Codzienność w niecodziennych czasach (John Steinbeck – Dziennik z podróży do Rosji)

Jakub Wejkszner
Jakub Wejkszner
Kategoria książka · 13 października 2016

Steinbeck to niezwykle cwana bestia. Można się było tego oczywiście spodziewać, gdyż i w Na wschód od Edenu, i w Gronach gniewu poraża jego dalekowzroczność w tworzeniu powieści. Posługując się krótkimi zdaniami, opisami i dygresjami, operuje słowem jak malarz impresjonistyczny. Stawia małe plamki słowne bardzo blisko siebie tak, że dopiero przy spojrzeniu na całość można zrozumieć, że każde jego posunięcie miało na celu wydobyć ten właśnie, konkretny obraz. Nie inaczej postąpił przy tworzeniu dziennika napisanego podczas swojej podróży do Rosji z przyjacielem, fotografem – Robertem Capą.

 

Już od pierwszych stron reportażu czuć rękę mistrza. Steinbeck posiada niesamowitą umiejętność panowania nad słowem. Żadne zdanie nie ucieka mu w niejasność, wszystkie sytuacje, nawet najbardziej banalne, przykuwają do książki. Konsekwentnie kieruje narracją, przeskakując między rzetelnym opisem faktów a prezentacją subiektywnych odczuć w stosunku do konkretnych osób i osobistymi przemyśleniami. Jednocześnie potrafi rozbawić czytelnika krótką uwagą dotyczącą swojej niechętnie praktykowanej wstrzemięźliwości seksualnej podczas pobytu w Rosji, by następnie wywołać u niego zdenerwowanie i poczucie niesprawiedliwości z powodu niemożności ucieczki od sowieckiej machiny biurokratycznej.


Treść dotrzymuje kroku formie. Mimo że wiecznie zmęczony Steinbeck sprawia wrażenie, jakby pisał zdania od niechcenia i deprecjonuje siebie na każdym kroku, nie sposób nie zauważyć sprytu i inteligencji w tworzeniu napięcia i pejzażu historycznego oraz społecznego Związku Radzieckiego. Podsuwa czytelnikowi, wręcz niezauważalnie, kolejne opisy różnych grup etnicznych, które następnie rozbija na indywidualności, zręcznie scalając je i wychwytując tożsamość każdej z nich. Po wstępnym opisie swojego pomysłu na wyjazd do Rosji, związanego m.in. z dużą ilością alkoholu i rozbitych szyb, Steinbeck wyrusza najpierw do Moskwy. Poznaje tam stricte sowieckich Rosjan. Opisuje ich jako ludzi, którzy nie mają poczucia humoru, są wiecznie spięci, ale uczciwi i bardzo pracowici. Mimo wszystko, nie potrafi się tam odnaleźć. Moskwa przydusza go unoszącym się fetorem zakłamania i zmęczenia związanego z pokłosiem II Wojny Światowej. Wyrusza zatem do Ukrainy, gdzie jeździ po zniszczonych wioskach, które nazywa Szewczenko, dodając tylko kolejny liczebnik porządkowy. Spotyka tam ludzi o niebo szczęśliwszych, wylewnych i swojskich, bardziej ludzkich, mniej zakorzenionych w machinie politycznej Związku Radzieckiego. Sugeruje w subtelny sposób czytelnikom, że życie z dala od wielkiej polityki jest dużo przyjemniejsze niż tkwienie w jej centrum. Stamtąd wybiera się do malowniczej Gruzji, gdzie spotyka ludzi już na wskroś odmiennych od moskwian. Gruzini są pełni energii i świadomi odmienności swojej kultury. Bawią się do rana i tańczą, bez względu na wszystko.


Przez wszystkie te narody przenika jednak siła propagandy komunistycznej. Rosjanie zdają się nadal bezapelacyjnie poddani niewidzialnej władzy Stalina, podczas gdy Ukraińcy i Gruzini zdają się raczej powtarzać wytarte slogany i żyć własnym, trudnym życiem, aniżeli wierzyć w to, że Wódz ma zawsze rację. Pokazuje to bardzo ciekawą zdolność pamięciową, o której pisał Orwell w Roku 1984. Dwójmyślenie obywateli Związku Radzieckiego polega na tym, że jednocześnie zdają sobie sprawę z tego, że istnieją problemy, których być nie powinno oraz że są słowa, które nie powinny być wypowiadane, ale jednocześnie, jak automaty, są w stanie wystrzelić z siebie apologię osoby Stalina i komunizmu w ogólności.


Steinbeck w bardzo ciekawy sposób przedstawia również sowiecką machinę urzędniczą. Z punktu widzenia gościa jest po prostu poirytowany, znudzony, a swój punkt widzenia sytuuje w ogólnej sytuacji Rosjan, którzy muszą walczyć z tą maszyną przez większość czasu.


Bardzo interesujący jest również wątek jego relacji z Capą. Z dystansem opisuje smutne perypetie fotografa w Związku Radzieckim, któremu nie pozwalają niczego fotografować. Śmieje się trochę z jego frustracji, co jednak nadal służy narracji, którą stworzył, gdyż przez problemy Capy uwidacznia cień państwa policyjnego, który ciąży nad jego obywatelami. Jeszcze ciekawiej wygląda to z punktu widzenia Capy, który w swoich uwagach stanowiących jeden z rozdziałów, przedstawia Steinbecka jako człowieka na wskroś spokojnego i nieangażującego się w jakiekolwiek interakcje z ludźmi.
Z całego dziennika emanuje jednak niesamowita uczciwość dziennikarstwa. Nie twierdzę, że Steinbeck nie manipuluje faktami, czy też przedstawia obraz sowieckiego społeczeństwa w skali 1:1, ja jednak wybieram zaufać mu. Trudno nie mieć sympatii dla tego człowieka. Steinbeck zachowuje się jak rozpuszczony dzieciak na wakacjach, choć na pewno każdy odnajdzie trochę siebie w jego opisach. Boli go brzuch, bo zjadł za dużo, nic nie widzi, bo usiadł w złym miejscu, nie chce mu się prać ciuchów, więc chodzi ciągle w tym samym. Najwięcej empatii wśród czytelników zdobędą na pewno znane wszystkim godziny wyczekiwania na różnego rodzaju dworcach i lotniskach, gdzie zabijanie czasu staje się wręcz wyzwaniem.


Jedyne do czego można się przyczepić to sposób wydania tej książki. Chodzi mi głównie o przedrukowane fotografie Capy, które pojawiają się gdzieniegdzie. Są one beznadziejnie przekopiowane, w najgorszej możliwej jakości. I nie dam sobie wcisnąć bzdur, że tak wyglądały kiedyś fotografie itp., bo te zdjęcia bez trudu można znaleźć w internecie, gdzie są one w świetnej jakości, więc zrzucam to po prostu na niewiarygodną wręcz oszczędność wydawcy, której na pewno nie doświadczy się w wersji w twardej oprawce. Chociaż – kto wie?


Czy Steinbeckowi udała się jego misja? Czy pokazał przeciętnego obywatela Związku Radzieckiego, z jego przeciętnymi problemami? Czy pokonał mit złego Sowiety, który ciągle spiskuje przeciwko Ameryce? Myślę, że tak. Ale myślę, że udało mu się coś więcej. Udało mu się wzbudzić w człowieku współczucie do biednych ludzi żyjących w tym systemie. Zwykłych, codziennych Smithów, czy Kowalskich, którzy muszą wierzyć w system i jednocześnie, uczciwie, nie mogą. Myślę, że ta książka wyglądałaby podobnie, gdyby została napisana dziś. Może z jednym wyjątkiem, bo, z tego co wiem, whisky dotarła już do Rosji.

 

Dziennik z podróży do Rosji
Autor: John Steinbeck
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2016
Tłumaczenie: Magdalena Rychlik