Dotychczas Hakana Nessera kojarzyłam tylko z kryminałami. Powieść „Jedenaście dni w Berlinie” odsłoniła nieznane mi dotychczas możliwości i wielką pomysłowość pisarza.
Akcja wciągnęła mnie już od pierwszych stron. Akcja i niesamowity klimat, w którym powaga przeplata się z poczuciem humoru, groteską i ironią. W pewnym momencie w realny świat wkradają się elementy baśniowe, co razem tworzy niesamowitą mieszankę.
Główny bohater, Arne Murberg, to człowiek, którego nie można nie polubić. Po wypadku, któremu uległ jako dziecko, zmienił się nie do poznania. Jego możliwości umysłowe zostały ograniczone, zapomniał wielu słów, nie potrafi skupić się zbyt długo nad jedną czynnością ani myśleć w sposób przyczynowo-skutkowy.
Jest jednak sympatycznym, miłym i uczynnym mężczyzną, uczciwym i nieco naiwnym, co niektórzy próbują wykorzystywać. Żyje w swoim świecie, z którym niechętnie dzieli się z innymi, bo uważa, że każdy ma prawo do własnych tajemnic.
Podróż, jaką Arne musi odbyć samodzielnie ze Szwecji do Berlina, by odszukać tam matkę, okazuje się największą przygodą jego życia. I sprawdzianem możliwości, które dotąd wydawały się nieosiągalne.
W Berlinie Arne odkrywa uroki samodzielności. Wreszcie może pójść, dokąd chce, może zjeść obiad w restauracji, zrobić zakupy i wypić alkohol. To ostatnie okazuje się akurat niezbyt trafionym pomysłem, ale jednocześnie cenną lekcją na przyszłość.
Odkrywanie uroków stolicy Niemiec i poznawanie jej mieszkańców przypomina małą Odyseję, podczas której młody mężczyzna odkrywa zalety życia, a swoją odmienność zaczyna postrzegać jako atut. Przez jedenaście dni uczy się więcej niż przez cały okres po wypadku.
Powieść Nessera wzrusza i bawi oraz skłania do wielu refleksji na temat „innych niż inni”. Stawia też pytanie o granice tego, co nazywamy normalnością.
Jest książką afirmującą życie, nawet jeśli wydawać się może, że nie ma ono wiele do zaoferowania. Pod tym względem przypomina "Forresta Gumpa".
Dużym atutem jest kreacja głównego bohatera, ale na uwagę zasługują również portrety pozostałych postaci. Są wśród nich bliscy i sąsiedzi Arnego, szalony profesor, który pracuje nad przemieszczaniem się w czasie i przestrzeni, bibliotekarka na wózku i tajemnicza dziewczyna poznana podczas seansu hipnozy. Są też epizodyczni bohaterowie, z jakimi Arne styka się podczas wędrówki po Berlinie.
Czasem w zaledwie kilku słowach czy zdaniach Neseser nakreśla sylwetkę, patrząc na nią oczyma Arnego. Nieraz te króciutkie fragmenty okazują się literackim majstersztykiem, zapadając w pamięć, podobnie jak celne cytaty, których nie sposób nie zapamiętać (np. „...tylko debile i prezydenci zjawiają się w ostatniej minucie”).
Lektura „Jedenastu dni…” była dla mnie pełną emocji ucztą literacką. I dużym zaskoczeniem, bo takiego Nessera jeszcze nie znałam.
Polecam z czystym sumieniem.
BEATA IGIELSKA
Książka "Jedenaście dni w Berlinie" Hakana Nessera (w przekładzie Elżbiety Ptaszyńskiej-Sadowskiej) ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarna Owca