Pamiętacie parkour? Wdzierał się sukcesywnie niczym stalowe czołgi w tkankę miejską. Najpierw wylądował w Paryżu, mieście starym i zakurzonym jak drogocenny bibelot. Potem obleciał kawałek przestrzeni, żeby spokojnie ukazać się oczom warszawskich przechodniów.
Człowiek jako zagrożenie planety, która zanim się na niej nie pojawił miała spokój? A czemu nie? Ostatecznie sztuka potrafi uporać się z każdą konwencją i każdym rodzajem prowokacji. Również tak mało humanistycznym jak ten, który proponują LUC i Rahim. To za ich sprawą powołano właśnie miejski sport ekstremalny.
Pamiętacie parkour? Wdzierał się sukcesywnie niczym stalowe czołgi w tkankę miejską. Najpierw wylądował w Paryżu, mieście starym i zakurzonym jak drogocenny bibelot. Potem obleciał kawałek przestrzeni, żeby spokojnie ukazać się oczom warszawskich przechodniów. Parkour to swoisty spacer po piętrach i budynkach miasta. Przemierzanie, rytmiczne odliczanie kroków i przestrzeni między domami. Na tym malowniczym tle zmontowano wiele teledysków. Sport ekstremalny zawsze towarzyszył muzyce. Mówi się nawet, że niektóre jej gatunki i koncerty, które organizują artyści, mieszczą się w nurcie sportów ekstremalnych. Ostatecznie przetrwać ostro nagłośniony koncert z wielotysięczną widownią, to znaczy przeżyć coś krańcowego. Niczym lot nad miastem w samych trampkach.
Współczesna muzyka nie może obyć się bez miasta. Bo miasto jest niczym chropowata powierzchnia, która odbija wszystkie dźwięki. Miasto jest matrycą, szklaną przestrzenią, która przyjmuje wszystko, co nawarstwia się w mieście. Wiadomo, że we współczesnej architekturze najważniejsza jest dziś fasada, która przyjmuje formę szklanych, fosforyzujących tafli. Miasta naszego wieku to miejsca, w których do głosu dochodzi wszystko to, o czym dawno temu pisali w swoich manifestach dadaiści oraz futuryści. Przeszłość traktowana jest instrumentalnie, najczęściej jako cytat lub forma do wynajęcia. Właśnie dlatego najmniej popularne stają się klasyczne pomniki.
Co zrobić jednak z tymi, które są? Wielkie, kanciaste, paskudne, zabrudzone ptasimi odchodami pomniki nie upamiętniają niczego ani nikogo ważnego. Stanęły pewnego dnia w przestrzeni miejskiej, żeby odciąć kawałek ziemi i wydzielić miejsce do kontemplacji. Kto jednak zastanawia się dziś nad jakimkolwiek pomnikiem? Współczesny człowiek staje wobec nich na palcach.
Miejskie karykatury i brzydale straszą przechodniów. Wpisane w krajobraz parków i kamienic przestają być widoczne. Z roku na rok przesłania je patyna czasu. Pomniki wróżą bliski koniec naszej cywilizacji. Czy jest na nich jakieś lekarstwo? W pierwszym rzędzie niestandardowy projekt. Ożywienie pomnika, wpisanie w jego funkcję czegoś nie praktykowanego wcześniej. Jest to jednak zabieg zawsze bardzo ryzykowny. Jeśli artysta nie ma wyczucia, zaprojektuje coś tak koszmarnego jak grający Szopen, ziejący ogniem Smok Wawelski lub pochylony nad światem Jan Paweł II. Przy odrobinie szczęścia i talentu uda mu się jednak wykonać robotę lekką, zabawną, a przede wszystkim niespotykaną nigdy dotąd (Joanna Rajkowska i jej palma). Co z pozostałymi pomnikami, o których nikt już nie pamięta?
Warszawska agencja Highlite PR wymyśliła nowy sport ekstremalny; wspinaczkę pomnikową. Zabawa dotyczy nowego projektu muzycznego LUCa i Rahima, którzy wydali wspólny album muzyczny. Pomysł ze zdobywaniem pomników jak ośmiotysięczników w samym sercu stolicy, wydał się mieszkańcom wyjątkowy. Co więcej, za pomocą skromnych środków agencja wbiła się w cel przekazu; osiągnęła maksymalne zainteresowanie mediów. Tym samym wylansowała nową płytę muzyczną na rynku. Podczas dwudniowego kursu wspinaczkowego pod stopami młodych śmiałków znaleźli się: Juliusz Słowacki, Mikołaj Kopernik, Wars i Sawa, Syrenka i Chłopiec z krokodylem. Specjaliści od PR-u orzekli, że nowy sport miejski będzie miał kontynuatorów, jeśli nie w osobach śmiałków to już na pewno słuchaczy nowej płyty. Hasło przewodnie "HOMOXYMORONOMATURY", brzmi: "Na planecie ziemia pojawił się wirus... homo sapiens".