Dziewczęta z Nowolipek to, moim zdaniem, jedna z najbardziej niedocenianych polskich powieści. Podobnie rzecz ma się z autorką, którą często utożsamia się z takimi pisarkami jak Helena Mniszkówna, gdy tymczasem proza Gojawiczyńskiej jest znacznie bardziej dojrzała i dopracowana.
Twórczość tej pisarki często nie ma nic wspólnego z popularnymi w dwudziestoleciu międzywojennym romansidłami, bo bardziej przypomina powieści realistyczne, a nawet naturalistyczne, niż łzawe melodramaty. Znacznie bliżej jest Gojawiczyńskiej do Zofii Nałkowskiej niż do Mniszkówny.
Do Dziewcząt z Nowolipek wróciłam po wielu latach, tym razem w wersji audiobooka. Akurat lektorką nie jestem zachwycona, więc w ocenie całości skupię się na treści książki.
Gojawiczyńskiej udało się świetnie oddać klimat Warszawy sprzed pierwszej wojny światowej. Nie poznajemy tu całej stolicy, gdyż akcja skupia się na ulicy Nowolipki. To dzielnica biedy graniczącej z nędzą. Mieszkają tu przede wszystkim robotnicy i bezrobotni, drobni szulerzy i inni przedstawiciele półświatka.
Dla wielu to miejsce, poza które wypuszczają się rzadko. Tak jest też z tytułowymi bohaterkami. Poznają one inne dzielnice swego rodzinnego miasta właściwie dopiero jako młode kobiety.
Dużym atutem powieści są psychologiczne portrety sześciu przyjaciółek, których losy komplikują się w czasie dojrzewania, prowadząc je w różnych kierunkach. Mamy okazję obserwować, jak z dziewczynek stają się one podlotkami, potem pannicami i wreszcie młodymi kobietami, których życie nie rozpieszcza. Często muszą podejmować trudne decyzje, a bywa i tak, że są tych wyborów pozbawione, co prowadzi do różnych dramatów.
Zamiast wymarzonych rycerzy na białych koniach czy dżentelmenów bohaterki poznają wyrachowanych uwodzicieli, różnej maści cwaniaków i starych cyników, którym nie w głowach stateczne, uczciwe życie i ślub. Nieraz stręczycielkami okazują się matki, traktujące córki jako sposób na zmianę dotychczasowego życia i wyrwanie się z biedy, co jeszcze bardziej potęguje tragizm i zagubienie młodych kobiet.
Całość czyta się z dużymi emocjami, gdyż trudno nie zaangażować się w perypetie tytułowych bohaterek i ich bliskich. Wbrew pozorom, nie ma w tej powieści banalnych rozwiązań, sztucznych dialogów, napuszonych opisów przeżyć wewnętrznych.
Książce dużą krzywdę wyrządziła niezbyt udana ekranizacja, co nie jest niczym nowym. Podobnie rzecz ma się w przypadku powieści Ptaki ciernistych krzewów Australijki Colleen McCullough - kiczowaty serial sprawił, że pisarce przypięto łatkę autorki łzawych powieścideł, podczas gdy ma ona na koncie wiele wartościowych powieści obyczajowych, a także kilka wybitnych, napisanych z rozmachem powieści historycznych.
Polecam Dziewczęta z Nowolipek z czystym sumieniem. Niezdecydowanym podpowiadam, by spojrzeć na tę powieść jak na Galerianki sprzed stu lat - zaskakujące, jak wiele podobieństw można odnaleźć w treści oraz przesłaniu filmu Katarzyny Rosłaniec i książki Poli Gojawiczyńskiej.
BEATA IGIELSKA