Słowem wstępu chcielibyśmy wyrazić swoje zadowolenie
i wdzięczność za tak wielki odzew narodu na pomysł warsztatów. Osiem tekstów
warsztatowych to naprawdę dużo, zważywszy na fakt, że w poprzednich próbach
rozpisania frekwencja wypadała raczej marnie. Osiem tekstów, w których czuć
zaangażowanie i serce ich twórców. Czyli nie na odwal, nie z przymusu, tylko z
czystej chęci zmierzenia się z formą. I myślę, że sprawdza się stara prawda - repetitio
est mater studiorum. Każdy poeta rośnie na mistrza pisząc gdziekolwiek, o
czymkolwiek i w jakiejkolwiek postaci. Warsztaty w takiej postaci są jeszcze w
fazie eksperymentu, jeszcze dużo się może zmienić, szczególnie, że jesteśmy
otwarci na sugestie. Celem jest oczywiście edukacja w kierunku poznawania
nowych form wiersza i poszerzenie świadomości czytelniczej wśród wywrotowców.
Niemało z Was napisało lepsze wiersze, niż robi to na co dzień wierszem wolnym,
co jest wystarczającym dowodem na to, że przy pewnych stylach tekstu bardziej
waży się słowa i to, co się chce przekazać.
Wrażenia z całości – każdy z Was zawarł w swoim pantum taką fantastyczną cząstkę swojego pisania. Historycznie, głęboko, wnikliwie i z pomysłem – jeśli scharakteryzować całość. Od poezji społecznej, przez dydaktyczną, uliczną, do tej z humorem i przymrużeniem oka. To wszystko w formie, ale tym razem schemat nie oznaczał sztywności.
I
Jaqint zaserwował nam
tekst, w którym rzucają się w oczy owi powstańcy niestyczniowi. Później pojawia
się kolejny magiczny i kultowy miesiąc dla polskiej historii. Jednak nie
znajdziemy tu żadnych banalnych wniosków, ba, można nawet zepchnąć na tor
boczny owe powstania i czytać to jak wiersz o znanych każdemu niepewnościach,
poszukiwaniu szczęścia. Żadnych nawiązań do pozytywizmu, nie ma też w nim
"opcji optymistycznej". A więc tekst staje się kokieterią w stosunku
do użytych na samym początku słów.
Totalna bomba w strofie
kończącej z pewną prawdą, na którą trzeba przystać. I chociaż nie wychodzi poza
jedno, może dwuznaczność, opowiedziana historia i nakreślone okoliczności
wrzucają czytelnika w konkretne miejsce i dają mu przeżywanie. Z pewną receptą.
Pochylamy się razem z całą rzeszą zainteresowanych (scharakteryzowanych zresztą
całkiem dosadnie) nad poniedziałkowym dodatkiem do Gazety. To niewątpliwa
tematyka społeczna, właściwie dotycząca bardzo konkretnej grupy społecznej,
której procent w kraju nad Wisłą wynosi około 10, ludzi przygotowujących się w
miarę możliwości na nadejście cholernie mroźnej zimy. Te kurtki wiatrem
podszyte i brak pomysłu na siebie. I brak wsparcia. Czy to nie jest więc czasem
studium przyczyn zjawiska?
Co do
konstrukcji wiersza, czasem męczą braki znaków interpunkcyjnych, w tym wypadku
zlewają nam treść w jedno, nieraz czytelnik się gubi i rozprasza, na końcu już
niekoniecznie pamięta, co się działo na początku. Ostatnia strofa wydaje się
jednym zdaniem, rozwlekłym, przydługim i trzeba mu poświęcić więcej uwagi, co
zniechęca. Podsumowując, jest to nieprzeciętny, z małymi potknięciami, ale
interesujący wiersz.
NIEWCZAS
najtańszy jest bilet do miasta gdzie na
hakach
wiszą powstańcy niestyczniowi łapiący
kaszel
listopad szyje palto z waciaka na strome zejście
w tonacji zbyt mocno przekrwionych podniebień
wiszą powstańcy niestyczniowi łapiący
kaszel
na kartkach papieru w rubrykach o dobrą pracę
w tonacji zbyt mocno przekrwionych podniebień
krępują akordy pustego echa smakowych kubków
na kartkach papieru w rubrykach o dobrą pracę
znaki zapytania huśtają się (nawiasem mówiąc)
krępują akordy pustego echa smakowych kubków
i tylko czarne słońca śpią tuż za kołnierzem
znaki zapytania huśtają się (nawiasem mówiąc)
bo czasem ze schodów trzeba zepchnąć szczęście
i tylko czarne słońca śpią tuż za kołnierzem
bez przeprosin za usterki w ciasnej przymierzalni
bo czasem ze schodów trzeba zepchnąć szczęście
najtańszy jest bilet do miasta gdzie na hakach
bez przeprosin za usterki w ciasnej przymierzalni
listopad szyje palto z waciaka na strome zejście
II
Jeśli chcesz napisać ostatni list, napisz pantum. Ostatnim listem do (w
zamyśle?) męża, kochanka, syna marnotrawnego (do każdego?) zauroczyła nas Johannes
Tussilago. Widać od razu, że czuła to, co pisze - nie zważając na
prawdziwość tekstu, czy intencje - czyniąc tekst wyrazistym i pewnym siebie.
