"Wszyscy wiedzą. O zabójstwach czarnych w Ameryce" Jill Leovy (recenzja)

Anna Bugajna
Anna Bugajna
Kategoria książka · 10 maja 2017

Kolejny reportaż Wydawnictwa Czarne z serii „Amerykańskiej” dotyczy zabójstw czarnych w Stanach Zjednoczonych, a dokładnie w hrabstwie Los Angeles. Autorka reportażu, Jill Leovy, ukazuje sprawę morderstw od nieco innej strony. Przyczyn ich zaś szuka nie wśród czarnych, a wśród przepisów prawnych, które ich nie chronią. Przecież nie chodzi tu o nietolerancję, gdy czarni zabijają siebie nawzajem…

 

Zarówno temat, jak i teza reportażu są bardzo śmiałe. Wszelkie sprawy powiązane z gangami istniejącymi w latach 70. i 80. na terenie Stanów Zjednoczonych do najłatwiejszych z pewnością nie należą. Leovy stara się zbadać ogrom problemu, siedząc w tabelkach i statystykach, badając liczbę śmierci czarnych w konkretnych latach na przestrzeni dekad. Zgłębia sposób pracy policji, a dokładniej detektywów z Wydziału Zabójstw w Los Angeles. Próbuje odpowiedzieć na pytanie,

dlaczego tak mało spraw zabójstw czarnych zostaje rozwiązanych, a mordercy pozostają na wolności.

 

Do Europy, co jakiś czas docierają informacje o nadużywaniu władzy przez amerykańskich białych policjantów. W wyniku tego dochodzi do zabójstw wielu czarnych obywateli, którzy zginęli od zbyt szybko i zbyt pochopnie wypuszczonej kuli. Reportaż Leovy skupia się na morderstwach czarnych jednak popełnionych przez czarnych obywateli. Jak wielokrotnie wspomina, o tych sprawach media milczą, stąd do Europy również nie docierają informacje choćby o skali morderstw czarnych w Stanach. Winę za ten stan rzeczy ponosi amerykańskie prawo, które niejako nie chce się mieszać w porachunki gangów. Skutkiem tego jest niedostateczna liczba detektywów, którzy mogliby rozwiązać sprawy, cięcia budżetu zmuszają do szybszego zamykania często niedokończonych spraw i utrudniają pracę detektywów. Brakuje też odpowiedniego programu ochrony świadków. Tak ograniczona i mało efektywna praca policji zmusza czarną społeczność do wzięcia spraw w swoje ręce, czyli do samodzielnego wymierzenia kary. W wyniku tego błędnego koła, w którym każde kolejne morderstwo prowadzi do zemsty, coraz częściej giną osoby całkiem przypadkowe, które znalazły się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie.

 

Sprawą przewodnią w reportażu Leovy jest zabójstwo syna jednego z policjantów, Bryanta Tennellego, której rozwiązanie powierzono detektywowi Johnowi Skaggsowi. Sprawa ta ciągnie się miesiącami i polega głównie na szukaniu świadków i przekonywaniu ich do złożenia zeznań. Cały ten skomplikowany system rozmów i przesłuchań autorka przecina innymi sprawami, zabójstwami, kolejnymi mordercami i ofiarami. Bardzo dużo uwagi poświęca samej pracy detektywów.

Przedstawia ich jako nieskazitelnych bohaterów, gotowych do wszelkich poświęceń, byle tylko doprowadzić do skazania winnego. Skupia się na tym, kto z kim pracował, kto jaki miał charakter, kto był dla kogo najlepszym partnerem, kończąc na życiu prywatnym każdego z detektywów, nawet tych, których nazwisko pada tylko w jednym rozdziale. Czytając reportaż Leovey miałam wrażenie, że jestem atakowana ogromną ilością całkowicie nieprzydatnych szczegółów, które prowadziły jedynie do poczucia zagubienia i oddalały od głównego tematu reportażu.

 

Autorka dopuszczała się także banalnych porównań:

Młody mężczyzna spojrzał na nich z powagą i strachem. Nie chciał być w więzieniu i nie chciał umierać. Chciał żyć na wolności, ale nie wiedział jak.

 

Gdy Skaggs i Stirling przechodzili przez bramy więzienia, rozległ się alarm. Strażnik machnął ręką w stronę okna, pokazując Stirlingowi przyczynę – wróbla uwięzionego między ogrodzeniami. Ptaki „po prostu wybuchają”, gdy dotkną przewodów pod wysokim napięciem, tłumaczył strażnik. Trzepoczą przez kilka sekund, a potem znikają.

Stirling przystanął, obserwując ostatnie próby ucieczki zdesperowanego wróbla.

- Biedny ptaszek – powiedział, po czym ruszył dalej.

Reportażowi Leovey brakowało konkretów, logicznego poukładania faktów, uporządkowania danych wręcz spisanych z tabelek statystycznych. Z pewnością zyskałby także, gdyby autorka trochę przesunęła pewne akcenty np. z budowania wizerunku detektywów jako bohaterów na środowisko czarnych, na większe zrozumienie ich sytuacji i praw rządzących ich społecznością. Na szczęście Leovey nie pominęła całkowicie tego tematu, jednak w porównaniu z przedstawieniem życia prywatnego detektywów, było to jak małe napomknięcie. 

 

Po przeczytaniu reportażu Wszyscy wiedzą… mam poczucie niewykorzystanego potencjału. Temat jest wciąż aktualny, problem rasizmu zarysowany w całkiem inny sposób, na poziomie źle funkcjonującego systemu, a nie pojedynczych aktów nietolerancji. Jednak perspektywa, którą obrała autorka wydaje się zbyt wąska, aby oddać całość problemu, przedstawienie bohaterów zbyt stronnicze, a sprawy ofiar potraktowane zbyt powierzchownie. Autorka za wszelką cenę stara się obmyć ręce pojedynczego białego, a winę zrzucić na to co najłatwiej – na anonimowy system, z perspektywy którego wszyscy są ofiarami.

 

Jill Leovy, Wszyscy wiedzą. O zabójstwach czarnych w Ameryce

Wydawnictwo Czarne, 2017