Hanya Yanagihara „Ludzie na drzewach” (recenzja)

Anna Bugajna
Anna Bugajna
Kategoria książka · 12 grudnia 2017

Hanya Yanagihara stała się rozpoznawalna na polskim rynku dzięki książce Małe życie. Pomimo podzielonego odbioru osiągnęła ona ogromny sukces, co ciekawe nawet większy niż w Stanach. Dziś polski czytelnik ma okazję zapoznać się z debiutem autorki, pisanym według podanych przez Wydawcę informacji aż osiemnaście lat… Ciekawi?

 

Dla osób, które przeraził rozmiar Małego życia mam dobrą wiadomość. Ludzie na drzewach mają tylko 440 stron. Kolejną ważną informacją, niekoniecznie pocieszającą jest fakt, że aby docenić książkę i w pełni odebrać zamiar autorki, należy przeczytać ją do samego końca. Wymaga tego przyjęta przez Yanagiharę konstrukcja powieści. Ludzie na drzewach to pamiętniki głównego bohatera – wirusologa A. Nortona Periny. Opracowane zostały przez jego wiernego przyjaciela i współpracownika Ronalda Kubodera.

 

Postać Periny autorka wzorowała na historii znanego wirusologa i noblisty Daniela Carletona Gajduska, który prowadził badania nad chorobą kuru zaobserwowaną wśród plemienia Kuku Kuku w Papui Nowej Gwinei. Plemię to do lat 50. XX wieku utrzymywało rytualne spożywanie ludzkiego mięsa, które jak wykazali naukowcy stało się główną przyczyną rozprzestrzeniania choroby kuru.

 

Członkowie plemienia, do którego trafia Perina nie są ludożercami, jednak także posiadają swój tajemniczy rytuał, który nakazuje im w wieku sześćdziesięciu lat spożyć mięso pewnego gatunku żółwia, zamieszkującego rejony ich wyspy. Średnia wieku w plemieniu jest dość niska, dlatego nie każdy osiąga wymagane sześćdziesiąt lat. Jednak, gdy mu się to udaje, spożyte mięso żółwia zapewnia mu długowieczność, niestety opłacone wysoką ceną. Plemię to słynęło także z dużej swobody seksualnej, także z nieletnimi, co zaobserwował Perina podczas kolejnego niecodziennego rytuału.

Lata 50. XX wieku stały się początkiem badań terenowych wśród antropologów. Naukowcy w czasie pierwszych wypraw stawali przed trudnym zadaniem poznania obcych plemion o odmiennych zwyczajach i moralności. Niejednokrotnie największą trudnością dla nich było zachowanie odpowiedniego dystansu i naukowego spojrzenia. W powieści Yanagihary możemy nieco zaobserwować trudności przed jakimi stawali naukowcy. Chwilami pamiętnik Periny przypominał słynny dziennik Malinowskiego, który przyznawał się w nim do niechęci wobec własnego obiektu badań i zdenerwowania, które rodziło się coraz częściej w chwilach spotkania z członkami plemion.

 

W opisach badań Periny przebija się niechęć autorki do wykorzystywania zwierząt w czasie eksperymentów medycznych. Ujawnia zimnokrwistość i brak empatii naukowców, którzy się tego dopuszczają. Nie to jednak w świecie nauki jest najgorsze. W chwili, gdy świat dowiaduje się o możliwości wiecznego życia na ziemi, autorka ukazuje apokalipsę plemienia ukrytego z dala od cywilizacji. Perina zyskuje sławę, za swoje odkrycie odbiera Nobla, a firmy farmaceutyczne i kolejni naukowcy bez poszanowania zwyczajów i naturalnego ekosystemu wyspy prowadzą do jej całkowitego wyniszczenia.

 

Jednak ślepy pęd ku postępowi białego człowieka nie jest jedynym tematem Ludzi na drzewach. Perina z każdej kolejnej podróży, jaką odbywał na wsypę, przywoził dzieci. W ten sposób adoptował ponad dwadzieścioro sześcioro dzieci, które wyleczył z trapiących ich ciało chorób, wychował i zapewnił odpowiednie wykształcenie.

Jedno z adoptowanych przez niego dzieci od początku wykazywało dużą niechęć do naukowca i wręcz wrodzoną złośliwość. Jego nieposłuszeństwo wielokrotnie można było odbierać jako rozpaczliwą walkę o własną tożsamość. Było zagubione pomiędzy kulturą plemienia a amerykańską, która wtłaczana była mu za pomocą pustych i nic nieznaczących dla niego zasad i zachowań. Reszta dzieci w lepszy bądź gorszy sposób przechodziła socjalizację, jednak to właśnie z ich strony padło oskarżenie Periny o molestowanie.

 

Czy Perina rzeczywiście się tego dopuścił? Kochał swoje dzieci, zrobiłby dla nich wszystko. Uratował je z niszczejącej wyspy. Nawet jeśli, to przecież w ich plemieniu stosunki pomiędzy dorosłymi mężczyznami a dziećmi były czymś normalnym, dlaczego miałoby się to zmienić po przejeździe do Stanów? Jaka była prawda, dowiecie się na końcu.

 

Yanagihara zakreśla jeszcze jeden problem. Sposób formułowania powszechnej wiedzy zawsze zakłada pewną władzę. Dzienniki sławnych ludzi stanowią cenne źródło informacji o samym autorze i jego spojrzeniu na świat. Jednak redakcja dziennika Periny dokonana przez jego przyjaciela Kuboderę ujawnia pewną manipulację, która kreuje wyraźnie obraz poszkodowanego naukowca. Czy ludziom uznanym w świecie nauki, polityki i sztuki wybacza się więcej? Czy powinno zapominać się o niechlubnych szczegółach ich biografii, by móc w pełni docenić ich dokonania?

 

Ludzie na drzewach są wielowymiarową powieścią, w której autorka próbowała dotknąć tak wielu wątków, że niejednokrotnie dostrzegałam niewykorzystany potencjał. Biografia Periny mogłaby dać początek kilku innym historiom, głębiej penetrującym mroczne zakątki ludzkiej duszy, podejmujących problem relatywizmu kulturowego i wiele innych.

 

Yanagihara konstruuje ciekawe fabuły, podejmujące ważne tematy i przedstawia odmienny punkt widzenia niż ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. To z pewnością cechy naprawdę dobrej powieści, jednak jej prozie brakuje pewnej konstrukcji i głębszego spojrzenia, które przemieniłyby ją w po prostu ciekawe historie. Czytając Małe życie już w połowie miałam ogromną nadzieję, że na następnej stronie główny bohater umrze i jego utyskiwaniom w końcu nastąpi kres. Także w czasie lektury Ludzi na drzewach czułam lekką stratę czasu. Pomimo, że ostatni rozdział wynagrodził mi spędzony czas nad książką, to jednak w całej tej powieści najbardziej zaciekawiła mnie sama biografia Gajduska kryjąca się pod płaszczem powieści. Książka ta pozostaje głównie komentarzem do jego historii wypełnionym dobrą chęcią podjęcia innych wątków.   

 

Ludzie na drzewach, Hanya Yanagihara

Wydawnictwo: W.A.B, 2017