„Teatr Sabata” może szokować, oburzać albo fascynować. Jedno jest pewne – obok tej powieści nie sposób przejść obojętnie!
Głównym bohaterem jest starzejący się artysta-erotoman, dwukrotnie żonaty i szczycący się niezliczonymi podbojami seksualnymi. Niestety, Mickey Sabat ma już 64 lata, a więc i uroda, i kondycja nie są takie jak dawniej. Nie wszystkie kobiety dają się nabrać na jego wyćwiczoną gadkę i sławę, która teraz bardziej wiąże go ze skandalami obyczajowymi niż z działalnością artystyczną.
Wśród wciąż zafascynowanych Sabatem kochanek jest młodsza od niego o dwanaście lat Drenka, która pewnego dnia domaga się absolutnej wierności. Nietrudno się domyślić, jak zareaguje na to stary rozpustnik.
Szybko okazuje się, że to nie jedyny wybór, przed jakim staje Mickey. Los zdaje się złośliwie uprzykrzać mu życie. Do tego dochodzą ścigające go wspomnienia i nawiedzający duch matki, która nawet po śmierci nie daje synowi spokoju i wciąż domaga się wyjaśnień…
W tej dusznej i aż kipiącej od erotyzmu atmosferze rozgrywają się nie tylko łóżkowe sceny, ale i ludzkie dramaty.
Dzięki licznym retrospekcjom mamy okazję poznać przeszłość tytułowego bohatera, jego obu żon i kilku kochanek. Szczególną rolę odgrywają tu wydarzenia dotyczące starszego brata i rodziców Sabata.
Właściwie niemal każda postać ma tu własną historię, nawet pojawiająca się epizodycznie gosposia z Meksyku. I każda z tych historii jest intrygująca.
Książka Rotha to nie tylko epatująca seksem i wulgarnością opowieść o lubiącym świntuszyć, zdegenerowanym artyście. Tak jak w wielu innych powieściach tego autora, mamy tu świetnie pokazany obraz amerykańskiego społeczeństwa – zakłamanego i pruderyjnego, czego dowodem jest na przykład scena z przedstawienia, jakie Sabath dał w parku z udziałem roznegliżowanej statystki. Afera z obnażonym publicznie biustem urasta do gigantycznych, absurdalnych rozmiarów i na pewno jest jednym z najlepszych fragmentów fabuły.
Roth jawi się tu jako mistrz satyry, groteski i czarnego humoru. Obnaża prawdę o podwójnej moralności Amerykanów.
Autor w licznych wywiadach podkreśla, że „Teatr Sabata” to jego ulubione „dziecko”, które poświęcił problemowi wolności.
Wolność jest tu szeroko rozumiana i różnie interpretowana przez bohaterów. Dla jednych to pozbycie się wszelkich hamulców moralnych, dla innych realizowanie własnych celów i marzeń, dla jeszcze innych to tylko złuda, za którą człowiek goni całe życie, lecz bez efektów, bo egzystując w społeczeństwie, jednostka nigdy nie może poczuć się wolna.
Powieść na pewno stawia pytanie o prawo do wolności i o jej granice. Kto je ustanawia i w jaki sposób? Jaki wpływ na poczucie wolności mają religia, konwenanse i prawo? I wreszcie czy w imię ideałów wolności można poświęcać drugiego człowieka?
Bezpośrednich odpowiedzi na te pytania nie znajdziemy na kartach „Teatru Sabata”. Czytelnik musi odnaleźć je sam. Nie jest to trudne, gdyż podczas lektury nasuwają się refleksje dotyczące moralności, społecznych uwarunkowań, dobra i zła, jakie tkwią w człowieku.
Trzeba przeczytać tę powieść uważnie, by znaleźć w niej drugie dno, czyli coś więcej niż tylko szokowanie opisami seksualnych wyczynów i wulgaryzmami, jakimi często posługują się bohaterowie.
Życzę wszystkim owocnych poszukiwań i niezapomnianych wrażeń, także w sferze stylu, którym Roth żongluje jak prawdziwy artysta słowa i języka (także tego pięknego, kunsztownie i mistrzowsko zbudowanego).
BEATA IGIELSKA
Książka "Teatr Sabata" Philipa Rotha ukazała się 20 kwietnia 2017 r. nakładem Wydawnictwa Literackiego