Przedpremierowo o kontrowersyjnej książce "Diabeł Urubu" Marlona Jamesa

Beata Igielska
Beata Igielska
Kategoria książka · 6 lutego 2019

Diabeł Urubu to wzbudzająca wielkie emocje debiutancka powieść Marlona Jamesa, pochodzącego z Jamajki laureata prestiżowej nagrody Man Brooker Prize. Na pierwszy rzut oka książka może wydać się obrazoburcza i wulgarna, w rzeczywistości jednak to dający wiele do myślenia utwór na temat religii, manipulacji, nienawiści, zemsty, dobra i zła. A raczej zła i dobra. 

Akcja powieści rozgrywa się w latach 50. minionego wieku, w małej jamajskiej wiosce. Pewnego dnia w tym zapomnianym przez Boga miejscu zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Złowrogie sępy sieją spustoszenie, które mieszkańcy odczytują jako złe znaki. Tuż potem do wioski przybywa tajemniczy mężczyzna, który każe nazywać się Apostołem i stanowi konkurencję dla miejscowego pastora, alkoholika niewiele różniącego się od lokalnych meneli. 


Między duchowymi przywódcami dochodzi do konfrontacji i walki o dusze wiernych. Kto wygra? Żeby znaleźć odpowiedź na to pytanie, trzeba przeczytać powieść od deski do deski. 

Napięcie rośnie w powieści od pierwszych do ostatnich stron. Już początkowe fragmenty mrożą czytelnikowi krew w żyłach. Zadziwia również otwarcie fabuły rozdziałem zatytułowanym „Koniec”. Potem czeka się już tylko na wydarzenia, które doprowadzą do zapowiedzianego finału. Zanim to nastąpi, trzeba uzbroić się w cierpliwość. I mocne, naprawdę mocne nerwy, gdyż autor etapuje przemocą, wulgarnością, groteską i hiperbolą. Czasem pojawia się też wisielczy, wyjątkowo czarny humor, czarny tak jak piekło, diabeł i mroczne strony ludzkiej duszy. 
Zakończenie natomiast dosłownie wbija w fotel! 

Czytelnik powoli odkrywa przeszłość bohaterów, gdyż autor umiejętnie dozuje informacje na ten temat. Dzięki temu to, co początkowo wydawało się jasne, staje się ciemne. I odwrotnie. Życie mieszkańców małej wioski oparte jest na idei przetrwania. Liczy się pełny garnek, dach nad głową, ciepłe łóżko, najlepiej nie puste. Od tego już tylko krok do atawizmu. 

Mimo że akcja Diabła Urubu rozgrywa się w latach 50. XX wieku na Jamajce, tak naprawdę można byłoby umieścić ją w różnych zakątkach świata, także bliskiej nam Europy, w dodatku w różnych czasach, począwszy od średniowiecza, a skończywszy na współczesności. 

Powieść Marlona Jamesa to dla mnie paraboliczny obraz świata, w którym zderzają się dwie siły – Dobro i Zło. Wydawać by się mogło, że wygrać powinno to pierwsze, zwłaszcza gdy mowa o religii. Okazuje się jednak, że rzeczywistość nie zawsze idzie w parze ze słowem Bożym, bo ludzie bywają nieprzewidywalni, zaskakujący i przerażający. Zwłaszcza wówczas, gdy ubzdurają sobie, że są wysłannikami Boga, niebios czy jakichkolwiek sił wyższych; gdy okazują się fanatykami albo ogarniętymi manią zemsty szaleńcami. 

Diabeł Urubu może nie spodobać się niektórym odbiorcom. Autor nie pozostawia bowiem suchej nitki na duchownych, którzy nie zasługują na to zaszczytne miano. Bez pardonu rozprawia się z problemem pedofilii w Kościele, z dewocją, dwulicowością, oszołomstwem, zakłamaniem i wyrachowaniem... A robi to w sposób nietypowy, posługując się stylem, który łączy naturalizm i wulgarność z liryzmem, groteskę z realizmem, prosty, a nawet pozornie prostacki język z kunsztownymi frazami. 

Jeśli ktoś czytał wcześniej wydane w Polsce powieści Marlona Jamesa, na pewno nie będzie zdziwiony jego narracją. Tym, którzy sięgną po tę prozę pierwszy raz, zalecam nie zrażać się mogącymi szokować początkowo bluzgami i wstrząsającymi opisami. Pisarz posługuje się nimi nie bez kozery. Dokąd to prowadzi? Odpowiedź na to pytanie odnajdujemy dopiero na ostatnich stronach. W międzyczasie jednak mamy okazję zastanowić się nad kwestiami dotyczącymi religii, wiary, posłuszeństwa, niewoli i niezależności, tchórzostwa i odwagi, zemsty i przebaczenia... 
Chociażby dlatego warto sięgnąć po tę książkę.

 

BEATA IGIELSKA 

Powieść "Diabeł Urubu" Marlona Jamesa (przekład: Robert Sudół) ukaże się 13 lutego 2019 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego