Lektura (nie tylko) na święta - recenzja książki "Boże Narodzenie w Lost River" Fannie Flagg

Beata Igielska
Beata Igielska
Kategoria książka · 2 grudnia 2018

„Boże Narodzenie w Lost River” jest jedną z najbardziej wzruszających książek Fannie Flagg. To idealna lektura na przedświąteczny i świąteczny czas, ale tak naprawdę można ją czytać z wielką frajdą o każdej porze roku. 

Moja przygoda z prozą pani Flagg trwa od wielu lat. To jedna z nielicznych pisarek, do której powieści lubię wracać i zawsze robię to z ogromną przyjemnością. 
Pamiętam, że „Boże Narodzenie w Lost River” pierwszy raz przeczytałam w ...wakacje. Odtąd sięgam po nie, robiąc przedświąteczne porządki, by dodać sobie energii. Albo po prostu zaglądam do książki, gdy mam zły humor – zawsze mi się on poprawia i sprawia, że znów zaczynam doceniać różne drobiazgi. 

A teraz pora na małe co nieco o treści. 
Akcja, podobnie jak w większości książek Fannie Flagg, rozgrywa się na amerykańskim Południu. Do małego miasteczka w Alabamie trafia Oswald, który po lekarskiej diagnozie najpierw się załamuje, a potem postanawia swoje ostatnie dni spędzić w klimacie znacznie cieplejszym i spokojniejszym niż Chicago. 

W Lost River czas płynie swoim własnym, niespiesznym rytmem. Mieszkają tu różni sympatyczni dziwacy, których nie sposób nie polubić od pierwszego spotkania. 
Początkowo Oswald nie przypuszcza, że zżyje się ze społecznością, wśród której jest wielu życzliwych, otwartych i uczynnych ludzi. Nawet w takim odludku jak on obcy szybko wzbudzają zaufanie. 

Lost River jest miejscem magicznym, ale nie pozbawionym problemów. Nie wszyscy żyją sielankowo i beztrosko. Są tu i takie osoby, które dźwigają ciężki krzyż, jednak – wbrew przeciwnościom losu – potrafią cieszyć się drobiazgami, na które w tzw. wielkim świecie nawet nie zwraca się uwagi. 

Jak w tym unikatowym, prowincjonalnym skansenie odnajdzie się Oswald? Czy potraktuje go tylko jako jeden z kilku przystanków na swojej życiowej drodze? Czy postanowi tu zostać na zawsze? I co to „zawsze” będzie oznaczać w przypadku człowieka czekającego na zbliżającą się wielkimi krokami śmierć? 

Te i inne pytania towarzyszą niezmiennie czytelnikowi podczas lektury. Żeby jednak poznać ostateczne i jednoznaczne odpowiedzi, trzeba uzbroić się w cierpliwość. Warto to zrobić, gdyż zakończenie sprawia, że nie tylko chce się raz jeszcze otworzyć książkę, by ją przeczytać, ale i przenosi się do świata, w którym chciałoby się zamieszkać (a przynajmniej je odwiedzić, by poznać osobiście zapadających w pamięć bohaterów). 

Z ręką na sersu przyznam, że rzadko przywiązuję się do fikcyjnych postaci. Proza Fannie Flagg jest jednak w tej kwestii wyjątkiem – pielęgnuję w swym czytelniczym sercu pamięć o bohaterach, którzy w równym stopniu wzruszają i bawią, niezmiennie skłaniają do refleksji i przypominają o wartościach, o których warto i powinno się pamiętać, zwłaszcza w zabieganym świecie. 

Dodatkowym plusem są przepisy kulinarne zawarte na końcu książki - dzięki nim niemal od dziesięciu lat zaskakuję i raczę gości bakaliowcem, który jest kaloryczną bombą, ale nie potrafią się mu oprzeć nawet najbardziej zatwardzali miłośnicy drakońskich diet:) 

BEATA IGIELSKA 

Książka "Boże Narodzenie w Lost River" Fannie Flagg (w tłumaczeniu Małgorzaty Hesko-Kołodzińskiej) ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego 14 listopada 2018 r.