Książka „LSD.. moje trudne dziecko" jest wędrówką przez życie naukowe badacza, który pragnąc stworzyć skuteczny lek wpadł w moralno-etyczną pułapkę...
Każdy naukowiec, a zwłaszcza chemik marzy o wynalezieniu magicznej receptury, pigułki, która ułatwi ludziom życie, uśmierzy ich ból, a może wręcz zbawi świat. Historia zna wiele przypadków takich „wybawców", którzy swoim wynalazkiem przyczynili się do podniesienia poziomu, długości, a także jakości życia. Alberta Hofmanna, autora książki „LSD... moje trudne dziecko"
można zaliczyć w poczet tych, którzy swoim odkryciem przyczynili się do rewolucyjnych zmian, nie tylko w dziejach medycyny.
Albert Hofmann to szwajcarski naukowiec, który przez wiele lat zajmował się biochemią roślin i zwierząt. Kiedy otrzymał posadę w koncernie Sandoz, w dziale farmaceutyczno-chemicznym prowadził badania nad pochodnymi kwasu lizerginowego. Naukowiec dążył do opracowania receptury nowoczesnego leku na schorzenia psychiczne. Podczas eksperymentów nad związkami pochodnymi zupełnie przypadkiem dokonał syntezy substancji o niesamowicie silnym działaniu psychoaktywnym, którą wkrótce nazwano LSD. Dalsze badania miały na celu udoskonalenie specyfiku i przede wszystkim poznanie jego właściwości, jednak jego popularność rosła tak szybko, że wkrótce został wpisany przez rząd Stanów Zjednoczonych na czarną listę, a jego użycie stało się tym samym nielegalne.
W „LSD.. moje trudne dziecko", Hofmann przedstawił dokładną relację ze swoich badań, opisał krok po kroku działania, które doprowadziły go do tego niezwykłego odkrycia. Oprócz wzorów, proporcji i chemicznych formułek autor podzielił się z odbiorcami także swoimi osobistymi doświadczeniami z LSD. Co ciekawe, Hofmann dostrzegł same plusy swojego wynalazku, a jego działanie przedstawił wyłącznie w superlatywach. Autor powołał się także na doświadczenia z LSD wielu znanych i mniej znanych ludzi z całego świata, którzy po zażyciu magicznego specyfiku przeżyli największe wzloty duchowe, intelektualne, lub stworzyli swoje największe dzieła.
Hofmann stara się w swojej książce dowieść, że LSD, podobnie jak inne narkotyki nie są wynalazkiem współczesnych chemików. Pomimo, iż badacz dokonał syntezy LSD w swoim laboratorium, to jednocześnie dowodził, że substancja ta w czystej postaci występuje m. in. w Meksyku i była od wieków używana przez szamanów podczas obrzędów religijnych. Mnogość przykładów, na które się powołał, by dowieść swojej teorii, jest zdumiewająca i imponująca. Zaskakująca zaś, także dla samego autora była niesamowita popularność LSD nie tyko wśród artystów, ale także, a może przede wszystkim wśród zwykłych ludzi, w szczególności wśród hipisów. W pewnym momencie LSD było najczęściej używanym narkotykiem w Stanach, stało się nieodłącznym elementem kontrkultury. Fakt ten nie wywołał dumy na twarzy ojca używki, ale trudno też powiedzieć, że stał się dlań powodem wielkiego zmartwienia. Co prawda wydarzenie to wzbudziło w nim rozterki moralne i ostatecznie Hofmann przyznał, że większość ludzi nie jest gotowa do eksperymentowania z tak silnie działającą substancją bez opieki osoby trzeźwej.
Książka „LSD.. moje trudne dziecko" jest wędrówką przez życie naukowe badacza, który pragnąc stworzyć skuteczny lek wpadł w moralno-etyczną pułapkę, a swoim działaniem wywołał niemilknącą do dziś dyskusję na temat wpływu substancji na organizm ludzki. Trudno w publikacji szukać walorów literackich, czy artystycznych. „LSD... moje trudne dziecko" z całą pewnością nie wpisuje się w kanon literatury pięknej. Jest to relacja, która w pełni dokumentuje pracę zawodową Hofmanna. W pewnym sensie jest to jednak książka niezwykła. Działanie narkotyku, oddźwięk, jaki jego pojawienie się wywołało nie tylko w środowisku lekarzy, ale także rzeszy społeczeństwa zostało opisane przez samego twórcę. Hofmann przełamał zatem pewien stereotyp, ponieważ większość znanych mi książek podejmujących tę trudną tematykę została napisana przez narkomanów, którzy przeszli piekło uzależnienia, sięgnęli narkotykowego dna tracąc przy tym wszelką godność i szacunek do siebie samych.
Autor udowodnił, że można zażywać substancję odurzającą i nie popaść w uzależnienie. Według Hofmanna z LSD i innymi narkotykami jest jak z alkoholem - małe ilości, w kulturalnym towarzystwie nie czynią z człowieka narkomana i alkoholika. Trudno jednak namawiać kogokolwiek do sięgania po używki i sam autor na łamach książki tego nie robi.
Albert Hofmann był, jak przystało na prawdziwego naukowca, bardzo ciekawą postacią. Sam na sobie testował swój wynalazek, dowodził, że w czystej postaci LSD nie ma negatywnego wpływu na układ nerwowy i nie powoduje uszkodzeń mózgu, co próbowali mu zarzucać przeciwnicy używki. Naukowiec dożył chlubnego wieku 102 lat, nawet po skończeniu pracy zawodowej nie przestał bronić swojego dziecka i dowodzić jego genialności. W setną rocznicę swoich urodzin zorganizował wielkie przyjęcie, na które przybyło ponad dwa tysiące ludzi z całego świata - lekarzy, artystów, którzy dotychczas nie tylko sami sięgali po LSD, ale także brali udział w wielu społecznych dyskusjach na temat substancji. Mimo sędziwego wieku Hofmann pozostał człowiekiem światłym, co miało mu zapewnić, jak sam twierdził, zażywanie LSD. Nie tracił nadziei, że LSD dostanie drugą szansę i zacznie być stosowane na szerszą skalę, nie tylko przez miłośników mocnych wrażeń: „Mam nadzieję, że pewnego dnia mój wynalazek będzie znowu używany przez lekarzy i osoby szukające duchowych uniesień. Mnie bardzo pomógł. Pozwolił mi odzyskać radość życia i otwarty, sprawny umysł"- powiedział Hofmann na konferencji prasowej.
W batalii o wprowadzenie LSD do powszechnego użytku murem za Hofmannem stoją naukowcy, którzy otwarcie przyznają, że bez LSD nie dokonaliby swoich odkryć. Można tu przywołać choćby przykład Douglasa Englebarta (wynalazca myszki komputerowej), czy noblistów: Kary'ego Mullinsa i Francis'a Cricka.
W 2006 roku LSD obchodziło 70. urodziny, przez ten czas nie udało się jednak przekonać środowiska lekarzy do zaakceptowania substancji. Społeczne dyskusje na ten temat na pewno nie umilkną z dnia na dzień. Przeciwnicy i zwolennicy zalegalizowania LSD, albo przynajmniej uznania go za lek zapewne jeszcze długo nie wypracują kompromisu (o ile takowy w ogóle wchodzi w rachubę), trudno też oczekiwać, by którakolwiek ze stron ustąpiła. Lektura książki Hofmanna daje jednoznaczną odpowiedź - naukowiec nie ma wątpliwości co do walorów leczniczych swojego wynalazku, ale dylematy moralne wynikające z jego używania pomija milczeniem.