„Dziecięce zabawy” Tomasza Mroza (recenzja)

Grzegorz Cezary Skwarliński
Grzegorz Cezary Skwarliński
Kategoria książka · 1 września 2018

Na twórczość Tomasza Mroza zwróciłem uwagę kilka lat temu. Powieści jakie wyszły spod pióra pisarza przyciągnęły mnie specyficznym humorem, niecodzienną ironią, elementami metafizycznymi, charakterystycznymi bohaterami i oryginalnym mieszaniem gatunków takich jak np.: kryminał, thriller, groteska. Kolejna książka pt. Dziecięce zabawy przyciągnęła więc moją ciekawość bardzo szybko. Niestety po lekturze powieści mam mieszane uczucia.

 

Po takich tytułach jak: Przejście A8, Fabryka wtórów, Przypadkowy zabójca od Dziecięcych zabaw oczekiwałem czegoś zbliżonego. Niebanalnego kryminału, czegoś na kształt thrillera, może horroru, a na pewno umiejętnego pomieszania konwencji wspomnianych gatunków. Powieść zaczyna się całkiem obiecująco, ale dość szybko natrafiamy na pierwszą niespodziankę. Zamiast komisarza Wątroby jest jakiś Przytuła (wprawdzie o podobnej aparycji ale jest to inna osoba). Nie przeszkadza to zbytnio w lekturze jednak niejednemu miłośnikowi prozy Tomasza Mroza może w głowie zaświecić się lampka ostrzegawcza. Druga niespodzianka to swoiste wycofanie „gangu” Kazka Stalowego. Grupa miejscowych żuli jest nadal obecna, ale jej aktywność jest znikoma. Niejako w zamian więcej miejsca zajmuje przywódca wspomnianego gangu. Kazek ma niebagatelny i zaskakujący wpływ na bieg wydarzeń przedstawionych na kartach książki. Charakterystyczną cechą powieści autora jest obecność elementów metafizycznych. Dziecięce zabawy nie są wyjątkiem, ale niektóre obecne w powieści wątki metafizyczne o zabarwieniu humorystycznym mają znikomy wpływ na opisywaną historię (moim zdaniem ich brak nie spowodowałby szczególnego uszczerbku na fabule). Pewnie ma to na celu rozładowanie napięcia... i utrzymanie lekkiego klimatu. Mimo powyższych „mankamentów” Dziecięce zabawy czyta się lekko i z zainteresowaniem. Osobiście jednak odczuwam brak tego „czegoś”. Wszystko jest jakby nieco ugrzecznione, stonowane, mniej zawadiackie, choć charakterystyczny humor i ironiczny obraz społeczeństwa (a w szczególności policji) nadal są obecne. Niby zbliżone klimaty, niby ci sami bohaterowie (z małymi wyjątkami), a mimo tego jakoś tu mało polotu i intrygujących zwrotów akcji jak w powieściach starszych.


Czytelnicy, którzy dopiero od Dziecięcych zabaw rozpoczęli przygodę z prozą Tomasza Mroza będą raczej zadowoleni, bo powieść jest niebanalna, a mieszanie konwencji autorowi wychodzi wyśmienicie. Czytelnicy, którzy już mieli do czynienia z dokonaniami autora mogą jednak poczuć pewien niedosyt (tak jak ja przy lekturze). Czy subtelne, ale zauważalne zmiany poczynione przez autora będą miały ciąg dalszy? To pytanie na razie pozostaje bez odpowiedzi.


 

Grzegorz Cezary Skwarliński ©

 

Tomasz Mróz

Dziecięce zabawy

Videograf 2018, str. 304