Atramentowa krew, łzy, od których słowa stają się martwe i wiara, że Słońce nie
wstanie, budują nastrój wiersza, jego Weltschmerz. Dobitnym uniesieniem w tym
momencie jest krzyk w pisanym liście "nie chcę!". Jednak nic nam nie
wyjaśnia ten wiersz, autorka skupiła się tylko na ukazaniu nam pewnego rodzaju
bólu, z którym nie da się walczyć, można tylko nim miotać jak bronią obosieczną
- można się również samemu zranić. "zaplątane spojrzenia w mrowiu liter
zawiodły" - i tutaj dochodzimy do smutnych wniosków. Nie jest to wszystko
pokazane w zawoalowany sposób, co staje się plusem - dzięki temu można ten
wiersz przeżywać prawdziwie, nie siląc się na intelektualne gierki. Co w tym
ostatnim liście jest naprawdę przekonywujące, to umiejętne przerzucanie.
Przyciąga i magnetyzuje. To jest smutny wiersz, a jednocześnie pewny i
stanowczy. Tu nie ma wahania, ale jest świadomość stanu. Technicznie – takie
użycie interpunkcji i podział słów co chwila burzy względnie logiczną ciągłość.
Jak w życiu. Takie wrażenie, że się wie, na czym się stoi a za chwilę okazuje
się, że ktoś ten stołek spod nóg zabiera i już nic nie wiadomo. Krótkie, rwane
zdania, dopasowane zupełnie naturalnie.
to ostatni list do ciebie
zaplątane
spojrzenia w mrowiu liter
rozbieganych
niepokornie od łez. słowa
ożywione na
próbę atramentową krwią.
to nie źródlana
woda. zawsze brakowało kropel
rozbieganych
niepokornie. od łez słowa
martwe. nie
wskrzeszą uśmiechu na twarzy.
to nie źródlana
woda. zawsze brakowało kropel
wiary że słońce
wstanie jeszcze raz. nadzieje
martwe. nie wskrzeszą
uśmiechu. na twarzy
nie trzeba więc
nie będzie szukania
wiary że słońce
wstanie. jeszcze raz nadzieje
zawiodły. nie chcę! twarde wykrzyknikiem.
nie trzeba. więc
nie będzie szukania.
zaplątane
spojrzenia w mrowiu liter
zawiodły. nie chcę! twarde. wykrzyknikiem
ożywione na próbę. atramentową krwią.
III
W pantum Jacy pierwsze co się rzuca w oczy, to... brak pantum, a
właściwie półpantum. Niekonsekwentność mogłaby dyskwalifikować ten wiersz. Na
dobrą sprawę można bronić, że nowatorsko i tak dalej, ale wspólnie zgodziliśmy
się, że będzie to pantum, a nie poprawianie go, czy eksperymentowanie. Tytuł
chce nas nakierować na pewien sposób interpretacji. Nawet można zaryzykować
stwierdzenie, że jest to swoisty gest w kierunku Herberta, jego postaci Pana Cogito.
Widać wyraźnie jego styl i lekkie zabiegi filozoficzne. Peel spaceruje sobie po
Polach Marsowych, powtarzając "nigdy nie mówiłem do ciebie
przyjacielu". Więc te Pola mają tutaj spore znaczenie, nie są przypadkowo,
jako kartka z pamiętnika; jawią się wyimaginowaną obecnością boga wojny.
Dlatego bohater wiersza nie zważa na prostowane ścieżki, woli podążać swoją
drogą, nie chce negocjować ani poddawać się konformizmowi. Ta butność jest
nieskrywana i nie szuka ujścia - ona już je znalazła, chociaż na razie skrywa
się w przemyśleniach peela. No, ale przecież "wszysko jest w mózgu,
nigdzie więcej".
Do
interpretacji przyczynia się wyśmienita czytelność. Może się podobać logiczne
wszystkiego poukładanie i spójność. To przypadek jakiejś więzi a skoro peel
twierdzi, że to nie przyjaźń, więź tak silna każe mi pomyśleć albo nad
autorytetem albo nad miłością (poeta? ojciec?). Szlachetna dojrzałość w
zestawieniu z poszukiwaczem. A z drugiej strony świeża młodość w połączeniu z
ukształtowaniem. Kilka odmiennych spojrzeń w ciągłym prowadzeniu przez życie.
Herbert.
Wspomnienie ze spaceru. Pole Marsowe.
nigdy nie mówiłem do ciebie przyjacielu
gdy prostowałeś ścieżki
szukałem wyboistych dróg
cierpliwie tłumaczyłeś rzeczy wersetami
gdy prostowałeś ścieżki
szukałem spojrzeń ulatujących w niebo
cierpliwie tłumaczyłeś rzeczy wersetami
gdy trzeba było z czasem negocjować wnioski
gdy szukałem spojrzeń ulatujących w niebo
chwaliłeś się zmarszczkami na czole
gdy trzeba było z czasem negocjować wnioski
pochylałeś się nad tętnem ziemi
chwaliłeś się zmarszczkami na czole
nie winiłeś nagich chłodów
pochylałeś się nad tętnem ziemi
mówiłeś daleko
mi
nie winiłeś nagich chłodów
potykałeś się o wyboiste drogi
mówiłeś daleko mi tylko ja
nigdy nie mówiłem do ciebie przyjacielu
IV
Dużo radości sprawiła czerwona oranżada, swoją zbudowaną hierarchią. Otóż widać, że konstrukcja wiersza jest od a do zet przemyślana, żadnych przerw w transmisji danych, żadnych uchybiających braków, nic, co mogłoby zmusić do skrytykowania. Mamy tu niezłą historię o Amelii, która odwiedza muzeum - najpewniej trafiła na wystawę Malewicza. I tu pojawia się gazeta. Może bohaterka wiersza pracuje w Wybiorczej i przyszła tam służbowo? Może nie mieć to większego znaczenia, ale samo pojawienie się wykształciuchów i sławnego dziennika ma nam coś przekazać – ukierunkowanie polityczne, medialne, wiersz okazuje się być zaangażowanym? A przecież na początku nic na to nie wskazuje (mistrzowskie równoważenie przez autorski koncept), napięcie jest budowane stopniowo, by znaleźć swoje apogeum w puencie. I to procentuje, chce się do tego wiersza wracać. Można powinszować pomysłowości i zgrabności, Amelia to naprawdę dobry materiał na wiersz – zarówno w kwestii wizualizacji powierzchownej i tej wewnętrznej.
hierarchia, czyli Amelia
w muzeum
na koniec
rarytas - kwadrat okupuje białe tło,
nie wiadomo czy
brzydki,
czy drży Amelia
oblana siódmym
potem zroszony
koncept autora.
nie wiadomo czy
brzydki
pokój ze
sztywnym widzem, który nadejdzie
potem. zroszony
koncept autora
- wciska pisuar
na kwadrat. nowe oblężenie:
pokój ze
sztywnym widzem, który nadejdzie
za Amelią.
parkiet przygarnia rękawiczkę,
wciska pisuar na
kwadrat. nowe oblężenie:
cmok za cmokiem,
biegną wykształciuchy.
za Amelią
parkiet przygarnia rękawiczkę,
po brzegi
zarażona śmiercią goni
cmok za cmokiem.
biegną wykształciuchy
zdaniem na
główną stronę w Wybiorczej.
po brzegi
zarażona śmiercią goni
czy drży Amelia
oblana siódmym
zdaniem na
główną stronę. w Wybiorczej
na koniec
rarytas - kwadrat okupuje białe tło.
V
Bardzo byliśmy
ciekawi, czy ktoś rzuci swoje siły na dodatkowe w pantum rymowanie.
Najdokładniejsze
pantum przysłał nam Bragi. Mamy ośmiozgłoskowy sylabik, rymowany. Przy okazji
tekst jest zwięzły, spójny i interesujący. Wykorzystany motyw statku i potopu
może i nie jest czymś zaskakującym, ale daje duże pole do popisu zarówno dla
czytelnika, jak i dla samego autora. Podróż, rejs,
cel nieznany, ale pożądany. Gdzieś świeci z daleka, że nawet zgubieni na tej
wodzie wielkiej, nawet mali i targani wszelkimi przejawami sztormów i zaburzeń,
jakoś brną do niego. Ostatecznie zwątpienie, bo jak raz małą flotą coś targnie
i zmiecie ją z powierzchni to i się pozbierać może nie dać rady. I wielka woda
zbyt wielką się okazuje? Bohater
płynie, aby odkryć nowy świat po potopie (skojarzenia z biblijną postacią Noego
nieuniknione, może to on właśnie wypowiada się w tym wierszu?). Łódka ze szkła
- czyli przezroczysta, a może taka, która spełnia rolę soczewki, staje się
centralnym punktem popotopowego świata, pełnego tylko tytułowej wielkiej wody?
Na dodatek i dno jest szklane - właściwie to w tym momencie tylko czeka się na
"burzę w szklance wody", która jednak nie następuje, ale przecież
tutaj może najważniejsze jest to, co nie zostało dopowiedziane.
Niezwykle
płynny [sic!] wiersz. To jeden z
mocniejszych punktów tych warsztatów.
wielka woda
Wczoraj nam zdarzył się potop,
płyniemy na łódce ze szkła,
aby odkryć gdzieś nowy świat.
Powiedz, no powiedz mi, dokąd
płyniemy na łódce ze szkła,
by stanąć znów suchą stopą?
Powiedz, no powiedz mi, dokąd!
Jak długo to będzie tak trwać,
by stanąć znów suchą stopą
poza obszar szklanego dna?
Jak długo to będzie tak trwać,
ta podróż maleńką flotą?
Poza obszar szklanego dna,
przez toń, a choćby i złotą,
ta podróż maleńką flotą,
bo tego co było nie ma.
Przez toń, a choćby i złotą,
aby odkryć gdzieś nowy świat,
bo tego co było nie ma -
wczoraj nam zdarzył się potop.
VI
Modliszqa również
obstawiła na sylabiczność pantum, co się chwali, oczywiście, chociaż od
klasycznej formy tego wiersza mamy zgłosek więcej o 4 - co daje większe
możliwości. I już w pierwszym wersie wiemy, o czym będzie ten tekst - brak
budowania napięcia, wszystko brzmi bardziej jak wywód, ale ma to swój
konsektwentny cel. Można zarzucić autorce brak lapidarności i mieszania się
myśli, co w połączeniu daje właściwie potwarzanie tego samego przez pięć strof.
Ale przecież są tu takie zdania, których finezji nie sposób nie ulec. I jeżeli
jest to monolog, to warto go wysłuchać w całości. Mówca czuje niejako przewagę
nad słuchaczem, jego brakiem pewności, ale z drugiej strony zauważa, że musi
się przy nim bardziej kontrolować. To daje do myślenia - a przy okazji stwarza
zamęt (w tym pozytywnym sensie).
Całość zapisana
kobieco i kokieteryjnie. Lekko i radośnie, z dokładnym, filuternym opisem
wszystkiego tego, co się ludziom (i kotom) na wiosnę przydarza. Temu panu
peelka prztyczki w nosek sprzedaje, zarzucając mu typowo męskie nierozeznanie i
wiosenną nieczułość. Za to przeczulenie na słowa jak najbardziej. A przecież
niektóre warunki (atmosferyczne) najzwyczajniej w świecie generują uroczą
paplaninę.
wiosna proszę pana
ja tak chciałam stoczyć z panem bój na
słowa
czasem jednak coś niechcący mi się wymknie
muszę bardziej się przy panu kontrolować
wciąż się boję że za chwilę pan zamilknie
czasem jednak coś niechcący mi się wymknie
i już jeży się pan cały drży i blednie
wciąż się boję że za chwilę pan zamilknie
wszystko bierze pan do siebie niepotrzebnie
i już jeży się pan cały drży i blednie
w jednej chwili pryska nastrój niespodzianie
wszystko bierze pan do siebie niepotrzebnie
wiem że dłużej pan już ze mną nie zostanie
w jednej chwili pryska nastrój niespodzianie
błądzi umysł myśli giną bezpowrotnie
wiem że dłużej pan już ze mną nie zostanie
czemu wiosny pan nie widzi tej za oknem
błądzi umysł myśli giną bezpowrotnie
ja tak chciałam stoczyć z panem bój na słowa
czemu wiosny pan nie widzi tej za oknem
muszę bardziej się przy panu kontrolować
VII
Zinger przy swoim wierszu zaleca słuchać Birdy Nam Nam, ale
i Wysocki w głośnikach nie przeszkadza w odbiorze. Wiersz
opiera się na dwóch potężnych
filarach – pierwszy to tytuł, zarazem wers pierwszy. I kolejny wers z
rozpieprzaniem przez elektro. Okoliczności zdarzenia dokładnie opisane, znany
jest stan psychiczny peela i jego determinacja. Siedzi w tym autobusie pełnym
ludzi, a jakby siedział sam, alienuje się, bo ma w tym swój cel, ma siłę i
zadania do wykonania. Pozornie nawet może być mu wszystko jedno, dokądś jedzie
tym autobusem, coś na niego czeka, coś musi zrobić. Właśnie, to może nawet jest
skrajna determinacja co do czynu. A jednocześnie dookoła są ludzie beznamiętni,
bezpłciowi i znudzeni. Peel jednak pompuje w siebie swój bezpieczny narkotyk i
jest ponad tym.
