A nie jest pan w głębi duszy przekonany, że jeśli uratuje pan kogoś porządnego, to ratuje pan cały świat, a przynajmniej stwarza możliwość, by coś dobrego w nim się uratowało?
Odkąd w 2012 roku na polskim rynku książki ukazał się Więzień nieba, przedostatnia część tetralogii, wszyscy, których zauroczyła saga Cmentarz Zapomnianych Książek, czekali z niecierpliwością na ukazanie się ostatniej części. Mieliśmy nadzieję, że w Labiryncie duchów zostaną wyjaśnione i zamknięte istotniejsze wątki, że w końcu otrzymamy odpowiedzi na dręczące nas pytania. Czy Julian Carax napisze kolejną książkę? Czy David Martin był szalony? Kim w ogóle był? Na jakiego mężczyznę wyrośnie Daniel Sempere? 11. października nastał ten wspaniały i wyjątkowy dzień, w którym Labirynt duchów miał swoja oficjalną premierę. W końcu można zaszyć się wieczorem pod kocem i dać się pochłonąć złożonej historii rodziny Sempere, wejść do labiryntu, w którym co jakiś czas natrafia się na ślepy zaułek i wali głową w mur. W końcu można wrócić na Cmentarz Zapomnianych Książek, spotkać się z dawnymi bohaterami i poznać nowych...
Ale to właśnie charakteryzuje najbardziej prawdopodobne opowieści: prawda nigdy nie jest doskonała i nigdy nie spełnia wszystkich oczekiwań. Prawda zawsze budzi wątpliwości i skłania do pytań. Tylko kłamstwo jest w stu procentach wiarygodne, bo nie musi usprawiedliwiać prawdy; jego rolą jest powiedzieć nam to, co sami chcemy usłyszeć.
Dużą obawę wśród fanów budziła zapowiedź pojawienia się nowej bohaterki, Alicji, która jest przewodnikiem po czwartej części. Wszystkie poprzednie książki miały taką postać, zawsze inną, która przeprowadzała czytelnika przez fabułę. Okazuje się jednak, że Alicja nie jest wcale nowa (przynajmniej w życiu naszych starych znajomych), a – jak to często bywa u Zafóna – od dawna związana z opowiadaną historią, pomogła nam do tego labiryntu wydarzeń wejść, a teraz pomoże odnaleźć drogę powrotną.
Podczas wojny w Hiszpanii była małą dziewczynką, a los niespodziewanie postawił na jej drodze Fermina, na którym spoczęła odpowiedzialność jej ocalenia podczas bombardowań. Niestety w pewnym momencie się rozdzielili, a Alicja przy kolejnym wybuchu wpadła do magicznego miejsca, które całe późniejsze życie wydaje jej się wytworem wyobraźni. Mimo poważnych ran na ciele i duszy, pozostawionych przez wojnę, samotność i trudy życia na własną rękę, Alicja z pomocą pewnego człowieka wyrasta na silną kobietę, charakterną, ironiczną, a także nad wyraz inteligentną i uzdolnioną. Jej specjalnością są sprawy nie do rozwiązania, a taką jest zniknięcie Vallsa – ministra kultury i dawnego dyrektora więzienia Montjuic. Jak wiemy z poprzedniej części, za jego kadencji warunki przebywających tam więźniów, często niewinnych, były żałosne, brakowało ubrań, opieki medycznej, jakiegokolwiek szacunku. Valls wykorzystywał do zaspokojenia swoich ambicji umiejętności Davida, który był na skraju wytrzymałości...
Ludzie umierają. Zwłaszcza ci, którzy powinni żyć. Może Pan Bóg musi zrobić miejsce dla skurwysynów, którymi tak sobie upodobał zaludniać ten świat...
Alicja dostaje za zadnie ustalić, gdzie znajduje się Valls i kto stoi za jego zniknięciem. Policja przydziela jej towarzysza, który ma nadzorować każdy krok tej nieobliczalnej kobiety, Vargasa. Z czasem między partnerami rodzi się więź i zaczynają sobie nawzajem ufać. Mentor Alicji, który uratował ją z ulicy, nadzoruje wszystko na odległość, ale w końcu policja postanawia podziękować za pomoc i przydzielić sprawę uczniowi nieżyjącego już inspektora Fumero. Przyznam szczerze, że na samo wspomnienie tego nazwiska przechodzą mnie dreszcze, a okrutny Fumero wydaje się wciąż żywy na kartach historii. Akcja rozkręca się bardzo szybko, niespodziewane zwroty prowadzą czytelnika do miejsca, w którym okazuje się, że nie każdy jest tym, za kogo się podaje. Niemal każdy bohater – znany czy nieznany wcześniej – skrywa jakąś tajemnicę, fobię, obsesję.
Chciała mu wierzyć. Chciała mu wierzyć ze wszystkich sił, przepełniona dławiącym przekonaniem, że prawda boli, a tchórze żyją dłużej i są szczęśliwsi w więzieniu swoich kłamstw.
Obawiałam się, że skoro Alicja jest postacią niemal całkowicie nową, trudno będzie ją zbudować wyraziście i kompletnie. Przyznaję szczerze, że nie doceniłam umiejętności Zafóna. Myślę, że kobiety będą Alicji zazdrościć nie tylko drogich sukienek, ale też sposobu bycia i umiejętności zjednywania sobie ludzi. Mężczyźni będą ją podziwiać i myśleć, co by było, gdyby spotkali ją gdzieś na ulicy. Myślę też, że każdy się do niej przywiąże i uzna jej obecność w tej historii za naturalną, jak obecność Daniela. Tak, Alicja idealnie wkomponowała się w całość. Jest bohaterką niemal z krwi i kości, pasującą idealnie do atmosfery książek, do postaci poznanych na początku. Budzi podziw, zazdrość i współczucie. A jak wiemy, kilka podobnych postaci tego typu jest nam już znanych...
Gdybym mogła, zamknęła bym moją opinię o Labiryncie duchów w jednym słowie: mistrzostwo. Na pewno nie będzie to obiektywne, od żadnej opinii nie można oczekiwać obiektywizmu, zwłaszcza że jestem fanką twórczości Zafóna nieprzerwanie od kilku lat. Bałam się, że po tak długim czasie, jaki minął od premiery przedostatniej części, to już nie będzie to samo, że autor zgubi gdzieś klimat, że będę za stara, by wracać na Cmentarz i do Księgarni. Ale nie, wróciłam z radością i stwierdziłam, że to wciąż ten wspaniały Zafón, który tak mnie zauroczył jako nastolatkę. Wciąż proza chwyta za serce, opisy Barcelony, klimatu, uczuć i mentalności mieszkańców zachęcają do wybrania się w podróż. Nie poznałam jeszcze osoby, która przeczytała Cmentarz... i nie zamarzyła o wycieczce śladami Daniela i innych bohaterów. Słyszałam legendy, że tacy ludzie istnieją.
Katarzyna Okrasko i Carlos Marrodan Casas dopracowali polską wersję w każdym szczególe i choć nie czytałam oryginału, mogę śmiało powiedzieć, że przetłumaczyli książkę po mistrzowsku. Nawet długie opisy nie nudzą, co często zdarza się przy tak obszernych publikacjach, a język pozwala płynąć wraz z historią naprzód, nie odczuwając zmęczenia. Po prostu nie miałam ochoty odkładać książki na stolik, a jak już musiałam, zawsze robiłam to po "jeszcze jednym rozdziale".
Po pierwsze nauczył się kłamać. Po drugie, i ta myśl nie opuszczała go przez całą drogę, zrozumiał, że z łamaniem przyrzeczeń jest tak, jak z łamaniem serc: najtrudniejszy okazuje się pierwszy raz, potem idzie już z górki.
Czy Labirynt duchów rzeczywiście przynosi odpowiedzi na wiele pytań w głowach czytelników? Moim zdaniem i tak, i nie. Najbardziej dręczące mnie kwestie zostały oczywiście wyjaśnione. Niektórych się domyślałam. Mimo wszystko, nadal czuję niedosyt i czegoś mi brakuje. Ba! Mam wrażenie, pewnie błędne, ale zawsze można mieć nadzieję, że to jeszcze nie koniec. Że czeka nas jeszcze jakaś niespodzianka, prędzej czy później. Łudzę się, że jest to wrażenie uzasadnione zakończeniem książki. Nie mogę przyjąć do wiadomości, ze to już koniec, bo jestem bardzo ciekawa dalszych losów bohaterów. A Labirynt... zostawia furtkę, może by czytelnik sam sobie dopowiedział?
Na facebookowej grupie fanów wywiązała się rozmowa o błędach, najbardziej zaciekawił mnie zarzut nieścisłości czasowych. W jednej części Daniel spotyka się ze swoją żoną w wieku osiemnastu lat, w innej w wieku szesnastu. Gdy Julian powinien mieć około czterech lat, on nadal uczy się chodzić. Sama miałam takie wrażenie i gdy czytałam książki kolejny raz, zrobiłam sobie nawet notatki z datami urodzenia, ślubów, śmierci bohaterów... Dopiero Labirynt... wyjaśnia, dlaczego tak jest. Właśnie dlatego, że cała historia jest labiryntem i liczy się w niej opowieść, nie daty. Dlatego, że do labiryntu można wejść i wyjść z różnych stron. Nie bez powodu na początku każdej części cyklu możemy przeczytać informację, że książki można czytać w dowolnej kolejności.
Nie tym razem. Nie mogę wiecznie trzymać cię przy sobie wbrew twojej woli. Choćby nie wiem jak bardzo zabolało mnie rozstanie.
Najważniejsze, że czwarta część jest przepełniona atmosferą starych książek, wielu historii, niemal czuć podczas czytania specyficzny zapach księgarni i Cmentarza Zapomnianych Książek. Wszystko jest tak magiczne, że przez cały czas miałam wrażenie, jakbym była duchem obserwującym poczynania bohaterów, jakbym przeżywała wszystko z nimi. Przyznam otwarcie, że nie raz się wzruszyłam i zapłakałam, nie raz śmiałam się z żartów Fermina... A Fermin daje pokaz już na początku. Skończyłam czytać i czuję się bogatsza o nowe wiadomości o świecie, życiu, relacjach i przyjaźni, bo właśnie to jest najlepiej w całej sadze pokazane. Jak być prawdziwym przyjacielem, jak relacje pielęgnować i nie dać jej się rozpaść. Jakim cudem trwały one od Cienia wiatru po Labirynt duchów?
Tytuł: Labirynt duchów
Cykl: Cmentarz Zapomnianych Książek
Autor: Carlos Ruiz Zafón
Tłumaczenie: Katarzyna Okrasko i Carlos Marrodan Casas
Wydawnictwo: Muza
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Labirynt duchów.