czując przy
tym i myśląc. I potrafi być złośliwa w wypominaniu przeszłości i czynności. Coś
jej ten mężczyzna dał, dał i zostawił – lepiej, że zostawił, bo w ostatecznym
rozrachunku i po ochłonięciu okazało się, że był: a) nieczuły i niewzruszony
jak skała, lub b) twardy jak skała. Jego udział w drugiej opcji to to, za czym
peelka zatęskni i do czego będzie myślami wracać. Wtedy to puste miejsce w
łóżku zaboli. Jeśli peelka jednak konsekwentnie będzie przewrotna – kupi sobie
nowe łóżko – jednoosobowe. Psia vilanella mnie uśmiechnęła i przywróciła wiarę
w potęgę przewrotności i zdystansowania. Tak fizycznego jak i psychicznego.
hard – porn unicorn
postawił sprawy jasno albo zniknął
za drzwiami
na jedno wychodzi. prosi obudź. zmilczał
teraz sypia sama jakby spała z kamieniami.
zjadała świeże owoce i nasiąkała sokami
liczyła w kluczu ptaki aż ktoś obcy pokazał:
postawił sprawy jasno potem zniknął za drzwiami.
przebija się przez miasto określana ulicami-
szuka, nie znajduje bo on dawno zszarzał
uczy się spać sama jakby spała z kamieniami.
nie ufa nikomu chowa ciało pod pręgami
pamięta , też tak robił że bliźniąc się- błyszczał
postawił sprawy jasno albo zniknął za drzwiami.
nikt po nią nie idzie nie szuka dłoni palcami
wie, kolejni przypomną jak wiotczał, opadał
woli sypiać sama niż spać z kamieniami.
stawiał sprawy jasno albo znikał za drzwiami
wyparł się obietnic które w łóżku składał
może krzyczeć i drapać i bić się z myślami
będzie sypiać sama jakby spała z kamieniami.
Lekko,
choć o nielekkim traktuje vilanella modliszqi. Dostrzegam pewne
zmarnowanie pomysłu i możliwości poprzez zatytułowanie – aż prosi się o
ukonkretyzowanie. Szczególnie, że w wierszu następuje bardzo specyficzne
porównanie (swoją drogą – niezwykle trafne). Gra mi w tej vilanelli słowo,
współgra z pomysłem. Autorka zadbała, aby czytelnik nie potknął się o żadne
wystające, zbędne słowa, ale przeszedł przez „życie” z zastanowieniem i
dokładniejszym rozglądnięciem się na boki. Bo przy drodze i przy domach suszy
się pranie, na linkach wiszą, przypięte klamerkami, bluzki, które z powodu zbyt
wysokiej temperatury wstąpiły się. Po wierszu warto pójść sprawdzić, jaką
temperaturę ma woda, w której pierzemy ubrania. Bo może się okazać, że poprzez
chwilowe niedbalstwo napuściliśmy wrzątek, który pozbawi nas kolorów. I
dotkliwie poparzy.
życie
cokolwiek dasz mi - to zmarnieje
kiedyś,
pomiędzy słowem, a czynem się zbiegnie
jak bluzka w nazbyt gorącej kąpieli.
czas nam wytyka popełnione błędy,
choć pamięć o nich z każdą chwilą więdnie.
cokolwiek weźmiesz - to wstąpi się kiedyś.
oboje wiemy, że za późno wtedy
na wspominanie dobrych czasów będzie.
jak bluzka w nazbyt gorącej kąpieli
skurczą się myśli, ot tak, bez potrzeby,
a słowa zderzą dosyć nieforemnie.
cokolwiek weźmiesz to wstąpi się kiedyś
i zmaleje bardzo. nikt nie lubi biedy,
gdy kolor życia nieprzyjemnie blednie
jak bluzka w nazbyt gorącej kąpieli,
traci koloryt i inne zalety,
a dni się stają aż nazbyt powszednie.
cokolwiek weźmiesz to wstąpi się kiedyś
jak bluzka w nazbyt gorącej kąpieli
VIII
Vilanella Towarzysza Singera
z daleka błyszczy charakterystycznym dla tego autora błyskiem. Nieodłączny
pociąg przejeżdżający obok dwójki ludzi (podświadomie liczba mnoga użyta w tym
wierszu każe mi myśleć o dwóch osobach; ewentualnie o dwóch osobach i reszcie
świata), a może gdzieś w dole, bo tytuł sadza nas obok nich na dachu. Tak,
jakby dach był granicą między pospolitością a czymś lepszym, jakąś tajemną
wiedzą, która jest przeznaczona dla niewielu (choć jest publicznie dostępna –
tak jak powietrze, które niektórzy uzurpują sobie jako należność, a niektórzy potrafią
być za nie wdzięczni). Peel mówi za dwie osoby, że na każde zjawisko potrafią
spojrzeć jak na jednokrotne, niepowtarzalne zdarzenie. Są na dachu, tam chowają
się przed spojrzeniami innymi niż słoneczne. Powraca fascynacja pociągiem i
świadomość, że oboje nie wiedzą co zrobią dalej – tak, jakby to był właśnie
moment, w którym następują ważne zmiany w ich życiu („problem z utorowieniem”
to problem z określeniem się, z określeniem kierunku jazdy, ilości zakrętów,
rozkradzionych torów, których brak powoduje nagłe wylecenie z obranego
kierunku). Spojrzenie z uniesieniem, zapatrzenie z zaniemówieniem – taką słowną
kombinację może zapisać tylko Towarzysz Singer. To wiersz, z którego przy
odrobinie dobrej woli można wyciągnąć potężne wnioski.
Dach drży, pociąg przejeżdża
cokolwiek się stanie, spojrzymy z
uniesieniem.
obserwowani przez plamy na słońcu,
zapatrzymy się na tory z zaniemówieniem.
będziemy mieli problem z samookreśleniem
w przestrzeni pośród ślepych gońców.
cokolwiek się stanie, spojrzymy z uniesieniem
na pociąg mający problem z utorowieniem
jakby kierowała nim grupa ślepców.
zapatrzymy się na tory z zaniemówieniem.
zaśpiewamy razem pieśń ze składu zniknieniem.
odpieprzy się od nas trupa odmieńców.
cokolwiek się stanie, spojrzymy z uniesieniem.
nie zaistnieją już problemy z rozdrobnieniem,
zatańczymy jak brygada szaleńców,
zapatrzymy się na tory z zaniemówieniem.
zlustrujemy wzrokiem trakcję z pokłonieniem,
z minami godnymi mądrych światowców.
cokolwiek się stanie, spojrzymy z uniesieniem.
zapatrzymy się na tory z zaniemówieniem.
IX
Ostanią, ale bynajmniej nie w znaczeniu wartościującym, jest vilanella Jaqinta. Przyznaję, że przyciągnęła mnie najbardziej pierwszym wersem. To rozważania o upadku (ze stanowiska), o zmianie (stanowiska), o pozorności (stanowiska). O bywaniu tu i tam, bez przynależności do konkretnego miejsca. „niezwykle szczelna pamięć z dobrego tworzywa” – najwyraźniej świadomość peela jest wybiórcza, jak pamięta to na amen, przy jednoczesnym oporze jeśli chodzi o przyjmowanie nowych wiadomości. „nadzieja zdechła” – chwała autorowi za wykorzystanie wyświechtanej umarłej nadziei w wersji ze zdechnięciem – niezaprzeczalnie buduje to ironię i wyśmienity dystans. Choć widok niezbyt optymistyczny, nie sposób się nie uśmiechnąć. Jak zwrot potrafi zmienić i zhańbić człowieka, jak nieodporność i nieprzewidywalność zmian powoduje upadek moralności i zdolności – o tym traktuje tekst. I o tym, jak marnotrawimy czas. Czasem pięknie.
PRZETARCIE
cokolwiek zabrzmię inaczej niż
zwykle bywam
na wielkich ucztach, rautach lub w samotni swojej
tylko w nagłówku zachowam tytuł kedywa.
niezwykle szczelna pamięć z dobrego tworzywa,
złote zwojenia, sieci, nowy system zbrojeń.
cokolwiek zabrzmię inaczej niż zwykle bywam
i nagle wpadka, wszystko się raptem urywa,
przekleństwa wcześniej wyległy na obce koje
tylko w nagłówku zachowam tytuł kedywa.
nadzieja zdechła. patrzę w jej oczy - nieżywa
miast stanąć w szranki, z góry przesądzone boje.
cokolwiek zabrzmię inaczej niż zwykle bywam
tak właśnie, autor drętwej weny się wyzbywa,
nie wiedzieć kiedy, a zostanę zwykłym gnojem
tylko w nagłówku zachowam tytuł kedywa
bo tyle lat człowiekowi na niczym zbywa,
twarz pod pretekstem, kamienie milowe spojeń
cokolwiek zabrzmię inaczej niż zwykle bywam
na wielkich ucztach, rautach lub w samotni swojej.
estel