Marcin Wolski "Ostanie konklawe"

Grzegorz Cezary Skwarliński
Grzegorz Cezary Skwarliński
Kategoria książka · 5 grudnia 2018

 

 

 

 

 

Prawie każdy pisarz kiedyś twórczo się wypala. Proces ten może mieć różny przebieg. Niektórzy autorzy napiszą coś i słuch o nich ginie, spod pióra innych wyjdzie wybitne dzieło i na tym poprzestają. Jeszcze inni są bardzo płodni i długo utrzymują aktywność ale ich kolejne dokonania są podobne do poprzednich (mało w nich świeżości, choć od czasu do czasu powstaje coś, co budzi pewne nadzieje na przyszłość). Nowa powieść Marcina Wolskiego pt. Ostatnie konklawe powoduje, że autora zaliczyłbym do tej ostatniej grupy.

 

Notka na tylnej stronie okładki ww. powieści wzbudziła moje zainteresowanie. Możliwość powrotu do klimatów Agenta dołu (wydanego ponad 30 lat temu) może być decydującą zachętą do lektury dla niejednego czytelnika. Nie ukrywam, że się skusiłem. Jednak im bardziej pogrążałem się w lekturze, tym bardziej czułem rozczarowanie. Próżno tu szukać charakterystycznego humoru Agenta dołu. Mamy wprawdzie jakąś podejrzaną mroczną postać ale choć jest inteligentna, to daleko jej do Mefa z Agenta (nie mówiąc o tym, że nie jest to postać pierwszoplanowa). Główni bohaterowie to zbitka przypadkowych osób, których połączył los czy też jak chce autor wola boża (trudno tu cokolwiek wyrokować ale nie wypada to zbyt wiarygodnie) w celu likwidacji spisku mrocznych sił. Po nieco przydługim początku akcja nabiera tempa i toczy się wartko aż do końca. Zaskoczeń jednak wielkich nie ma mimo obecności tematyki metafizycznej. Za to przedstawiony przez Wolskiego obraz światka artystyczno-zawodowego związanego z produkcjami telewizyjnymi i filmowymi jest przekonujący. Czy mimo wszystko powieść zasługuje na uwagę? Autor stoi w niejakim rozkroku. Z jednej strony Ostatnie konklawe sprawia wrażenie lekkiej opowiastki z elementami humoru i satyry, z drugiej strony ma być czymś na kształt thrillera-horroru. Wychodzi z tego niestety dziełko nijakie. Ani poważne, ani śmieszne. Do tego dochodzą niepotrzebne moim zdaniem (choć umiejętnie wplecione w fabułę) konserwatywno-katolickie sugestie moralne (niejako dla równowagi jedną z bohaterek jest lesbijka, ale wypada ona blado na tle innych postaci). Pomysłu na zakończenie powieści też moim zdaniem brak. Ostatnie konklawe czyta się lekko, bo Wolski ma perfekcyjnie opanowany warsztat pisarski. Jednak w pamięci raczej długo nie zagości. Tematyka już kilka razy podejmowana przez autora mimo nowego „garnituru” ujęta została raczej standardowo. To powoduje, że lektura książki nie przynosi szczególnych zaskoczeń. Takie średniej jakości czytadło.

 

Na zakończenie warto wspomnieć, że na wewnętrznej stronie okładki jest jeszcze mała notka z której wynika, że powieść jest swoistą literacką próbą oceny pontyfikatu papieża Franciszka. Jak dla mnie to przesadnie wydumane twierdzenie.

 

Grzegorz Cezary Skwarliński ©

 

Marcin Wolski

Ostatnie konklawe

Wydawnictwo Zysk i S-ka 2018

str. 400