Bolszewizm oczyma księdza - recenzja książki "Wspomnienia z państwa antychrysta"

Beata Igielska
Beata Igielska
Kategoria książka · 10 czerwca 2017

"Wspomnienia z państwa antychrysta" księdza Bolesława Żylińskiego to książka, która  ma dla mnie szczególne znaczenie ze względu na historię egzemplarza, który trafił w moje ręce w ubiegłym tygodniu.

 

Wspomnienia księdza Żylińskiego wydano ostatnio w 2016 roku w Poroninie. Zaraz potem Ośrodek Wołanie z Wołynia wysłał kilkanaście egzemplarzy do różnych polskich parafii na Ukrainie.
Jedna z książek trafiła do Lwowa i przez rok była czytana przez Polaków – od księdza pożyczyło ją ponad sto osób. Gdy nie było już chętnych, egzemplarz trafił do liczącej pięćset osób parafii w Kostopolu (około 250 km od Lwowa). Przeczytała go też ponad setka zainteresowanych.


Ostatnio wspomnienia zagościły w domu rodziny R., której pomagamy z mężem od kilku lat. Gdy nam ją pokazano (z wielką czcią, bo polskojęzyczne książki należą tam do rzadkości), przerzuciliśmy kilka kartek, stwierdzając, że zapowiada się interesująco.
Następnego dnia dostaliśmy ten zaczytany i posklejany taśmą egzemplarz w prezencie. Od razu też ustaliliśmy, że za kilka tygodni go odeślemy, mimo iż młode małżeństwo mówiło, że możemy ją zatrzymać.


Teraz książka jest u mojego syna i jego narzeczonej, a do przeczytania ustawiło się w kolejce kilka osób.
Pod koniec czerwca odeślę wspomnienia do Kostopola i pewnie będę się zastanawiać, jaką jeszcze drogę zatoczą.
 

A teraz wreszcie co nieco na temat sedna i formy.

 

Styl i język wspomnień księdza Żylińskiego dziś trącą myszką, ale ma to niepowtarzalny urok. Najważniejsza jednak jest treść.
Autor, który pochodził z polskich Kresów (urodził się na terenie dzisiejszej Białorusi), w 1920 roku potajemnie objął parafię na wschodzie polskiego Wołynia, na terenach zajętych po rewolucji październikowej przez bolszewików. Tam zajmował się również konspiracją i działalnością patriotyczną, za co w 1926 roku skazano go na śmierć. Po wielu perypetiach udało mu się uciec podczas transportu.

Nie zaprzestał szerzenia wiary i prawdy o sytuacji Polaków w rejonach opanowanych przez sowietów.


Ostatnie dni księdza poznajemy już z dopisanej niedawno relacji Marii Dębowskiej, gdyż na początku radzieckiej okupacji, 18 września 1939 roku, ksiądz został aresztowany przez czerwonoarmiejca na ulicy i słuch o nim zaginął.

 

Zasadniczą treść książki stanowią wspomnienia księdza Żylińskiego z jego pobytu na wschodzie Wołynia, gdzie wkroczyli bolszewicy i wprowadzili własne „porządki”, zakazując nauczania religii i języka polskiego. Próby zniszczenia tamtejszego życia parafialnego spełzły na niczym, gdyż polscy duchowni nauczali potajemnie. Było to niebezpieczne i zostało okupione wieloma ofiarami, jednak i księża, i ich polscy podopieczni nie wyobrażali sobie życia bez modlitwy, liturgii oraz rozmów po polsku, czytania rodzimej literatury i wychowywania w tym duchu dzieci.

Autor opisuje szczegółowo, jak wyglądały jego kontakty z rodakami, jak potoczyło się życie Polaków, którzy nie chcieli wyprzeć się swej narodowości.


Jednocześnie relacje te są przeplatane interesującymi refleksjami na temat bolszewizmu jako systemu totalitarnego oraz na temat polityki Lenina i jego popleczników. Mamy okazję poznać ówczesną sytuację z perspektywy wykształconego, wrażliwego, ale i zdeterminowanego duchownego.
Ksiądz nieraz wraca do czasów swojego dzieciństwa i historii Polski, wypowiada się na temat sytuacji w Europie, sporo pisząc o pierwszej wojnie światowej i jej wpływie na odzyskanie przez Polaków niepodległości, której na wschodnim Wołyniu znów ich pozbawiono.

 

W wielu fragmentach autor przytacza różne rozmowy, co sprawia, że narracja zaczyna przypominać powieść. Dzięki temu całość czyta się szybko, z zainteresowaniem i z emocjami.

Polecam z czystym sumieniem, bo to wspomnienia chwytające ze serce, dające do myślenia i mało spopularyzowane.

BEATA IGIELSKA