"Sprawiedliwi zdrajcy" to dla mnie arcydzieło gatunku!
Książka powinna być lekturą obowiązkową w liceach i na studiach dziennikarskich, zarówno ze względu na tematykę jak i sposób obrazowania.
Podjęta przez autora problematyka rzezi wołyńskiej i stosunków polsko-ukraińskich nie jest mi obca. Przeczytałam na ten temat sporo powieści, reportaży, wspomnień i naukowych opracowań. A jednak Witold Szabłowski poruszył mnie do żywego, pisząc o ofiarach i katach w sposób, który sprawiał, że niemal przez całą lekturę przechodziły mnie ciarki.
Wielki ukłon należy się reporterowi za to, że dotarł do swoich rozmówców, co nie było łatwe. Jeszcze trudniej na pewno było skłonić ludzi do wynurzeń, zwierzeń, otwierania ran, które tak naprawdę nigdy się nie zagoiły.
Pan Szabłowski nie tylko spisał wspomnienia Polaków i ich rodzin. Dotarł także do Ukraińców i ich potomków. Poszukiwał w Polsce i na Ukrainie ludzi powiązanych ze sobą, którzy niegdyś albo sobie pomogli, ocalając czyjeś życie, albo mają na sumieniu zbrodnie. Wielu z nich już nie żyje, niejednokrotnie trzeba było posiłkować się wiedzą ich dzieci i wnuków, którzy nie zawsze chcieli się nią dzielić albo po prostu nie wiedzą wszystkiego o przeszłości swoich rodziców i dziadków.
To historie smutne, bolesne, wzruszające, ale i piękne, zwłaszcza gdy autorowi udało się pomóc kilkorgu bohaterom w odkryciu swoich korzeni i odnalezieniu choćby cząstki prawdy o przeszłości.
Witold Szabłowski jest reporterem z krwi i kości, dociekliwym, bezkompromisowym, upartym i niezwykle inteligentnym. Pisze ciekawie, zajmująco i obrazowo, a jednocześnie nie nadużywa słów. Nie ma w jego książce ani jednego niepotrzebnego zdania.
"Sprawiedliwi zdrajcy" to literatura faktu, w której autor schodzi na plan dalszy. Nawet jeśli snuje jakieś osobiste refleksje, zadaje pytania i szuka na nie odpowiedzi, nie wychodzi przed szereg swoich bohaterów. Stoi w tle, jest tym, który mówi o innych, a przede wszystkim słucha i wyciąga wnioski. We współczesnym dziennikarstwie to niezwykle rzadka cecha.
Książka zasługuje na podziw także ze względu na obiektywizm autora. Przedstawia on różne historie tak, jak napisało je życie. "Gdy jedni mordują, drudzy rzucają się, by ratować" - to niezwykle cenne zdanie, które umieszczono na okładce stanowi lapidarne, ale trafne podsumowanie całości.
Interesująca jest również forma. Nie mamy tu po kolei opisywanych od początku do końca historii. Autor posłużył się kalendarzem pór roku, pokazując na przykładzie wybranych bohaterów, jak nasilały się wrogie nastroje wobec Polaków, jak dochodziło do pierwszych napadów na Polaków, jak wreszcie doszło do masakr i ludobójstwa.
Niewyobrażalne jest to, że sąsiedzi z sadystycznym okrucieństwem mordowali sąsiadów, z którymi jeszcze niedawno bawili się na weselach, odwiedzali się, pomagali sobie w pracy... Jeszcze bardziej przerażające i niepojęte są liczne przypadki mordowania przez Ukraińców własnych bliskich, na przykład żon i dzieci, w mieszanych małżeństwach.
"Sprawiedliwi zdrajcy" to książka, której nie można zapomnieć po odłożeniu jej na półkę.
Sądzę, że to jeden z tych przykładów literatury faktu, jakie tkwią w czytelniku nawet po wielu latach. W moim przypadku to przede wszystkim "Zdążyć przed Panem Bogiem" i "Hipnoza" Hanny Krall, "Rozmowy z katem" Kazimierza Moczarskiego i "Inny świat" Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Jestem pewna, że to tego grona dołączyła książka Witolda Szabłowskiego.
BEATA IGIELSKA