Dachołazy, czyli powieść dla dzieci i młodzieży nagradzana nie bez powodu

Tysyfone
Tysyfone
Kategoria książka · 24 października 2017

Dachołazy to dowód na to, że literatura dla dzieci i młodzieży niczym nie ustępuje tej dla dorosłych. To piękna i mądra opowieść, która zabierze czytelników w niezwykłą podróżą – a przewodniczką będzie rezolutna dziewczynka, która charakterkiem dorównuje Pipi Pończoszance.

 

Historia życia Sophie jest niecodzienna. Jako niemowlę ocalała z katastrofy statku i została wyłowiona z kanału La Manche przez Charlesa, nieco ekscentrycznego naukowca. Życie uratował jej futerał na wiolonczelę, w którym ktoś roztropnie ją umieścił. Charles postanowił zaopiekować się dziewczynką i zabrał ją do siebie. Zajmował się nią najlepiej jak potrafił przez jedenaście lat, a to znaczy, że chociaż Sophie mogła nie jeść zbyt często mięsa i nie chodzić zbyt schludnie ubrana, miłości jej nie brakowało i wyrosła na bardzo szczególną osóbkę. Niestety gdy skończyła dwanaście lat, upomniało się o nią państwo. Uznano, że samotny mężczyzna nie może opiekować się dorastającą dziewczynką i Sophie groził sierociniec. Choć oficjalnie żadna kobieta nie ocalała z katastrofy statku, Sophie wierzyła, że jej matka żyje i udało jej się namówić Charlesa, by uciekli przed opieką społeczną do Paryża i tam poszukali jej matki.

 

Bardzo podobała mi się kreacja głównej bohaterki. Autorka zerwała z ciągle pokutującymi stereotypami i stworzyła postać dziewczęcą, która w niczym nie ustępuje chłopcom – Sophie jest odważna, rezolutna, nie straszne jej żadne wyzwania – nawet bieganie po dachach. Przeżywa mnóstwo przygód i odnajduje to, czego szuka. Nie jest to jednak książę z bajki. Bohaterka przypomina dziewczynki z powieści Astrid Lindgren: Pipi czy Ronję. Na uwagę zasługuję również kreacja jej opiekuna, który choć jest dorosły, nie stracił dziecięcej wrażliwości i pozwala Sophie na rzeczy, na które żaden poważny dorosły by jej nie pozwolił. Pobrzmiewają w tej książce wyraźnie echa antypedagogiki – Charles stosuje właśnie taki model wychowania, pozwala Sophie być sobą, nawet jeśli boi się, że w wyniku swoich działań jego podopieczna może zrobić sobie krzywdę.  

 

Sophie i Charles tworzą uroczą parę ze wszystkimi swoimi dziwactwami. Ich dialogi są żywe i niejednokrotnie zabawne, a przy tym niektóre uwagi są niezwykle celne. To powieść dla dzieci i młodzieży, która nie traktuje odbiorcy jako kogoś infantylnego. Między innymi dlatego z powodzeniem mogą ją czytać również starsi odbiorcy. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Młodsi na pewno zachwycą się częścią przygodową i energiczną bohaterką, a starszych urzeknie zarówno klimat powieści, jak i jej przesłanie. Autorka wielokrotnie powtarza, że nie wolno przekreślać możliwego. A jeśli tylko coś nie jest niemożliwe, jest możliwe.

 

Warto wspomnieć też o tytułowych dachołazach. To dzieci, które z różnych powodów nie schodzą na dół, na ulice, tylko żyją na dachach. Sophie poznaje w Paryżu Matteo, trochę od niej starszego chłopca, który odkrywa przed nią tajemnice paryskich dachów i pomaga w odnalezieniu matki. Choć tytułowe dachołazy to tak naprawdę bezdomne dzieci, świadomie wybierają one życie bez dorosłych. Przez to przywodzili mi na myśl bohaterów Piotrusia Pana – podobnie jak chłopcom, którzy żyli w Nibyladnii, dorosłość jawiła im się jako kres przygód i choć niejednokrotnie było im ciężko, woleliby zostać dziećmi już na zawsze.

 

Nic dziwnego, że książka zdobyła sporo nagród. Jest to nie tylko piękna i dobrze napisana bajka o tym, co w życiu ważne, ale i opowieść bardzo intertekstualna, łamiąca stereotypy i zostawiająca szerokie pole do popisu krytykom. Dachołazy to ten rodzaj dziecięcej literatury, której brakuje na rynku. Polecam serdecznie wszystkim czytelnikom!  

 

Katherine Rundell, Dachołazy

wydawnictwo: Poradnia K

liczba stron: 264, okładka miękka