Wiersze w formie. Pantum.

Redakcja
Redakcja
Kategoria literatura · 25 marca 2009

Słowem wstępu chcielibyśmy wyrazić swoje zadowolenie i wdzięczność za tak wielki odzew narodu na pomysł warsztatów. Osiem tekstów warsztatowych to naprawdę dużo, zważywszy na fakt, że w poprzednich próbach rozpisania frekwencja wypadała raczej marnie. Osiem tekstów, w których czuć zaangażowanie i serce ich twórców. Czyli nie na odwal, nie z przymusu, tylko z czystej chęci zmierzenia się z formą. I myślę, że sprawdza się stara prawda - repetitio est mater studiorum. Każdy poeta rośnie na mistrza pisząc gdziekolwiek, o czymkolwiek i w jakiejkolwiek postaci. Warsztaty w takiej postaci są jeszcze w fazie eksperymentu, jeszcze dużo się może zmienić, szczególnie, że jesteśmy otwarci na sugestie. Celem jest oczywiście edukacja w kierunku poznawania nowych form wiersza i poszerzenie świadomości czytelniczej wśród wywrotowców. Niemało z Was napisało lepsze wiersze, niż robi to na co dzień wierszem wolnym, co jest wystarczającym dowodem na to, że przy pewnych stylach tekstu bardziej waży się słowa i to, co się chce przekazać.

 

Wrażenia z całości – każdy z Was zawarł w swoim pantum taką fantastyczną cząstkę swojego pisania. Historycznie, głęboko, wnikliwie i z pomysłem – jeśli scharakteryzować całość. Od poezji społecznej, przez dydaktyczną, uliczną, do tej z humorem i przymrużeniem oka. To wszystko w formie, ale tym razem schemat nie oznaczał sztywności.

 


 I


Jaqint zaserwował nam tekst, w którym rzucają się w oczy owi powstańcy niestyczniowi. Później pojawia się kolejny magiczny i kultowy miesiąc dla polskiej historii. Jednak nie znajdziemy tu żadnych banalnych wniosków, ba, można nawet zepchnąć na tor boczny owe powstania i czytać to jak wiersz o znanych każdemu niepewnościach, poszukiwaniu szczęścia. Żadnych nawiązań do pozytywizmu, nie ma też w nim "opcji optymistycznej". A więc tekst staje się kokieterią w stosunku do użytych na samym początku słów.

Totalna bomba w strofie kończącej z pewną prawdą, na którą trzeba przystać. I chociaż nie wychodzi poza jedno, może dwuznaczność, opowiedziana historia i nakreślone okoliczności wrzucają czytelnika w konkretne miejsce i dają mu przeżywanie. Z pewną receptą. Pochylamy się razem z całą rzeszą zainteresowanych (scharakteryzowanych zresztą całkiem dosadnie) nad poniedziałkowym dodatkiem do Gazety. To niewątpliwa tematyka społeczna, właściwie dotycząca bardzo konkretnej grupy społecznej, której procent w kraju nad Wisłą wynosi około 10, ludzi przygotowujących się w miarę możliwości na nadejście cholernie mroźnej zimy. Te kurtki wiatrem podszyte i brak pomysłu na siebie. I brak wsparcia. Czy to nie jest więc czasem studium przyczyn zjawiska?

Co do konstrukcji wiersza, czasem męczą braki znaków interpunkcyjnych, w tym wypadku zlewają nam treść w jedno, nieraz czytelnik się gubi i rozprasza, na końcu już niekoniecznie pamięta, co się działo na początku. Ostatnia strofa wydaje się jednym zdaniem, rozwlekłym, przydługim i trzeba mu poświęcić więcej uwagi, co zniechęca. Podsumowując, jest to nieprzeciętny, z małymi potknięciami, ale interesujący wiersz.

 

NIEWCZAS


najtańszy jest bilet do miasta gdzie na hakach 
wiszą powstańcy niestyczniowi łapiący kaszel 
listopad szyje palto z waciaka na strome zejście
w tonacji zbyt mocno przekrwionych podniebień

wiszą powstańcy niestyczniowi łapiący kaszel
na kartkach papieru w rubrykach o dobrą pracę 
w tonacji zbyt mocno przekrwionych podniebień
krępują akordy pustego echa smakowych kubków
 
na kartkach papieru w rubrykach o dobrą pracę
znaki zapytania huśtają się (nawiasem mówiąc)
krępują akordy pustego echa smakowych kubków
i tylko czarne słońca śpią tuż za kołnierzem

znaki zapytania huśtają się (nawiasem mówiąc)
bo czasem ze schodów trzeba zepchnąć szczęście
i tylko czarne słońca śpią tuż za kołnierzem
bez przeprosin za usterki w ciasnej przymierzalni

bo czasem ze schodów trzeba zepchnąć szczęście
najtańszy jest bilet do miasta gdzie na hakach
bez przeprosin za usterki w ciasnej przymierzalni
listopad szyje palto z waciaka na strome zejście

 

 

 II

 

Jeśli chcesz napisać ostatni list, napisz pantum. Ostatnim listem do (w zamyśle?) męża, kochanka, syna marnotrawnego (do każdego?) zauroczyła nas Johannes Tussilago. Widać od razu, że czuła to, co pisze - nie zważając na prawdziwość tekstu, czy intencje - czyniąc tekst wyrazistym i pewnym siebie. Atramentowa krew, łzy, od których słowa stają się martwe i wiara, że Słońce nie wstanie, budują nastrój wiersza, jego Weltschmerz. Dobitnym uniesieniem w tym momencie jest krzyk w pisanym liście "nie chcę!". Jednak nic nam nie wyjaśnia ten wiersz, autorka skupiła się tylko na ukazaniu nam pewnego rodzaju bólu, z którym nie da się walczyć, można tylko nim miotać jak bronią obosieczną - można się również samemu zranić. "zaplątane spojrzenia w mrowiu liter zawiodły" - i tutaj dochodzimy do smutnych wniosków. Nie jest to wszystko pokazane w zawoalowany sposób, co staje się plusem - dzięki temu można ten wiersz przeżywać prawdziwie, nie siląc się na intelektualne gierki. Co w tym ostatnim liście jest naprawdę przekonywujące, to umiejętne przerzucanie. Przyciąga i magnetyzuje. To jest smutny wiersz, a jednocześnie pewny i stanowczy. Tu nie ma wahania, ale jest świadomość stanu. Technicznie – takie użycie interpunkcji i podział słów co chwila burzy względnie logiczną ciągłość. Jak w życiu. Takie wrażenie, że się wie, na czym się stoi a za chwilę okazuje się, że ktoś ten stołek spod nóg zabiera i już nic nie wiadomo. Krótkie, rwane zdania, dopasowane zupełnie naturalnie.

 

to ostatni list do ciebie

 

zaplątane spojrzenia w mrowiu liter

rozbieganych niepokornie od łez. słowa

ożywione na próbę atramentową krwią.

to nie źródlana woda. zawsze brakowało kropel

 

rozbieganych niepokornie. od łez słowa

martwe. nie wskrzeszą uśmiechu na twarzy.

to nie źródlana woda. zawsze brakowało kropel

wiary że słońce wstanie jeszcze raz. nadzieje

 

martwe. nie wskrzeszą uśmiechu. na twarzy

nie trzeba więc nie będzie szukania

wiary że słońce wstanie. jeszcze raz nadzieje

zawiodły. nie chcę! twarde wykrzyknikiem.

 

nie trzeba. więc nie będzie szukania.

zaplątane spojrzenia w mrowiu liter

zawiodły. nie chcę! twarde. wykrzyknikiem

ożywione na próbę. atramentową krwią.

 

 

 III


W pantum Jacy pierwsze co się rzuca w oczy, to... brak pantum, a właściwie półpantum. Niekonsekwentność mogłaby dyskwalifikować ten wiersz. Na dobrą sprawę można bronić, że nowatorsko i tak dalej, ale wspólnie zgodziliśmy się, że będzie to pantum, a nie poprawianie go, czy eksperymentowanie. Tytuł chce nas nakierować na pewien sposób interpretacji. Nawet można zaryzykować stwierdzenie, że jest to swoisty gest w kierunku Herberta, jego postaci Pana Cogito. Widać wyraźnie jego styl i lekkie zabiegi filozoficzne. Peel spaceruje sobie po Polach Marsowych, powtarzając "nigdy nie mówiłem do ciebie przyjacielu". Więc te Pola mają tutaj spore znaczenie, nie są przypadkowo, jako kartka z pamiętnika; jawią się wyimaginowaną obecnością boga wojny. Dlatego bohater wiersza nie zważa na prostowane ścieżki, woli podążać swoją drogą, nie chce negocjować ani poddawać się konformizmowi. Ta butność jest nieskrywana i nie szuka ujścia - ona już je znalazła, chociaż na razie skrywa się w przemyśleniach peela. No, ale przecież "wszysko jest w mózgu, nigdzie więcej".

Do interpretacji przyczynia się wyśmienita czytelność. Może się podobać logiczne wszystkiego poukładanie i spójność. To przypadek jakiejś więzi a skoro peel twierdzi, że to nie przyjaźń, więź tak silna każe mi pomyśleć albo nad autorytetem albo nad miłością (poeta? ojciec?). Szlachetna dojrzałość w zestawieniu z poszukiwaczem. A z drugiej strony świeża młodość w połączeniu z ukształtowaniem. Kilka odmiennych spojrzeń w ciągłym prowadzeniu przez życie.

 

Herbert. Wspomnienie ze spaceru. Pole Marsowe.

                       

nigdy nie mówiłem do ciebie przyjacielu
gdy prostowałeś ścieżki
szukałem wyboistych dróg
cierpliwie tłumaczyłeś rzeczy wersetami

gdy prostowałeś ścieżki
szukałem spojrzeń ulatujących w niebo
cierpliwie tłumaczyłeś rzeczy wersetami
gdy trzeba było z czasem negocjować wnioski

gdy szukałem spojrzeń ulatujących w niebo
chwaliłeś się zmarszczkami na czole
gdy trzeba było z czasem negocjować wnioski
pochylałeś się nad tętnem ziemi

chwaliłeś się zmarszczkami na czole
nie winiłeś nagich chłodów

pochylałeś się nad tętnem ziemi

mówiłeś daleko mi

nie winiłeś nagich chłodów
potykałeś się o wyboiste drogi
mówiłeś daleko mi tylko ja
nigdy nie mówiłem do ciebie przyjacielu

 

 

IV

 

Dużo radości sprawiła czerwona oranżada, swoją zbudowaną hierarchią. Otóż widać, że konstrukcja wiersza jest od a do zet przemyślana, żadnych przerw w transmisji danych, żadnych uchybiających braków, nic, co mogłoby zmusić do skrytykowania. Mamy tu niezłą historię o Amelii, która odwiedza muzeum - najpewniej trafiła na wystawę Malewicza. I tu pojawia się gazeta. Może bohaterka wiersza pracuje w Wybiorczej i przyszła tam służbowo? Może nie mieć to większego znaczenia, ale samo pojawienie się wykształciuchów i sławnego dziennika ma nam coś przekazać – ukierunkowanie polityczne, medialne, wiersz okazuje się być zaangażowanym? A przecież na początku nic na to nie wskazuje (mistrzowskie równoważenie przez autorski koncept), napięcie jest budowane stopniowo, by znaleźć swoje apogeum w puencie. I to procentuje, chce się do tego wiersza wracać. Można powinszować pomysłowości i zgrabności, Amelia to naprawdę dobry materiał na wiersz – zarówno w kwestii wizualizacji powierzchownej i tej wewnętrznej.

 

 

hierarchia, czyli Amelia w muzeum

 

na koniec rarytas - kwadrat okupuje białe tło,

nie wiadomo czy brzydki,

czy drży Amelia oblana siódmym

potem zroszony koncept autora.

 

nie wiadomo czy brzydki

pokój ze sztywnym widzem, który nadejdzie

potem. zroszony koncept autora

- wciska pisuar na kwadrat. nowe oblężenie:

 

pokój ze sztywnym widzem, który nadejdzie

za Amelią. parkiet przygarnia rękawiczkę,

wciska pisuar na kwadrat. nowe oblężenie:

cmok za cmokiem, biegną wykształciuchy.

 

za Amelią parkiet przygarnia rękawiczkę,

po brzegi zarażona śmiercią goni

cmok za cmokiem. biegną wykształciuchy

zdaniem na główną stronę w Wybiorczej.

 

po brzegi zarażona śmiercią goni

czy drży Amelia oblana siódmym

zdaniem na główną stronę. w Wybiorczej

na koniec rarytas - kwadrat okupuje białe tło.

 

 

V

 

Bardzo byliśmy ciekawi, czy ktoś rzuci swoje siły na dodatkowe w pantum rymowanie.

Najdokładniejsze pantum przysłał nam Bragi. Mamy ośmiozgłoskowy sylabik, rymowany. Przy okazji tekst jest zwięzły, spójny i interesujący. Wykorzystany motyw statku i potopu może i nie jest czymś zaskakującym, ale daje duże pole do popisu zarówno dla czytelnika, jak i dla samego autora. Podróż, rejs, cel nieznany, ale pożądany. Gdzieś świeci z daleka, że nawet zgubieni na tej wodzie wielkiej, nawet mali i targani wszelkimi przejawami sztormów i zaburzeń, jakoś brną do niego. Ostatecznie zwątpienie, bo jak raz małą flotą coś targnie i zmiecie ją z powierzchni to i się pozbierać może nie dać rady. I wielka woda zbyt wielką się okazuje? Bohater płynie, aby odkryć nowy świat po potopie (skojarzenia z biblijną postacią Noego nieuniknione, może to on właśnie wypowiada się w tym wierszu?). Łódka ze szkła - czyli przezroczysta, a może taka, która spełnia rolę soczewki, staje się centralnym punktem popotopowego świata, pełnego tylko tytułowej wielkiej wody? Na dodatek i dno jest szklane - właściwie to w tym momencie tylko czeka się na "burzę w szklance wody", która jednak nie następuje, ale przecież tutaj może najważniejsze jest to, co nie zostało dopowiedziane.

Niezwykle płynny [sic!] wiersz. To jeden z mocniejszych punktów tych warsztatów.

 

wielka woda 

 

Wczoraj nam zdarzył się potop,
płyniemy na łódce ze szkła,
aby odkryć gdzieś nowy świat.
Powiedz, no powiedz mi, dokąd

płyniemy na łódce ze szkła,
by stanąć znów suchą stopą?
Powiedz, no powiedz mi, dokąd!
Jak długo to będzie tak trwać,

by stanąć znów suchą stopą
poza obszar szklanego dna?
Jak długo to będzie tak trwać,
ta podróż maleńką flotą?

Poza obszar szklanego dna,
przez toń, a choćby i złotą,
ta podróż maleńką flotą,
bo tego co było nie ma.

Przez toń, a choćby i złotą,
aby odkryć gdzieś nowy świat,
bo tego co było nie ma -
wczoraj nam zdarzył się potop.

 

VI

 

Modliszqa również obstawiła na sylabiczność pantum, co się chwali, oczywiście, chociaż od klasycznej formy tego wiersza mamy zgłosek więcej o 4 - co daje większe możliwości. I już w pierwszym wersie wiemy, o czym będzie ten tekst - brak budowania napięcia, wszystko brzmi bardziej jak wywód, ale ma to swój konsektwentny cel. Można zarzucić autorce brak lapidarności i mieszania się myśli, co w połączeniu daje właściwie potwarzanie tego samego przez pięć strof. Ale przecież są tu takie zdania, których finezji nie sposób nie ulec. I jeżeli jest to monolog, to warto go wysłuchać w całości. Mówca czuje niejako przewagę nad słuchaczem, jego brakiem pewności, ale z drugiej strony zauważa, że musi się przy nim bardziej kontrolować. To daje do myślenia - a przy okazji stwarza zamęt (w tym pozytywnym sensie).

Całość zapisana kobieco i kokieteryjnie. Lekko i radośnie, z dokładnym, filuternym opisem wszystkiego tego, co się ludziom (i kotom) na wiosnę przydarza. Temu panu peelka prztyczki w nosek sprzedaje, zarzucając mu typowo męskie nierozeznanie i wiosenną nieczułość. Za to przeczulenie na słowa jak najbardziej. A przecież niektóre warunki (atmosferyczne) najzwyczajniej w świecie generują uroczą paplaninę.

 

 

wiosna proszę pana

 

ja tak chciałam stoczyć z panem bój na słowa                                                     
czasem jednak coś niechcący mi  się wymknie
muszę bardziej się przy panu kontrolować
wciąż się boję że za chwilę pan zamilknie

czasem jednak coś niechcący mi się wymknie
i już jeży się pan cały drży i blednie
wciąż się boję że za chwilę pan zamilknie
wszystko bierze pan do siebie niepotrzebnie

i już jeży się pan cały drży i blednie
w jednej chwili pryska nastrój niespodzianie
wszystko bierze pan do siebie  niepotrzebnie
wiem że dłużej pan już ze mną  nie zostanie

w jednej chwili  pryska nastrój niespodzianie 
błądzi umysł myśli giną bezpowrotnie 
wiem że dłużej pan już ze mną  nie zostanie
czemu wiosny pan nie widzi tej za oknem

błądzi umysł myśli giną bezpowrotnie
ja tak chciałam stoczyć z panem bój na słowa
czemu wiosny pan nie widzi tej za oknem 
muszę bardziej się przy panu kontrolować

 

VII

 

Zinger przy swoim wierszu zaleca słuchać Birdy Nam Nam, ale i Wysocki w głośnikach nie przeszkadza w odbiorze. Wiersz opiera się na dwóch potężnych filarach – pierwszy to tytuł, zarazem wers pierwszy. I kolejny wers z rozpieprzaniem przez elektro. Okoliczności zdarzenia dokładnie opisane, znany jest stan psychiczny peela i jego determinacja. Siedzi w tym autobusie pełnym ludzi, a jakby siedział sam, alienuje się, bo ma w tym swój cel, ma siłę i zadania do wykonania. Pozornie nawet może być mu wszystko jedno, dokądś jedzie tym autobusem, coś na niego czeka, coś musi zrobić. Właśnie, to może nawet jest skrajna determinacja co do czynu. A jednocześnie dookoła są ludzie beznamiętni, bezpłciowi i znudzeni. Peel jednak pompuje w siebie swój bezpieczny narkotyk i jest ponad tym.

Marcin doszedł do wniosku, że lepiej by temu tekstowi zrobiło, gdyby nie był on pantum. Powtórzenia są tu tylko powtórzeniami - nie wnoszą niczego, nie zmieniają sensu poprzednich zdań. Mierzi to niebywale, brak w tym wszystkim polotu i widocznego zamierzenia. Natomiast, gdyby przyjrzeć się każdej strofie oddzielnie, to mamy w nich  niezłe poetyckie opisy przeżycia, które każde z osobna mogłoby być oryginalną muzyczną miniaturą. Mimo wszystko, ułożone obok siebie, stają się natrętne.

 

gotowy na wojnę, na wszystko

 

jadę autobusem gotowy na wojnę, na wszystko.
głowę rozpieprza mi tłuste elektro. 
za szybą bloki zmieniają się w deszcz, 
moje ciało drga wypełnione trzaskami. 

głowę rozpieprza mi tłuste elektro. 
pasażerowie spływają między siedzenia,
moje ciało drga wypełnione trzaskami. 
czuję jakbym miał w sobie lokomotywę. 

pasażerowie spływają między siedzenia,
rytm perkusji podbija moje serce.
czuję jakbym miał w sobie lokomotywę, 
która chce rozerwać mi pierś.

rytm perkusji podbija moje serce.
plemienne dźwięki układają się w bestię,
która chce rozerwać mi pierś.
w kabinie kierowca eksploduje znudzeniem.

plemienne dźwięki układają się w bestię,
za szybą bloki zmieniają się w deszcz, 
w kabinie kierowca eksploduje znudzeniem.
jadę autobusem gotowy na wojnę, na wszystko. 

 

VIII

 

I tym sposobem dotarliśmy do Grześka (za wywrotki Wywrotka przepraszamy), który jak zwykle nie obniża poziomu - to wręcz aż pachnie podstępem, czy ten człowiek zdoła kiedyś napisać coś niestrawnego? Przy "pod niesionym" można utopić się w rytmie i rymie. Nie ma się co rozwijać - ten tekst jest po prostu kolejnym dowodem na umiejętności poetyckie autora. Spójrzmy na ten wiersz pod kątem doświadczeń życiowych i biblijnych do tego nawiązań - dodają smaczku, tak samo jak i piękne damy, które może tylko powierzchownie wydają się piękne, bo przecież „pośród wybitych z rytmu braw zamienią śmiech na szklankę wina".

I nie będzie przesadą, jeśli to pantum nazwiemy najmądrzejszym z zaprezentowanych.

 

pod niesiony

 

po pierwsze zdrowie byłych żon
niewinny może rzucić kamień
kiedy się koty same drą
mądrym prawidło dobrym pamięć

 

niewinny może rzucić kamień

kiedy już głupich prawie nie ma

mądrym prawidło dobrym pamięć

na resztę czeka durny schemat

 

kiedy już głupich prawie nie ma

niech piją zdrowie pięknych pań

na resztę czeka durny schemat

pośród wybitych z rytmu braw

 

niech piją zdrowie pięknych dam

jeśli potrafią zwietrzyć klimat

pośród wybitych z rytmu braw

zamienią śmiech na szklankę wina

 

 

 

Tyle słowem komentarza. Każde pantum przyniosło nam dużo radości i każde z osobna zrobiło ogromne wrażenie. Potencjał jest, aż się dziwię, że skumulowany w tym dokumencie nie zwiesił mi komputera. Aż chce się pisać. Niesamowite. 

 

Po obradach w gronie dwuosobowym, rozważywszy każdy komentarz pod wierszem i zasadność każdej oceny, postanowiliśmy nagrodzić pantum Johannes Tussilago „to ostatni list do ciebie”, za ilość dostarczonych emocji i sprawienie największej przyjemności. Gratulujemy! Nagrodę stanowi książka autorstwa J. Sosnowskiego „Czekanie cudu”. Pozostałe nagrody dla wszystkich leżą w sferze niespodzianki i ujawnią się w swoim czasie. Przybrały postać... skrzynki, ;)

 

Dziękujemy za udział i szykujemy się do następnego podejścia do formy!



estel

Pan A.