„Zapiski stolarza” czyta się niczym świetną powieść, nawet jeśli nie ma się zapędów majsterkowicza. Autor opowiada nie tylko o swojej pracy, ale i o codziennym życiu, a to temat, który może zainteresować każdego.
Ole Thorstensen to norweski cieśla i stolarz, ale przede wszystkim wielki profesjonalista i pasjonat. O tym, z czego żyje, mówi z tak ogromnym zaangażowaniem, że trudno go nie podziwiać.
Od razu polubiłam go za rzetelny stosunek do pracy i za otwartość. I głęboko westchnęłam, że nie jest moim sąsiadem albo przynajmniej znajomym, gdyż chętnie zleciłabym mu kilka prac. O tym, jak wyglądają moje doświadczenia z rodzimymi specjalistami od remontów, sama mogłabym napisać książkę, ale byłby to horror, a nie ciepła i pełna humoru opowieść. A takie właśnie są”Zapiski stolarza”.
Thorstensen opowiada z pasją o tym, jak zaadaptował duży strych na mieszkanie. Opisuje poszczególne etapy pracy i przygotowania do niej z dbałością o szczegóły, ale i w sposób przystępny dla laika. Czytelnik nie jest zatem katowany specjalistycznym słownictwem i groźnie brzmiącymi terminami. Między innymi dlatego książkę czyta się lekko, szybko i przyjemnie.
„Zapiski stolarza” można potraktować jako zachętę do złapania za młotek, piłę i dłuto, i samodzielnego zmajstrowania czegoś dla siebie i dla rodziny.
Można też śledzić poszczególne etapy pracy autora i wraz z nim oraz jego klientami patrzeć, jak z zapuszczonego miejsca powstaje funkcjonalna, przytulna, doskonale zaplanowana przestrzeń, która wkrótce przerodzi się w mieszkanie.
Dla mnie lektura „Zapisków stolarza” była także podróżą w głąb serca i duszy autora. Bardzo cenię ludzi rzetelnych, profesjonalnych i słownych. A taki obraz tytułowego bohatera wyłania się z tej opowieści.
Ole nie ukrywa, że jego praca to sposób na życie, że kocha ją, ale i kieruje się racjonalizmem podczas przyjmowania zleceń, by najzwyczajniej w świecie zarobić dobrze na siebie i swoją rodzinę.
Bez krygowania się pisze o trudnościach podczas przetargów oraz o konkurencji, wśród której jest i polski akcent
Jeśli przy okazji ciężkiej pracy Ole odczuwa satysfakcję, dobrze się bawi, może realizować swoje zamierzenia, to ma prawo być szczęśliwy, spełniony i dumny. I taki właśnie stosunek do życia bardzo mi się w tym człowieku spodobał.
Thorstensen sporo miejsca poświęca codziennym radościom, różnym drobiazgom, które sprawiają, że potrafimy oderwać się od kieratu i docenić to, co mamy.
To również cenne spostrzeżenie – niby nic odkrywczego, ale warto sobie o tym przypominać każdego dnia, by nie popadać w rutynę i znudzenie.
Całość napisana jest lekko, prostym, ale ujmującym stylem. Nieraz bywa zabawnie, gdyż autor ma poczucie humoru, potrafi jednak też być groźny, gdy się wkurzy, na przykład na niesłownych podwykonawców.
Dużo się tu dzieje także za sprawą dynamicznych dialogów. I nie może być inaczej, bo gdzie drwa rąbią, tam… słowa lecą:).
BEATA IGIELSKA
Książka "Zapiski stolarza, czyli jak stary strych przemienił się w piękne mieszkanie" Ole Thorstensena (w przekładzie Witolda Bilińskiego) ukazała się 26 października 2017 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego