Między formą a fabułą, w masce, pokazując gębę.

justyna.pacek
justyna.pacek
Kategoria kultura · 2 listopada 2006

„Wiadomo wszak, iż nic tak nie wpływa na ducha jak ciało”. Zgodnie w tymi słowami, sztuka, którą mieliśmy okazję obejrzeć, wywarła na nas niemałe wrażenie. Spektakl "Ferdydurke" w wykonaniu Teatru Provisorium. Reportaż.

„Wiadomo wszak, iż nic tak nie wpływa na ducha jak ciało”. Zgodnie w tymi słowami, sztuka, którą mieliśmy okazję obejrzeć, wywarła na nas niemałe wrażenie.

Może jednak od początku…

W krakowskiej Grotesce, na scenie „dla dorosłych”, gościnnie wystąpił Teatr Provisorium ze sztuką „Ferdydurke”. Spektakl wielokrotnie nagradzany, grany nawet na zagranicznych scenach – grzechem byłoby stracić okazję obejrzenia i przeżycia „na własnej skórze” tego, co zostało okrzyknięte jedną z najlepszych i najbardziej wymownych adaptacji dzieła Gombrowicza.

Zorganizowaliśmy więc grupę „ambitnych” i pełni nadziei, ale jednocześnie obaw – pojechaliśmy.

Już w drodze otrzymaliśmy cenną dawkę wiedzy na temat autora i samej powieści.

Prawdę mówiąc – chyba niewiele osób naprawdę wiedziało, co ich czeka…

Jeszcze na schodach przekonaliśmy się, że teatr stracił dziś dla części osób znaczenie kulturalnej rozrywki – stał się jedynie odskocznią od codziennej monotonii. Zbyt wiele jest ludzi, którzy sztukę traktują na równi z filmową komercją, co odzwierciedla się w ich zachowaniu. Mieliśmy możliwość przekonania się o tym bezpośrednio, mijając grupę eleganckich, młodych mężczyzn, których zachowanie w teatrze pozostawiało wiele do życzenia... Mimo wszystko do końca byliśmy dobrej myśli.

Nadeszła chwila, kiedy spokojnie, ale początkowo trochę chaotycznie, zajęliśmy swoje miejsca i w napięciu oczekiwaliśmy na początek. Sam spektakl poprzedził krótki wstęp, w którym prosto i ogólnie zarysowano problematykę sztuki.

Nastała ciemność, szepty ucichły, napięcie rosło z każdą sekundą…

Scenografię ograniczono do minimum – ławka, okno, stolik. Całą uwagę zwrócono tym samym na grę i mimikę aktorów, bo przecież głównie o to chodziło – o ukazanie ludzkich gęb (bo na miano „twarzy” trzeba zasłużyć), masek i gry pozorów.

…Stłoczeni w ławce szkolnej, na powierzchni 6 metrów kwadratowych aktorzy odtworzyli całą gamę póz i masek, ową tragikomedię form w międzyludzkim kościele… (Grzegorz Janikowski, Scena)

Spektakl zachowuje gombrowiczowską dyscyplinę konstrukcji rozpisując ją na teatralne rytmy i znaki. Tak jak powieść awangardowa przemawia głownie formą, tę formę wykorzystuje czerpiąc z Gombrowicza. Znaków jest kilka – ścieśnienie – ławka, na której brakuje miejsca, bliski kontakt ciał, podporządkowanie ciała impulsom biologicznym, powtarzające się w swym stylu zachowania, zawężona do granic absurdu przestrzeń sceniczna.(Teatr Groteska)

Choć wymowa „Ferdydurke” jest mało śmieszna – raczej tragiczna, obrazując człowieka jako podłego, ośmieszającego swym zachowaniem i brakiem zahamowań miano, jakim jest określany – Człowiek Rozumny; Istota Myśląca – jednak emanuje humorem. Czasem rubasznym i mało wykwintnym, czasem trudnym do ogarnięcia i raczej wprawiającym w zadumę – czy śmiać się, czy płakać nad ludzkością.

…Ferdydurke jest niewiarygodnie śmieszna – śmiesznością gagu, grepsu, slapstiku. Porywająco grana, lekka, a zarazem bezczelnie dosadna w obracaniu tekstem Gombrowicza, z którego ocalały tylko najlepsze numery...( Łukasz Drewniak, Teatr)

Spektakl trochę w formie „terapii szokowej”. Działa często jak uderzenie „obuchem w łeb”, jednak właśnie przez to jest tak jasny i bezpośredni, choć po obejrzeniu można czuć się zgorszonym. Ale to przecież na tym polega twórczość Gombrowicza, sens właśnie w takim drastycznym przekazie jest najbardziej widoczny. To ukazanie zwierzęcej strony ludzkiej natury – targanej emocjami, kierującej się instynktami, pełniej agresji.

...Przedstawienie wybitne, po raz pierwszy tak czytelnie rozszyfrowujące skomplikowane sensy powieści Gombrowicza. Skłębione ciała postaci wbitych w szkolną ławkę, wykrzywione gęby, sarkające, pogardliwe, przedrzeźniające – wszystko to służyło reżyserom spektaklu do ukazania ludzkich uwikłań w formę, w grę póz i masek. Na przestrzeni 6-8 metrów kwadratowych rozegrał się wielki groteskowy teatr społecznego zniewolenia. A przy tym spektakl ten jest fantastycznie zabawny, wręcz rubaszny. Ukazuje Gombrowiczowskich bohaterów w karnawałowym duchu Bachtina i Rabelais`go – “od pasa w dół”... (Grzegorz Janikowski, Życie)

Po godzinie i dwudziestu minutach napięcia, akcji, toczącej się z zawrotną szybkością, pełnej zwrotów i retrospekcji, wyszliśmy z sali trochę zakłopotani, po części wprawieni w osłupienie i zażenowanie.

Drogę powrotną spędziliśmy na dyskusji odnośnie obejrzanej adaptacji. Niektórzy wyraźnie czuli się zgorszeni – chyba to dobrze. Człowiek – poza naturą „od pasa w dół”, posiada jeszcze tę lepszą, „od pasa w górę”, która też czasem dochodzi do głosu. Sumienie się odzywa.

Są może też chwile, gdy ściągamy maskę, gdy „gębę” zastępujemy „twarzą”…

„Zaprawdę, w świecie ducha odbywa się gwałt permanentny, nie jesteśmy samoistni, jesteśmy tylko funkcją innych ludzi, musimy być takimi, jakimi nas widzą.”

FERDYDURKE według Witolda Gombrowicza

Teatr Provisorium i Kompania Teatr w Lublinie

Scenariusz: Kompania Teatr, Teatr Provisorium.

Reżyseria: Janusz Opryński, Witold Mazurkiewicz.

Scenografia: Jerzy Rudzki.

Opracowanie muzyczne: Borys Sommerschaf.

Występują: Jacek Brzeziński, Witold Mazurkiewicz, Jarosław Tomica, Michał Zgiet.