Tango milonga to barwna, pełna anegdot i archiwalnych zdjęć opowieść o rozśpiewanej, kabaretowej Warszawie dwudziestolecia międzywojennego. Część przebojów sprzed niemal stu lat znamy i nucimy do dziś, często nie wiedząc, kto jest ich autorem.
Ryszard Wolański to znany dziennikarz muzyczny, autor wielu publikacji, a także książek o przedwojennych gwiazdach kina, radia i teatru.
Tym razem zajął się on dawnymi szlagierami, które wykonywali tak znani artyści jak: Eugeniusz Bodo, Adolf Dymsza, Hanka Ordonówna, Tola Mankiewiczówna, Ludwik Sempoliński, Mieczysław Fogg, Zula Pogorzelska, Mira Ziemińska...
Nazwiska gwiazd można wymieniać i wymieniać, jednak wspomnieć trzeba przede wszystkim o twórcach tekstów i kompozytorach.
Wśród tych pierwszych znajdowali się poeci (np. Tuwim i Brzechwa, piszący nieraz pod pseudonimami) oraz król tekściarzy, czyli Andrzej Włast, któremu zawdzięczamy takie piosenki jak: tytułowe „Tango milonga”, „Ja nie mam co na siebie włożyć”, „Czy pani mieszka sama”, „Jesienne róże”, „Ta mała jest wstawiona”, „Cztery nogi”, „U cioci na imieninach” oraz ponad ...dwa tysiące innych utworów.
Muzykę do przebojów Własta pisali między innymi: Jerzy Petersburski, Artur Gold, Henryk Wars.
Dziś część tych nazwisk popada (lub już popadła) w zapomnienie. Wielka szkoda, bo byli to artyści nietuzinkowi, utalentowani i tworzący interesujące utwory, nawet jeśli część z nich była lekkimi, kabaretowymi piosenkami.
Właśnie kabaretom i rozrywkowej scenie autor poświęca wiele miejsca, gdyż tam właśnie rodziły się wielkie szlagiery, które potem śpiewała cała Polska. Gdy do kin zaczęły wchodzić filmy dźwiękowe, czyli w latach trzydziestych, piosenki trafiły na nowy, równie, a może nawet jeszcze bardziej podatny grunt. Wykonywali je zazwyczaj ci sami aktorzy, którzy wcześniej robili karierę w kabaretach i na teatralnych deskach.
Ryszard Wolański w pasjonujący, barwny sposób opowiada o życiu rozrywkowym dawnej stolicy. Nawet w czasach kryzysu ekonomicznego scena miała się dobrze, chociaż nie każde miejsce przetrwało próbę czasu. Kabarety, teatrzyki i rewie pojawiały się i znikały, czasem odradzały się albo właściciele wcielali w życie nowe pomysły.
Pierwsze polskie kabarety bardziej przypominały przedstawienia i sztuki teatralne niż dzisiejsze skecze. Ważną rolę w nich odgrywały piosenki, które z kolei dziś należą w kabaretach do rzadkości. Dopiero z czasem zaczęto bawić publiczność programami spod znaku mydła i powidła – obok dłuższych form scenicznych i komedyjek przedstawiano różnorodne skecze, monologi, opowiadano krótkie dowcipy. Szczególnym powodzeniem cieszyły się szmoncesy, czyli żarty oparte na humorze żydowskim.
Część tych tradycji przetrwała do dziś, chociaż – co oczywiste – współczesny kabaret rządzi się innymi prawami. I niestety coraz częściej inteligentny humor bywa zastępowany prymitywnymi scenkami. Szkoda, naprawdę wielka szkoda.
Podczas lektury Tanga milonga przeniosłam się w zupełnie inny, odległy świat, pełen muzyki, piosenek, tańca, żywiołowych przedstawień...
Pasjonujące było poznawanie okoliczności powstawania największych przebojów, które nawet po wielu latach były i są wykonywane przez artystów kolejnych pokoleń.
Interesujące okazały się także szczegóły na temat relacji między twórcami i ich życia zawodowego. Ryszard Wolański z wielkim znawstwem tematu, ale i z poczuciem humoru opowiada o świecie, który już przeminął, ale wciąż wart jest uwagi.
Zatem – „powróćmy jak za dawnych lat, w zaczarowanych bajek świat...” (tak w 1935 roku w filmie „Manewry miłosne” śpiewali Tola Mankiewiczówna i Aleksander Żabczyński, a po latach również Sława Przybylska czy Robert Janowski).
Wspomnień czar może trwać nawet po przeczytaniu książki, gdyż dołączona jest do niej płyta z najpopularniejszymi piosenkami Andrzeja Własta – słucha się jej z wielką przyjemnością i łezką w oku, zwłaszcza jeśli oglądało się kiedyś filmy wyświetlane z cyklu „W starym kinie”.
BEATA IGIELSKA
Książka "Tango milonga" Ryszarda Wolańskiego ukaże się 3 września 2019 r. nakładem Domu Wydawniczego Rebis