Duch oceanu - przedpremierowa recenzja książki "Księga morza..." Mortena A. Stroksnesa

Beata Igielska
Beata Igielska
Kategoria książka · 13 marca 2017

„Księga morza, czyli jak złowić rekina giganta z małego pontonu na wielkim oceanie o każdej porze roku" to lektura dla tych, którzy lubią delektować się czytaniem, smakować opisy przygód, poznawać świat przez pryzmat barwnych anegdot i kontekstów.

 

Autor już na początku zapowiada, że wraz z przyjacielem zamierza złowić wielkiego rekina polarnego. Mężczyźni szykują sprzęt i czekają na odpowiednią pogodę. Nie wyruszą jednak na połów wielkim kutrem, lecz …pontonem. Może to wydawać się brawurą, wariactwem, a nawet próbą samobójczą. Ci, którzy liczą na krwawe i mrożące krew w żyłach opisy zmagań Mortena i Hugo z wielkim morskim potworem, muszą obejść się smakiem.

Owszem, książka trzyma w napięciu, ale dzięki umiejętnemu połączeniu gawędziarskiego stylu, lirycznych opisów przyrody i licznych ciekawostek.

 

Można powiedzieć, że wyprawa dwóch kochających morze mężczyzn to pretekst do ich długich rozmów, wspomnień i dyskusji na temat życia na ziemi. A właściwie w wodzie, gdyż tak naprawdę tam ono się zaczęło.
Autor w niezwykle barwny i ciekawy sposób opisuje, jako doszło do tego, że wodna fauna opanowała również ziemię i powietrze. Opowiada o i organizmach, których nie widać gołym okiem i o których przeciętny człowiek nigdy nie słyszał, o i gigantach takich jak wieloryby, kaszaloty, morświny, rekiny…

Jeśli ktoś był dotąd przekonany, że największymi zwierzętami zamieszkującymi kiedykolwiek Ziemię były dinozaury, to musi zweryfikować swoją wiedzę, gdyż rekord wciąż należy do waleni.

 

„Księga morza…” to opowieść niezwykła, która łączy reporterski styl z naukowym dyskursem. Ten drugi, na szczęście, nie ma nic wspólnego z nudnym wykładem. Autor w płynny sposób przechodzi od opisów przebywania na morzu z przyjacielem, do wspomnień z dzieciństwa i przywoływania nawet bardzo odległej historii Archipelagu Lofoty, w pobliżu którego żyje rekin polarny. Do tego dochodzą nawiązania do mitów skandynawskich i mitologii innych krajów, do literatury pięknej (z „Mobby Dickiem” na czele), do odkryć naukowych i pionierskich wypraw sprzed wieków.


Dawne legendy i ludowe wierzenia przeplatają się tu z najnowszymi teoriami, popartymi wnikliwymi badaniami.
A nad wszystkim unosi się duch nieśmiertelnych wód, które mogą zadziwiać swoim pięknem i porażać niebezpieczeństwem.

„Księgę morza…” czyta się jak pasjonującą opowieść o tym, co tu i teraz oraz bardzo dawno i bardzo daleko. To niezwykła historia związków człowieka z ziemią i wodą, z przyrodą, która może być i przyjazna, i wroga, której przez wieki nie doceniano i o którą teraz powinniśmy dbać ze szczególną pieczołowitością.


Morten A. Stroksnes pisze w sposób niespieszny, a jednak od jego książki nie można się oderwać. Działa ona na czytelnika jak magnes, niezmiennie zachwycając otaczającym nas światem, ale jednocześnie przypominając, że jesteśmy tylko jego elementem, może i wykształconym, ale niekoniecznie najważniejszym i niezniszczalnym.

BEATA IGIELSKA

Książka "Księga morza, czyli jak złowić giganta z małego pontonu na wielkim oceanie o każdej porze roku" Mortena A. Stroksnesa ukaże się 16 marca 2017 r. nakładem Wydawnictwa Literackiego