Marcin doszedł do
wniosku, że lepiej by temu tekstowi zrobiło, gdyby nie był on pantum.
Powtórzenia są tu tylko powtórzeniami - nie wnoszą niczego, nie zmieniają sensu
poprzednich zdań. Mierzi to niebywale, brak w tym wszystkim polotu i widocznego
zamierzenia. Natomiast, gdyby przyjrzeć się każdej strofie oddzielnie, to mamy
w nich niezłe poetyckie opisy
przeżycia, które każde z osobna mogłoby być oryginalną muzyczną miniaturą. Mimo
wszystko, ułożone obok siebie, stają się natrętne.
gotowy na wojnę, na wszystko
jadę autobusem gotowy na wojnę, na
wszystko.
głowę rozpieprza mi tłuste elektro.
za szybą bloki zmieniają się w deszcz,
moje ciało drga wypełnione trzaskami.
głowę rozpieprza mi tłuste elektro.
pasażerowie spływają między siedzenia,
moje ciało drga wypełnione trzaskami.
czuję jakbym miał w sobie lokomotywę.
pasażerowie spływają między siedzenia,
rytm perkusji podbija moje serce.
czuję jakbym miał w sobie lokomotywę,
która chce rozerwać mi pierś.
rytm perkusji podbija moje serce.
plemienne dźwięki układają się w bestię,
która chce rozerwać mi pierś.
w kabinie kierowca eksploduje znudzeniem.
plemienne dźwięki układają się w bestię,
za szybą bloki zmieniają się w deszcz,
w kabinie kierowca eksploduje znudzeniem.
jadę autobusem gotowy na wojnę, na wszystko.
VIII
I tym sposobem dotarliśmy do
Grześka (za wywrotki Wywrotka przepraszamy), który jak zwykle nie obniża
poziomu - to wręcz aż pachnie podstępem, czy ten człowiek zdoła kiedyś napisać
coś niestrawnego? Przy "pod niesionym" można utopić się w rytmie i
rymie. Nie ma się co rozwijać - ten tekst jest po prostu kolejnym dowodem na
umiejętności poetyckie autora. Spójrzmy na ten wiersz pod kątem doświadczeń
życiowych i biblijnych do tego nawiązań - dodają smaczku, tak samo jak i piękne
damy, które może tylko powierzchownie wydają się piękne, bo przecież „pośród
wybitych z rytmu braw zamienią śmiech na szklankę wina".
I nie będzie przesadą, jeśli
to pantum nazwiemy najmądrzejszym z zaprezentowanych.
pod niesiony
po pierwsze
zdrowie byłych żon
niewinny może rzucić kamień
kiedy się koty same drą
mądrym prawidło dobrym pamięć
niewinny może
rzucić kamień
kiedy już
głupich prawie nie ma
mądrym prawidło
dobrym pamięć
na resztę czeka
durny schemat
kiedy już
głupich prawie nie ma
niech piją
zdrowie pięknych pań
na resztę czeka
durny schemat
pośród wybitych
z rytmu braw
niech piją
zdrowie pięknych dam
jeśli potrafią
zwietrzyć klimat
pośród wybitych
z rytmu braw
zamienią śmiech
na szklankę wina
Tyle słowem komentarza.
Każde pantum przyniosło nam dużo radości i każde z osobna zrobiło ogromne
wrażenie. Potencjał jest, aż się dziwię, że skumulowany w tym dokumencie nie
zwiesił mi komputera. Aż chce się pisać. Niesamowite.
Po obradach w
gronie dwuosobowym, rozważywszy każdy komentarz pod wierszem i zasadność każdej
oceny, postanowiliśmy nagrodzić pantum Johannes Tussilago „to ostatni
list do ciebie”, za ilość dostarczonych emocji i sprawienie największej
przyjemności. Gratulujemy! Nagrodę stanowi książka autorstwa J. Sosnowskiego
„Czekanie cudu”. Pozostałe nagrody dla wszystkich leżą w sferze niespodzianki i
ujawnią się w swoim czasie. Przybrały postać... skrzynki, ;)
Dziękujemy za udział i szykujemy się do następnego podejścia do formy!
estel
Pan A.