Ludzie piszą książki z różnych powodów. W przypadku literatury uznawanej za popularną może być to chęć zdobycia rozgłosu/prestiżu, potrzeba przekazania jakiejś historii, czy też swoista odskocznia od rzeczywistości. Niektóre gatunki zwiększają szanse na uzyskanie szerokiego grona odbiorców. Wielu autorów próbuje więc swoich sił. Efekty są różne.
Nie tak dawno świat literatury zelektryzowała wieść o pojawieniu się na rynku nowego autora kryminałów. O Wołaniu kukułki mówiło się jednak głownie w kontekście utrzymywania w tajemnicy prawdziwego autora powieści (kto ukrywa się pod pseudonimem Robert Galbraith). Agent pisarza nie zdradzał kto zacz ( tłumacząc się podjętymi zobowiązaniami). Sprzedaż Wołania kukułki była jednak na tyle mizerna, że agent postanowił ujawnić kto jest prawdziwym autorem. Słupki statystyczne nagle skoczyły, bo książkę napisała znana osoba, poruszająca się jednak w zupełnie innym kręgu literatury. O tym jednak na końcu tekstu.
Powieść nie grzeszy zbytnio oryginalnością. Czytelnik otrzymuje dość standardowy kryminał z prywatnym detektywem w roli głównej. Były wojskowy z problemami osobistymi i zdrowotnymi prowadzi własną agencję detektywistyczną. Nie przelewa mu się. Nie stać go nawet na profesjonalną sekretarkę (zatrudnia osobę z agencji pracy tymczasowej). Sypia w biurze. Kiedy trafia mu się nietypowa sprawa, mimo sceptycyzmu podejmuje się jej. Dochodzenie jest dość ślamazarne. Jedynym w sumie ciekawym elementem jest przekonujące przedstawienie świata mody modelingu niejako „od kuchni”. Główny bohater nie pasuje do tego świata, ale jako człowiek nie związany w żaden sposób z branżą nie wzbudza nieufności. Londyńskie klimaty też nie są bez znaczenia, budują nastrój (możliwe chandlerowskie skojarzenia). Niestety powieść powiela wyprany schemat: ofiara, dochodzenie, wykrycie sprawcy. Wołanie kukułki nie zaskakuje. Umiarkowanie trzyma w napięciu, zawiera kilka nieoczekiwanych zwrotów akcji i może zaskoczyć zakończeniem (choć uważny czytelnik zdoła je przewidzieć). Nie będę jednak zdradzać szczegółów aby nie psuć przyjemności potencjalnym czytelnikom. Jak dla mnie sprawnie napisany kryminał. Nic poza tym. Do poczytania do poduszki jak znalazł.
Na koniec wyjaśnienie tajemnicy przedstawionej na początku tekstu. Któż to taki ten Robert Galbraith? To J. K. Rowling, autorka cyklu o Harrym Potterze. Po Wołanie kukułki sięgnąłem już po ujawnieniu autora. Fakt ten jednak nie był głównym powodem (nie miał dla mnie tak naprawdę znaczenia, byłem ciekaw samego kryminału) zainteresowania książką. Jednakże w powyższym świetle postać sekretarki występującej w powieści uzyskuje ciekawy wydźwięk. Sekretarkę Robin można uznać za alter ego Rowling.
Grzegorz Cezary Skwarliński ©
marzec 2017