Trzeci tom „Vernona Subutexa” zaskakuje jeszcze bardziej niż dwie poprzednie części. Mamy tu fabularną jazdę bez trzymanki, której finał zapiera dech w piersiach. W dodatku obrywa się w książce wszystkim – od polityków, poprzez biznesmenów i ludzi ze świata kultury, aż po uchodźców i ich przeciwników, a nawet... anarchistów.
Nie dziwię się, że cykl o Vernonie okrzyknięto w Francji wielkim wydarzeniem literackim, w dodatku wybuchowym i
Kim właściwie jest tytułowy bohater? To dopiero jest pytanie!
Były sprzedawca płyt w sklepie muzycznym, lekkoduch, podrywacz i didżej z czasem urasta do rangi przywódcy nieformalnej grupy, która żyje w komunie, słuchając muzyki i organizując spotkania przypominające happeningi.
Podczas tych niezwykłych nocy tańczy się w rytm muzyki, osiągając euforyczny stan, w dodatku bez szprycowania się tzw. twardymi narkotykami, co w jednych wzbudza podziw, w innych niedowierzanie. Co ciekawe, Vernon wcale nie pozuje na duchowego guru grupy, zostaje nim obwołany niemal bez własnego udziału i to przez ludzi, którzy niejednokrotnie są od niego bardziej inteligentni i twórczy. Niemożliwe? A jednak prawdziwe. Jak podkreśla autorka, to zjawisko typowe także dla polityki, zwłaszcza francuskiej, w której od dawna na przywódcę wybiera się ...największego głupka. Polski czytelnik niemal odruchowo zastanawia się w tym momencie, czy chodzi jedynie o ojczyznę pisarki.
Nie tylko politykom obrywa się na stronach powieści. Virginie Despentes nie pozostawia suchej nitki także na działaczach społecznych i ich podopiecznych, na telewizyjnych gwiazdach, producentach, menadżerach, ludziach świata muzyki i innych dziedzin kultury, na klasie wyższej, średniej i na biedocie oraz marginesie społecznym.
Dostaje się też zarówno uchodźcom i ich obrońcom, jak i przeciwnikom oraz rasistom. Nawet anarchiści, którzy są chyba najbliżsi duszy autorki, bywają ośmieszani i wyszydzani, gdy ich działalność zaczyna stawać się karykaturalna.
Niesamowite są kreacje postaci. W centrum zainteresowania znajduje się, oczywiście, Vernon, ale autorka wiele miejsca poświęca także innym bohaterom (wielki plus za portrety kobiece!!!). Ich burzliwe perypetie, raz groteskowe, innym razem naprawdę tragiczne to odzwierciedlenie stanu ducha współczesnego społeczeństwa francuskiego – wielokulturowego i niejednoznacznego, pełnego przeróżnych uprzedzeń lęków, a nawet fobii, nie zawsze logicznych i przekonujących. Mamy tu przedstawicieli mniejszości narodowych i tzw. rdzennych Francuzów, którzy zazwyczaj uważają się za lepszych, nawet jeśli nie mają ku temu powodów. Wśród jednych i drugich są postaci pozytywne, negatywne oraz niejednoznaczne. Nieraz zdarza się, że bohater, którego zaczynamy darzyć sympatią, robi coś, co zmienia nastawienie czytelnika. I odwrotnie.
Akcja pędzi w tej powieści z prędkością francuskiego pociągu TGV. Gdy zacznie się czytać książkę, trudno się od niej oderwać. Ten magnetyzm sprawia, że strony odwraca się, niecierpliwie czekając na zakończenie. Finał okazuje się prawdziwą bombą – i to w różnym sensie.
„Vernon Subutex” to odważna i bezkompromisowa książka, o której pamięta się nawet po odłożeniu jej na półkę. Może również dlatego, że obnaża i pokazuje w krzywym zwierciadle nie tylko Francję, ale w ogóle Europę, której częścią jesteśmy i my - Polacy