Sprzedawczyk to pierwsza książka amerykańskiego autorstwa, której przyznano prestiżową Nagrodę Bookera. Rzecz o rasizmie na pewno ma ponadczasowy charakter, ale – moim zdaniem – nie rzuca na kolana.
Na polskie tłumaczenie „Sprzedawczyka” czekałam niecierpliwie. Kiedyś napisałam, że książki nagrodzone Bookerem to gwarancja udanej lektury, lecz ostatnie lata zaczynają utwierdzać mnie w przekonaniu, że nie musi to być lektura niezapomniana.
Tak też jest z powieścią Paula Beatty’ego.
Na pewno jest to książka szokująca treścią i językiem, który obfituje w wulgaryzmy. Nie są one nieuzasadnione, więc nie można autorowi zarzucić epatowania obscenicznością, jednak przyznam, że w pewnym momencie taki styl zaczyna się przejadać i najzwyczajniej nużyć.
Od formy znacznie ciekawsza i bardziej intrygująca wydaje się fabuła. Główny bohater i narrator to czarnoskóry mężczyzna, który staje przed sądem za propagowanie segregacji rasowej. Od początku wydaje się to dziwne, gdyż rasistowskie zachowania zwykle przypisuje się białym, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, które z jednej strony są symbolem wolności i niezależności, z drugiej strony jednak zapisały się niechlubnie na kartach historii – jeszcze w drugiej połowie XX wieku dochodziło tam do samosądów, a na Południu nawet dziś pokutują duchy niewolnictwa i konserwatywnych uprzedzeń.
Tytułowy Sprzedawczyk ma za sobą ciężkie dzieciństwo pod okiem ojca-naukowca, który uczynił z niego królika doświadczalnego. Odizolowany od rówieśników i poddawany różnym pseudoeksperymentem socjologicznym chłopak wyrósł na dziwaka, uzurpatora owładniętego ideą wskrzeszenia dawnej i zapomnianej dzielnicy Los Angeles i uczynienia z niej miasta w mieście. Fikcyjne Dickens ma być miejscem, w którym na każdym kroku obowiązywać będą zasady segregacji rasowej.
Zaczyna się od żartu w autobusie, w którym mają być wydzielone miejsca dla białych, a kończy na rewolucji w miejscowej szkole. Ten właśnie skandal zaprowadza Sprzedawczyka przed oblicze sądu.
To w ogromnym skrócie zasadnicza treść powieści, jednak jej sedno sięga znacznie głębiej. Autor w prześmiewczy, nieraz groteskowy i absurdalny sposób opisuje rasistowskie zachowania, które są wymierzone nie tylko w czarnoskórych mieszkańców Ameryki.
Przywołuje przykłady krwawych wojen z Indianami, a więc rdzennymi mieszkańcami Stanów Zjednoczonych (o czym często się zapomina), którzy zostali wypędzeni ze swoich rodzimych ziem, zdziesiątkowani przez walki, choroby i głód, a wreszcie pozamykani w rezerwatach niczym zwierzęta.
W tle pojawia się nawet duch Hitlera i jego nazistowskiej propagandy.
Rasizm ma tu różne oblicza, odnosi się do różnych narodowości i kolorów skóry, a także do odmiennych orientacji seksualnych oraz do nierówności płci, o której przez lata w Stanach milczano. Właściwie dopiero ostatnie lata demaskują prawdę o molestowaniach seksualnych, do których dochodziło i dochodzi w wielu środowiskach zawodowych, zwłaszcza tych, w których liczy się wyścig szczurów i kariera. To media, wielkie korporacje, ale i małe firmy czy szkoły.
Książka Paula Beatty’ego na pewno podejmuje ważkie kwestie, istotne nie tylko dla Ameryki, ale i dla Europy. Ja nie kupuję jednak do końca stylu i formy. O ile cenię groteskę, czarny humor, purnonsens, to szybko nużę się wulgarnością (tak właśnie było, gdy czytałam „Krótką historię siedmiu zabójstw” Marlona Jamesa, książkę nagrodzoną Bookerem w 2015 roku).
Znacznie bardziej cenię styl kunsztowny, artyzm i słowną wirtuozerię, ale to – oczywiście – kwestia czytelniczego gustu.
Po „Sprzedawczyka” warto sięgnąć, ale nie należy spodziewać się fajerwerków.
BEATA IGIELSKA
Książka "Sprzedawczyk" Paula Beatty'ego (w przekładzie Piotra Tarczyńskiego) ukazała się 17. stycznia 2018 roku, nakładem Wydawnictwa Sonia Draga