Nigdy droga między dzieciństwem a artystami nie była krótsza. Dzięki coraz sprawniejszej nauce i wielkim odkryciom na miarę świata okazuje się, że w każdym z nas tkwi potencjalny odkrywca. Ostatecznie każdy z nas był kiedyś dzieckiem. Prawda, że trudno w to uwierzyć?
Dzieciństwo to okres gorących choć niespiesznych przygotowań do dorosłego życia. Dobrze jeśli przebiega w ustalonym i miarowym jak oddech rytmie. Jasne jest, że wtedy organizm i psychika ma czas na codzienną, żmudną koncentrację. Co więcej, młody organizm uczestniczy wtedy w niezwykłym misterium. Rozwój polega na podglądaniu i bacznej obserwacji, dopiero potem na uczestniczeniu. Dzieci zdają się znacznie częściej odkrywać świat na swoją rękę niż robią to najlepsze instytuty badawcze, dlatego to właśnie one stały się przedmiotem badań.
W procesie powolnej percepcji świata największą rolę odgrywają zmysły. To właśnie one, niczym kanały połączenia ze światem, stymulują rozwój małych odkrywców. Dziś nauka jest pewna, że rytm odkrywania świata przez dzieci to jedna z najlepszych dróg naukowych badań. Dziecko w swoim odkryciu nie sugeruje się ani autorytetem, ani tym bardziej zdobytą wiedzą. Uczestniczy we wszystkim "po raz pierwszy" i wyposażony jest jedynie w ciekawość. Warto przypomnieć, że dziecko po okresie bardzo intensywnego przyswojenia wiedzy, odpoczywa. Jest wtedy leniwe, wydawać by się mogło, że w regresie, zupełnie nie zainteresowane światem. Biologia wie jednak, co robi. Podczas tego odpoczynku resetuje cały system i pozwala dziecku na przyswojenia oraz zapamiętanie całego materiału. Tylko tym sposobem możliwy jest ciągły proces uczenia i odkrywania świata.
Dzieci nie przypominają i nie powinny przypominać dorosłych, dlatego tak irytujący jest program "Dorosłe dzieci", w których sztuczne, podrasowane dzieciaki silą się na mądry, wyważony i nudny osąd dorosłych. Są w swojej roli nie tylko zatrzymane, ale i usztywnione na potrzeby tego programu. Jak łatwo się domyślić postawa "na dorosłego" zmusza dziecko do przyswajania wiedzy, której nie jest w stanie poznać na własnej skórze. Tym sposobem dziecko, które pozuje na dorosłego pozbawia się przyjemności poznawania. Omija decydujący dla rozwoju emocjonalnego proces obijania się i leniuchowania, nie kieruje się również przypadkiem, który ma zbawienny dla niego wpływ.
Już dawno temu starożytni odkryli, że istnieje wielka zależność między światem dziecięcych fantazji i myśli filozoficznej. Odkryli też, że proces myślenia dzieci oraz ich działania w przestrzeni sugeruje wielką, naturalną mądrość. Zbadał ją i opisał na własną rękę, w warunkach skrajnego dyskomfortu, a potem zwyczajnej biedy i zagrożenia życia doktor Janusz Korczak. To właśnie w jego błyskotliwych i odważnych pamiętnikach każde dziecko zasługiwało na miano odkrywcy tego świata. Doskonałe dopasowanie dziecka i życia zasługuje na patent. Niestety czas biegnie naprzód i z dzieciństwa wyrasta się bardzo szybko.
Istnieją jednak na świecie ludzie, których dzieciństwo trzyma się mocno. Są to oczywiście artyści oraz naukowcy. To właśnie w ich działaniu, rytmie i pracy codziennej odnaleźć można mozół dziecięcego życia. Artyści są beztroscy, potrafią skupiać swoją uwagę na szczegółach, bywają nadwrażliwi i skorzy do współdziałania. Emanuje z nich energia swobody i właśnie nieskrępowanej zabawy. Dzięki takiemu potencjałowi możliwy jest postęp i wynalazek. Możliwe staje się też każde doświadczenie oraz eksperyment.
Czujna postawa wobec życia cechuje dzieci i zwierzęta. Potrafią one zachować niezmącony niczym rytm, który zasadza się na intuicji. To właśnie ona prowadzi każde dziecko do celu. Zwykle współczesna nauka zaniedbuje ten obszar i powierza wszystkie siły twardym faktom. Zupełnie niepotrzebnie. Albert Einstein jest najlepszym dowodem postawy intuicyjnej w nauce. Największe rozwiązania przychodziły do niego podczas spacerów, odpoczynku i snów. Na największe odkrycia wpadał, kiedy zupełnie nie koncentrował się na przedmiocie swoich dociekań. Można powiedzieć, że przychodziły one do niego same. Na podobnym gruncie porusza się niezwykły bohater filmu Marcela Łozińskiego " Wszystko może się przytrafić" (http://www.filmpolski.pl/fp/index.php/424315). Kilkuletni Tomek biegając po parku, odkrywa nie tylko ludzi z przeszłością, ale również rytm natury. Sikając do stawu czy karmiąc wygłodniałe kaczki naśladuje rytm, który intuicyjnie czuje. Co więcej, jego zachowanie w parku przypomina nieśpieszną, stoicką opowieść starych bohaterów, których znajduje na ławkach. Film Łozińskiego należy do największych i jednocześnie najbardziej kruchych pochwał wieku dziecięcego. Jest to - zdaniem reżysera - wiek triumfu ducha i filozofii oraz uczucia, które w ciele młodego chłopca kondensuje się wraz z racjonalizmem.
Mały Tomek zadaje najprostsze pytania starym ludziom. Jest w swojej podróży do drugiego człowieka tak dojrzały jak Ryszard Kapuściński, mimo że nikt nie uczył go trudnej sztuki reportażu. A jednak postawa otwartego słuchacza i czujnego rozmówcy procentuje. To właśnie ciekawość dziecka pielęgnował w sobie przez całe życie Kapuściński i często mówił o niej na autorskich spotkaniach. Byłbym nikim - twierdził - gdyby nie dziecko we mnie.
Tytułowy "jowejek" wziął się z płyty Świetlików, które w jakimś stopniu oddały hołd prostej manierze łowienia słów. Łowienia i swobodnej żonglerce nimi. Słowa są jak ryby - twierdzą poeci. Wystarczy zapuścić wędkę i odczekać, a z oceanu skojarzeń i metafor podpłynie do ciebie niespodziewane słowo. Warto czekać na najdrobniejszy choćby połów. Warto być cierpliwym.
W pewnym sensie jednym z większych rybaków słów w ostatnich latach był ksiądz Jan Twardowski. Jego poezja stanowiła skutek uboczny pracy duchowej, nie w surowym wymiarze umęczania się i udręki, ale pogodnej kontemplacji. Za każdym razem, kiedy odnajduję rytm skojarzeń oraz jego pole w twórczości popularnych wokalistów, doznaję czegoś w rodzaju wielkiego przebudzenia. (http://pl.youtube.com/watch?v=9a7EK9nofxI) Słowa proste jak drabina prowadząca wysoko w górę i puenta, która każe niespodziewanie zaryć czytelnikowi nosem w dół. Zaskakująca siła poezji Twardowskiego nie potrzebuje dodatkowych wyjaśnień. Sam ksiądz zresztą wielokrotnie powtarzał, że jest jedynie małym dzieckiem Boga.
Dzieci Boga, naukowcy, artyści, wszelkiej maści wywrotowcy znajdują sobie niszę. Jest w tym odnajdywaniu nisz jakiś paradoks, bo przecież dzieci nie potrzebują nisz, żeby swobodnie się rozwijać. A jednak w wieku dorosłym bycie lub postawa dziecka może prowadzić do egzystencji na marginesie. "Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie" - mówił jeden z najbardziej uduchowionych poetów, Jezus. Ja dodaję i pozostańcie nimi aż do śmierci.
W pewnym sensie na odruch dziecka pozwolili sobie japońscy naukowcy, którzy zamierzają wykonać samolocik z papieru i wystrzelić go w kosmos. Wielki żart? Bynajmniej. To po prostu nieskrępowana niczym energia twórcza objawiła się w zespole poważnych naukowców. Bywalcy Uniwersytetu Tokijskiego podjęli się prostej misji niewiele ryzykując. Chcą zbudować mały samolocik, który w modelowy sposób okrąży ziemię i pokaże im, jak poruszają się obiekty w nieznanym środowisku. Zdaniem kierownika projektu, prof. Shinji Suzuki, jeżeli lot papierowego samolotu z kosmosu na Ziemię powiedzie się, to uzyskane na podstawie obserwacji dane pozwolą lepiej projektować pojazdy służące do wchodzenia w atmosferę oraz sondy do badań górnych warstw atmosfery. I jak po przeczytaniu takiej informacji nie pomyśleć z wdzięcznością o dzieciach, które zapoczątkowały prawdziwą rewolucję mentalną na ziemi.